sobota, 30 października 2021

nauka postoju

 Promocja, robienie rzeczy, które widać. Szkoła musi być widoczna i to widoczna atrakcyjnie. Bo inaczej rodzice nie dostrzegą jej jakości, a organy uznają, że nie spełnia zadania
 I tak już zagonieni, pobladli z bezsennych , pełnych lęku nocy  pedagodzy, gonią okazje, wyżymają mózgi wymyślając, jak zrobić wyżej, dalej, mocniej. Nie ma w dzisiejszej szkole przyzwolenia na miejsce ciche i spokojne, w którym po prostu można postać, wysunąć czułki i wpełznąć na listek. Akcje, atrakcje, projekty, które spadają jak ulęgałki i stresują wszystkich - od muszącego skołować stosowną liczbę karnie uczęszczających uczestników, bo listy muszą być uzupełnione, po zestresowanych beneficjentów, bo nie ma tam miejsca na nieobecność, dowolność, czy zwykłe rozmyślenie się ucznia, że jednak nie, to nie jego ścieżka.
Zajęcia obecnie przydzielone przez naczelny organ oświatowy (chciałoby się, żeby było to serce, ale to inny organ jednak) mają nabrać w czerpak minimum 10 osób, które przymuszą do posiadania zaległości ze zdalnego. 10 osób (nie mniej) ma te zaległości bezwzględnie mieć i na nic się zda tłumaczenie, że w naszej małej szkole zgłosiły się takie osoby trzy, jeśli nie wygrzebiemy zaległości u jeszcze siedmiu, trzy osoby stracą szansę na zajęcia. Jedna z klas liczy 9. uczniów, to także zbyt mało, niechby i wszyscy czuli potrzebę nadrobienia czegoś. Zatem łączenie uczniów z różnych klas. Po co, skoro połączenie różnych poziomów będzie skutkowało tym samym, bezsensownym siedzeniem na ósmej lekcji, bo załadowany program nie daje możliwości zorganizowania tych zajęć w innym układzie.
Naciski na konkursy, przyglądanie się mediom społecznościowym, gdzie fantastyczni nauczyciele robią fantastyczne rzeczy, zalewanie głowy komunikatami słanymi mailem o konkursie takim siakim czy owakim. Weź udział w projekcie  z klasą, dostań się do, wygraj odrzutowiec, wszystko to kusi, wabi i niesłychanie przygnębia, takie przebodźcowanie hiperkreatywnością. Myślisz sobie, jezu, nic nie umiem wymyślić, a jak umiem, to nie mam kiedy, nie mam z kim, nie mam jak i panika, że trzeba coś, szarpiesz się jak dżdżownica maczana w wodzie na końcu żyłki, nabita na haczyk, choć jeszcze żywa.
A najczęściej potrzeba nic z tymi dziećmi nie robić, przestać je za wszelką cenę rozwijać we wszystkie możliwe strony, rozwałkowywać na placki każdy talent i umiejętność. Czuję, że  potrzeba przystanąć, posłuchać, porozmawiać z nimi, pokazać, że człowiek nie musi koniecznie być szczurem sukcesu, choć pewnie musi i w związku z  tym skończy na zawał serca biegając w kółku. Chce się być z tymi dziećmi, z ich kłopotami, pamiętać o ich sprawach, pamiętać o drobnostkach z ich życia, mieć na to czas. Nie musieć batem wymuszać realizacji kolejnych projektowych zadań. Chce się mieć taki komfort, że ktoś ci powie, dobrze, możecie zrezygnować jeśli nie czujecie się na siłach, macie prawo, ma prawo coś nie wyjść, spokojnie, nie musisz nosić ze sobą aparatu fotograficznego i przerywać zajęć, żeby sfotografować, bo są wyjątkowo udane i nie będzie to wpływało na ocenę ciebie, jako nauczyciela, nie musisz szarpać się z fakturami, bo otrzymaliście 200zł dotacji i nagle na fakturze brakuje 1 złotówki.
 Ostatnio przegadaliśmy w  klasowym kręgu całą godzinę wychowawczą, bo tak wyszło, bo dwa małe problemy wywołały potrzebę wyrzucenia pewnych emocji, uczuć. Nie pierwsza to taka lekcja, w której krąg potrwał aż do dzwonka i nie zrealizowaliśmy zaplanowanego tematu. I dobrze, ludzie uczą się być ludźmi raczej przez powolne i uczuciowe działanie, cele, jakie powstają w projektach często są tylko zapisem tego, czego oczekiwalibyśmy, gdyby uczestnicy byli światłymi mędrcami, często umierają, rozpadają się i zostają zapomniane tuż po słowie koniec. Dzieci uczą się być dobre rozmawiając, odczuwając i dopiero, z rozmowy, z pojawiających się tematów i potrzeb, powinny wyrastać projekty.
 Z moją klasą robimy zbiórkę rzeczy dla uchodźców, tak po prostu wyszło, z ich pytań i opinii. Z ich lęków i niepewności, co mają o tym temacie myśleć zbombardowani najróżniejszymi zdaniami mediów i bliskich. Tak zwyczajnie, bo nagle poczuliśmy potrzebę okazania człowieczeństwa, okazania troski innym dzieciom, bez rozliczania się z listy obecności, bez rozliczania się z finansów, z jedną tylko kartką papieru, na której zapisaliśmy kto co i do kiedy ma zrobić, żeby rzecz się nie rozsypała. I tyle.




środa, 20 października 2021

Miziam się płetwą

 Fanaberka czyta mój wierszyk, a za oknem padaka, a w łikend Gdańsk


niedziela, 17 października 2021

szybując

 Umyłam okna w pokoju, co jest wielkim wyczynem u mnie, akolity chaosu, może jego ziarna nawet, bo gdzie się nie zatrzymam, bałagan, gdzie nie położę jednej rzeczy, rozrasta się wykładniczo i obejmuje we władanie całą dostępną przestrzeń. A ponieważ jestem akolitą niewiernym i występnym, staram się z sił wszystkich utrzymać ten chaos w ryzach, burząc mu jego chaotyczność staraniem (w granicach wszakże rozsądku) o porządek. ratując więc swoje życie, staję sama przeciwko własnej naturze i własną naturą swoje działania przekreślam. Jednym słowem Uroboros, a pierdolnik, który zwycięża, siada na szczycie sterty.
No to tak patrząc przez czyste szyby myślę sobie, jaka ta jesień ładna, jak pędzi w niej niebo, galopuje, zwija się w chmurach, układa w zalotne pasma, jak się bzdyczy deszczem i zaognia poranną mroźną czerwienią. Wyciągam z herbaty maliny i zjadam jedna po drugiej, umieszczając ich smak na widmowych półkach pamięci. 
A właśnie, pamięć. Moją supermocą jest dostęp do większości emocjonalnych wspomnień i wrażeń, które były moim udziałem. Niemal fotograficznie, jeśli można byłoby zrobić uczuciu fotografię. Z ogromnej  ich liczby  nie korzystam, zwłaszcza z tych bolących, ale czasem lubię wyjąć jedno z albumu, pooddychać. I tak wczoraj, szybując przez okno na jesień, wydobyłam sobie to wspomnienie, kiedyśmy żegnali się kończąc studia. To poczucie, że już nigdy nie spotkamy się w tamtym składzie, w tamtych czterech ścianach, w takich codziennych okolicznościach, w tamtym życiu. Że to już odchodzi. Pamiętam to poczucie straty i smutku i wczoraj przeżyłam je raz jeszcze z pamięci.  Smakowałam jego nuty, rozcierałam na języku popiół i słodycz, zanurzałam się w tamtych obawach. Takie rozrywki sobotnie.

a mieszkaliśmy na ulicy Aleja Przyjaciół nad pięknym jeziorem Długim
no i spotykamy się, oczywiście, ale już nigdy tak, bo już nigdy nie będzie takiego lata i wódka nie będzie taka zimna




sobota, 16 października 2021

Chomiczek

 Druga kartka to już może być początek kolekcji. Uwielbiam przesyłki pocztowe i dotarła do mnie kartka od Łukasza na okoliczność wanny. Cudownie, ze gdzieś tam we wszechświecie jest jeszcze człowiek, któremu chce się wysłać kartkę pocztą, a wcześniej jeszcze ją zrobić. Kartkę, nie pocztę.


Z nostalgią wspominam czasy, kiedy Internet był wielkości ogródka i nie dopasowywał cholernych treści do cholernej osobowości używaciela. Dzięki temu można było znaleźć wiele i z sensem i z dużą zmiennością wyszukać rzeczy oryginalne i do siebie nieprzystające, ba nawet kurioza. Szlag mnie trafia, kiedy licząc na los puszczam po kolei jutuby i już po dwóch kawałkach, uczynny demon ustawia mi srylion raza przesłuchane i dopasowane do mnie kawałki, których wcale słyszeć  nie chcę. Nie żebym się obraziła na nie, ale nie szukałam ich. Podobnie jest z wyszukiwaniem filmików i nagrań, mam wrażenie, że jak chomik biegam w jakiejś obłędnej karuzelce i za cholerę nie mogę się wyrwać z klatki. Netflix pisze do mnie uprzejmie na mail, że ma coś, co mnie powinno zainteresować, a HBO ustawia galeryjkę "moich marzeń". FB nawet nie wspomnę, bo to dla mnie jeno ścianka, która w moim żywocie ma pewną użyteczność, ale nie poszukuję na niej.
Usłużność rzeczy staje się więzieniem, pech chce, że muszę z Internetu korzystać i wyszukiwać rzeczy potrzebne do pracy. Wciąż te same krwa mać rzeczy. Nawet teraz pilne spamoboty czytają co piszę i kto wie, co jutro znajdę na swojej poczcie, akcesoria do terrarium, środek pielęgnujący sierść dla małych gryzoni, czy może puszkę z pandorą do samodzielnego montażu. Psiajegomać!

A dziś po raz pierwszy od dawna ze spokojem w duchu i serze otworzyłam książeczkę i mogłam nareszcie czytać. Coś wspaniałego, wiedzieliście o tym?
Reajmund i chorobowe członków domostwa sprawiły, że zapomniałam jaki to stan, ale już pamiętam. Jestem w niebstwie.

Ps: Miniserial "Sprzątaczka" na netflixie jest całkiem udatny, jeśli macie ochotę sobie trochę popłakać. A  Andie MacDowell jako matka bohaterki (sic!) przewspaniała i robi 50% filmu


Ps 2: mam drzwi do łazienki






poniedziałek, 11 października 2021

Ludzie listy piszą

Lubię listowność, przesyłanie papieru, kartek i staram się dzielnie obyczaj podtrzymywać. A tymczasem niespodziewanie ludzie zeszli z drogi listonoszowi, bo jechał i ja dostałam cudowną kartkę z Siedlec od Łukasza. Kartka niesamowicie podpompowała mi koło nastroju i uśmiechnęła mnie, że ktoś właściwie obcy zrobił taki śliczny gest, i wrotycz, i pomysł, i w ogóle. To taki znienacki, a potrzebny promyk.

Dziś dostałam cudowną dedykację od Ósmego, bo umówiliśmy się wymienić egzemplarzami, jako że kolaże Grzegorza traktuję jako ważną część i współautorstwo książeczki. I kurczę tak to wyszło z naszych dawniejszych żartów, że powinniśmy kiedyś popełnić książeczkę wspólnie. Czyli wszechświat słuchał znowu. Co prawda w naszych fantazmatach miało to wyglądać nieco inaczej, ale wiele rzeczy miało inaczej wyglądać, więc to nie jest kuriozum jakieś. I o dziwo tym razem to ja zamulam z moją dedykacją i nie zabrałam się jeszcze za wysyłkę. Chyba zepsuła mi się w środku maszynka do ćwierkania. Albo to też z powodu rajmunda łazienkowego i choroby Panny Łaskotki (na coś trzeba zrzucić). A dedykacja jest też zrobiona właśnieręcznie i spłynęła mi po organie pompującym, wyjątkowo potrzebnym ciepłem. 


Mocne postanowienia poprawy w dyscyplinie pisania zawsze biorą w łeb i no to co, właśnie jestem po Małych kobietkach filmowych (książki znam od młodzieńctwa i uwielbiam, jako że jestem gęsią sentymentalną pod łykowatą podeszwą skóry codziennej)  i oczywiście, że spłakałam się, no bo jak nie płakać.

Nie czytam ostatnio zbyt wiele, bo patrz powyżej, jeno Horacego i artykuły w internecie, no i Gazetę Olsztyńską do porannej herbaty. Przestałam się zmuszać do tych cholernych śniadań o piątej, bo ani to działa, ani poprawia mi nastrój, siorbię więc herbatę i głodnieję jak kiedyś, koło 11. Nawet na czytanie w busie jakoś nie mam wenanty, Nowosielski leży w torbie i jeździ w te i wew tę.

A łazienkę obecnie prowadzimy otwartą, bo drzwi schną jakieś eony, tak więc prosto z tronu można przywitać się z gośćmi, podpisać zlecenie kurierowi, pogawędzić z listonoszem prosto z wanny. Ekstra!

Powietrze jesienne już tnie oddech na cieniutkie plastry. Cudownie. A tu śpiące kasztany. Moje prototypy, a wkrótce rusza produkcja w klasie siódmej, mamy fajny plan.













środa, 6 października 2021

Z rozmów z przyjaciółmi - O pochwale ablucjonizmu

 Wusz: Jako  "ciekawostka dnia", myślę, że to będzie na Osiołka - Konrad Góra jako jeden z pierwszych polubił moją łazienkę. Moja łazienka jest lubiana przez Konrada Górę

Wusz: Łazienka lewandowskiej lubiana przez wielu polskich poetów
Również inni artyści doceniają jakość tej łązienki

Jakub: A bo to bardzo artystyczna łazienka
Być może będzie się w niej zbierać okoliczna bohema


*


Czyli już prawie koniec, jeszcze mydelniczki, appierniczki, malowanie karoryfera i drzwi i to naprawdę ament będzie.





sobota, 2 października 2021

jacysiowanie i straty materiałowe

 Co się dzieje z tymi wszystkimi kawałkami nas, które nie biorą udziału w naszych związkach? Miłosnych, przyjacielskich, rodzinnych. Czy te kawałki odstające z powodu transformacji naszego oblicza w rodzinie, związku, przyjaźni, degenerują? Rozpadają się w pył, czy może na przykład ułożone  w kostkę, przesypane naftaliną i zapakowane w próżniowe worki, trwają nieporuszenie aż do naszego końca i tuż po nim, na wypadek istnienia ostatecznych trybunałów, staną wszystkie razem przepychając się i depcząc sobie po palcach ? A jeśli tak się właśnie stanie, czy będziemy jak potwór srodze naćpanego Frankensteina działającego do spółki z pijanym Gallagherem? 
Czy fastrygowany przez nas dzień po dniu patchwork robi się coraz grubszy, jak makatka z naszywaną bez ustanku kolejną aplikacją i stratygrafią wszystkiego mnie pod kretonem w kwiatki? Czy może odpruwane kawałki walają się tu i ówdzie po zakamarach naszego umysłu, zawalają komory serca i piętrzą po przedsionkach.
Ciekawe. czy mogę odzyskać dane z siebie sprzed dwudziestu lat, czy to, że nie zrobiłam wtedy archiwizacji i kopii zapasowej skaże mnie na zawsze na nowe apki i przeglądarkę, która nie współpracuje już  z Javą.


a tu wierszyk. z Kreaturii