poniedziałek, 28 marca 2022

daleko od krawędzi kartki

 Przyszedł czas na podarek, który dostałam od Zinka. Krótka recenzja przeklejona z okienka czatu

ja: Atlas Wysp Odległych

to spożywam w drodze do roboty
to jedyny czas, gdy mam czas i ochotę
obecnie

 pięknie wydana, cudownie
i pięknie napisana
jest jedną wielką pustką zapełnioną odrobiną słów i polem dla myśli

no mówię Ci cymes!

Janusz: Brzmi jak naprawdę atlas

ja: tak
bo jest atlasem

Największą wolność daje dobrowolne osamotnienie (Alfred van Cleyf na wyspie Amsterdam)

Atlas Wysp Odległych, Judith Schalansky , przekład Tomasz Ososiński
wydawnictwo Dwie Siostry


i trochę skończyły mi się ściany. 

Na zdjęciu powoli jeden z moich ulubionych malarzy, podlaski Daniel Gromacki i obraz, który wprawia mnie w wielki spokój, a którego autorem jest Agnieszka Kujawa



oraz zaczął się sezon brzasku na obrazach w moim pokoju


Teresa Radziewicz, Grzegorz Wołoszyn, Dariusz Sokołowski


czwartek, 17 marca 2022

bliż

 Wrzutki, akcje zwierzęce, wsparcie znajomych, którzy opiekują się rodzinami naszych sąsiadów, mało. Łikendy siedzenia przed monitorem, robienia materiałów wspomagających nauczanie dzieciaków ukraińskich, wyszukiwania, montowania, tłumaczenia, szukania rozwiązań dydaktycznych, żeby jak najlepiej, mało. Organizacja akcji w szkole, rozmowy z uczniami, stałe rozmowy, by rzetelnie mówić, ukoić lęki, które się pojawiają, ukołysać rodzące się hasłowe antypatie wobec ludzi rosyjskich, zwykłych ludzi, mało. Wczoraj byłam u naszych żegockich ukraińskich dziewczyn, bo mam zajęcia polskiego z dorosłymi, w ramach sąsiedzkiej pomocy, 9 kobietek w wieku 20-65 lat. Na pierwszym spotkaniu był mur, oddzielone poczuciem obcości, strachu, ale i środowiska, bo wszystkie to dziewuchy stoliczne lub Lwowianki, a ja wsiok i tu wieś. Nie bardzo wiedziały co mówić, jak mówić, czy do mnie mówić, wybrały coś na kształt uznania mojej obecności poprzez omijanie miejsca gdzie stoję. Usiadłam, przyszła do mnie Złota, dwuipółletnia zaintrygowana moim posiadaniem kartek (słowniczki pierwszego kontaktu) i cienkopisem. Puściłam oko i zaprosiłam po polsku - porysujemy? Siadła do mnie i na wszystkich kartkach wyrysowałyśmy co tam nam przychodziło do głowy, śmiała się do rozpuku, kiedy narysowanej przez nią pętelce domalowałam buźkę i tu w moją stronę popłynęła pierwsza iskra akceptacji mamy. Zrobię stateczek, powiedziałam i zaczęłam składać kartkę przepraszając w myśli drzewa, że druk trzeba będzie powtórzyć. Na to przyszedł Igor, jakieś osiem, dziewięć. Umiesz statek? Zapytałam. Umiem samolot, powiedział i złożył kartkę. Wypróbujmy, Igor popatrzył na mnie ze zdumieniem, bo w obcej kuchni? Dawaj, uśmiechnęłam się czując  dotknięcia spojrzeń z różnych kątów krzątaniny. Leciał jak strzała. W zamian złożyłam Igorowi samolocik szybujący, jakiego nauczył mnie kiedyś szwagier-fizyk, a który to samolocik jest moim czarnym koniem w przełamywaniu lodów z chłopakami. Tym razem uznanie okazała również Walentyna, która robiła kolację. Pokażę ci jak go zrobić następnym razem. A więc ile tych lekcji w  tygodniu? Stanęło na jednej godzinie w tygodniu, czułam jak żegnają mnie z ulgą: "poszła".
Wczoraj wróciłam do tego poczucia. Stałam w  kuchni, a  życie toczyło się swoim trochę sztucznym sposobem omijając moje miejsce, ale po paru minutach już zahaczając nieco o mnie - to gdzie będziemy się uczyć? Wy tu gospodynie mówię, pójdę tam, gdzie mi pokażecie. Siadłyśmy przy ogromnym stole. Najpierw rejwach, moje kredki zniknęły w czeluści dziecięcego rozgardiaszu, wreszcie lekcja. Tak po mojemu, nieprofesjonalnie. Z godziny zrobiły się dwie i chęć jeszcze. Asia, ty nie mogłabyś przyjść częściej do nas? Wracając płakałam jak bóbr, dopiero teraz czułam jak bardzo to wszystko mało.





sobota, 12 marca 2022

"Nigdy nie przegrywaj walki" - "Regulamin na lato" (Shaun Tan)

 Reakcja mojego ciała mówi mi niezbicie, że choć zablokowałam w głowie panikę, to za barykadą mechanizmów obronnych dzieję się jatka. Działam ile mogę, drobne czynności, żeby ocalić kawałki człowieczeństwa na tym najponurniejszym ze światów, bywa, pracuję nad czymś całą noc, bo odłożenie roboty na rzecz odpoczynku, wydaje mi się niemożliwym dobrem. Ppod powierzchnię kory podpływa, jak mała, matowa rybka myśl, że to bezcelowe. Ale o dziwo, gdzieś w dalekim horyzoncie zapala się również refleks nadziei, której w sobie nie przeczuwałam. To taka irracjonalna nadzieja, jak prawdziwa iskra wiary, której już dawno nie czułam, występująca wbrew logice, rozsądkowi, faktom. Nie chwytam się jej, ale dostrzegam jej obecność, jak dalekie światło latarki, kiedy się idzie w mroku.

*

Żeby oderwać trochę myśli i uciszyć szum splatających ukraińskich zwrotów i słówek  w głowie, zapiszę słówko o książkach, które przeczytałam zanim stała się ciemność.

Shaun Tan, mistrz obrazu i oszczędnego, a bardzo poetyckiego słowa. Industrialna dżungla, tak określiłabym środowisko naturalne jego książek, postapokaliptyczny krajobraz przed apokalipsą, jak powidok lub przeczucie fatalne. Magia obrazów Shauna Tana bierze się dla mnie z jego niezwykłych przestrzeni budowanych przez płaszczyzny, detale są zwykle ważkie i w opozycji do głuchej pustki, potrącają raz za razem jakąś blaszaną nutę. Jak puszka wisząca na sznurku, pod wpływem wiatru uderzająca w ścianę. Magia słowa, to mieszanie światów, nakładanie świata snu, świata cieni, świata tych wszystkich zdarzeń, których nie umiemy wyjaśnić, na codzienne życie, które w książkach nabiera złowieszczego, pochłaniającego charakteru. Jak grafika robiona na warstwach, tak właśnie czyta się mi równolegle każda z książek Shauna Tana. Autor poprzez świat fantastyczny mówi wiele o codzienności, zarówno tej zewnętrznej, jak i wewnętrznej, samotności, izolacji naszych baniek, kierunku, w jakim dryfujemy. Mówi też: "Nigdy nie zostawiaj na noc otwartych drzwi do ogrodu"

Cykada, Shaun Tan (tłum. Łukasz Buchalski)
Regulamin na lato, Shaun Tan (tłum. Jacek Drewnowski)
Zguba, Shaun Tan (tłum. Jacek Drewnowski)
Opowieści z głębi miasta, Shaun Tan (tłum Anna Warso i Wojciech Góralczyk"

*

I jeszcze książka-obłęd, książka-niepokój, książka-irytacja, książka-współczucie, książka-zapałka, Skończyło się na całowaniu Ewy Jarockiej, w której siadamy wewnątrz schizofrenii, by zupełnie dać się wytrącić z programów sterujących. 

I chyba to tyle na dziś mam. Potrzebowałam coś napisać, to i napisałam.