a dziś będzie gospodarsko o tym, co się robiło na łikencie, bo żeby było też o życiu! :D
się zebrało czereśnie
się zebrało i zamroziło szpinak
się przesadziło zioła
się suszyło zioła
się zalało sosnówkę, zlewając uprzednio syrop
się zaprawiło truskawkową nalewkę miętą
się przefiltrowało listkówkę wiśniową
się zebrało kwiat bzu i nastawiło "łzy chrabąszcza"
się nastawiło nalewkę melisowo-miętową
się upiekło chleb ze szpinakiem i selerem
się nawet kwiatów do wazonu przyniosło
się też gotowało obiady i zmalowało fioletowy obraz
z którego jest się średnio zadowolonym, na szczęście on i tak nieskończon yest
a i tak, mama uważa, ze jestem wcieleniem lenistwa :D
poniekąd trochę tak, bo można robić parę razy więcej, tylko, kurna, po co? :]
*
yest to post dedykowany szczególnie słojowo, Binicji Myszkiewicz
z życzeniami, żeby jej łzy chrabąszcza tym razem dotrwały do finału!
:D
niewypowiedziane
4 dni temu
very good blog, congratulations
OdpowiedzUsuńregard from Reus Catalonia
thank you
:) dziękuję
OdpowiedzUsuńDziękuję za pamięć w tym oto poście i proszę o trzymanie kciuków za drugie podejście do czarnego - pierwszy się zburzył i zamienił w wino :(
OdpowiedzUsuńpsiamorda!
trzymię kciuki i mieszam swój :D
OdpowiedzUsuń