niedziela, 23 czerwca 2013

Postępy w pakowaniu

Oczywiście żałuję, że nie było mnie na 40tych urodzinach przyjaciela (Lewku sto lat!), ale decyzja ta podyktowana szczątkami rozsądku jednak przyniosła jakieś wymierne efekty:
po pirsze prymię, zrobiłam sporo roboty papierdołowej, której zrobienie było absolutną koniecznością
po drugie prymię - byłam na ognisku z moją klasą, z którą już się na zakończeniu roku niestety nie zobaczę i dzieciaki cieszyły się, ze przyszłam i jęczały, jak już musiałam iść. to miło
po trzecie prymię ogarnęłam trochę chałupę i zrobiłam pracza, a wiec przed wyjazdem mam trochu mniej
po czwarte prymię - zrobiłam zakupy na wyjazd,a  to już był ostatni dzwonek
po piąte prymię, nie mam kaca,a  to oznacza, ze prawdopodobnie wyrobię się z pracą i zadaniami

i zrobiłam postępy w pakowaniu, o!


Przy czym Retes wie, ze na tym zdjęciu brakuje istotnego elementu! Ale to już ona niech!


aaaa i zrobiłam 3 nalewki
- waniliowo-migdałową (zlana, klaruje się)
- z kwiatu lipy (i oberwałam kwiat na suszenie i nalewkę z siostrą - pozdrawiamy Ja-Kubka)
- z kwiatu bzu (tym razem poparzyła się pokrzywami siostra, ha!)

piątek, 21 czerwca 2013

świacieje na patelni

Czułe, eleganckie w formie, odwołujące się do miękkiego poczucia w głębi, kojarzą mi się z obrazami Eugenio Carmi

Alik Assatrian


Z ożyciu - Ciekawe dlaczego w dzisiejszym logo gugla, związanym z dniem lata, nie ma literki "e ", utopiła się?

czwartek, 20 czerwca 2013

Paka paka

Jest niemiłosiernie gorąco, mam ochotę zdjąć skórę przez głowę albo przynajmniej wejść do puszki z  zimnym (bo z zamrażarki) piwem Żubr, które wraz z dość podstępnym kacem, zostało mi z wczorajszej koleżeńskiej imprezy w pracy. Jest więc kurewsko gorąco, podtapiam swojego kaca i zastanawiam się jak ja u licha spakuję się na tę Islandię, skoro na razie ze sprzętu posiadam śpiwór, lornetkę i jeden klapek pod prysznic, bo drugi jeździ z Reteską wokół Białegostoku. Jak ja się spakuję i jak ja przede wszystkim wyrobię się z robotą do czwartku. Wiedziona typową studencką intuicją (pamiętacie ten dowcip?) odłożyłam zakupy przedwyjazdowe na jutr, czyli na piekło temperaturowe, zamiast zrobić je jak łaskawie przykazuje doświadczenie, ze dwa tygodnie wcześniej. Pije więc  Żuberka i z zadumą wpatruję się w teleobiektyw, kontemplując jego rozmiar i masę.
Przed chwilą przeczytałam  sobie bardzo piękny wywiad z Marcinem na temat fotografii (Marcina fotografie uwielbiam, zresztą jego samego też), ale załamał mnie ten wywiad, ponieważ jestem zaprzeczeniem wszystkich jego rad. Może, myślę sobie po cichu, może na Islandii nie ma czego fotografować i może, wizualizuję sobie  z nadzieją, nie trzeba będzie jeść. Co gorsza nie mogę zadzwonić do nikogo z Dream Teamu, bo tym razem nie płyniemy razem, więc nici ze wsparcia, że oni też siedzą i wpatrują się w smętne stosiki rzeczy, albo biegają po domu krzycząc - kurwa, kurwa, kurwa, i wpychają do polecaka różne przypadkowo napotkane przedmioty. A mój piekielnie zorganizowany brat (z którym płynę) nie zrozumie powagi i dramatyzmu sytuacji. A jest dramatycznie, ale zza okna dochodzi leciutki nocny powiew, no i piwo zimne tez jest niejaką tu pociechą. Żurawie drą dzioba.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

cierń goanny

Jakoś tak nie mam serca do czytania reportaży w wielkiej ilości, dlatego ostrożnie podchodzę do takich książek, sięgam z  daleka i najpierw długo potrząsam  bacząc, czy nie wypadnie z niej trawa, tytuń, czy kieł słonia. Czasem jednak nie wypada, wszystko trzyma się kupy i rzecz napisana jest przyjaźnie dla oka, ucha, umysłu. Do książek trzymajacych się kupy zaliczam Niewidzialnych, Mateusza Marczewskiego. Jakkolwiek w książce czuję aspiracje do przeniknięcia nieprzeniknionego i objaśnienia tegoż prostemu, białemu, choćby nawet opalonemu czytelnikowi, nie jest owa ambicja nieznośną, raczej czuje się ją w tle niż wrażoną palcemw  oko. Plik wyjętych z kieszeni znoszonego plecaka odczuć i poczuć z podróży po kontynencie australijskim, próba dotknięcia sprawy aborygenskiej, zrozumienia jej, złapania w portret, czy raczej w coś, co portretem być nie ma.Płynnie i spokojnie prowadzi Marczewski czytelnika, nie szarpie, nie straszy, więc "lubię to", ponieważ sztuczki na emocjach,  to rzecz niebezpieczna i łatwo popaść w dziwacznie powykręcany patos, dramat, czy zawodzenie. A tu dramat jest, dotknięty, pokazany ciszej, na tyle dobrze, by gdzieś tam został w środku jak cierń Spinario i drażnił.


Ps: Dostałam cholera kataru, a dopiero miał skończyć się ten poprzedni, no to jak!

Ps2: goanna to taka jaszczura, bardzo ładna zresztą. dokładniej to więcej niż jeden gatunek. goanny

farba w pozycji lotosu

http://www.indianartcollectors.com/artist/ArunKumarSamadder

a tu proszę, bardzoż świetne obrazy. voila

niedziela, 16 czerwca 2013

Iławskie

30 maja  - Gardzień
31 maja - Szymbark
1 czerwca - Prabuty, Susz, kamieniec, Iława - fotki z lotki

Garść luźnych zapisków z długiego łikendu w Gardzieniu

Namówiła mnie Retes, nieco się opierałam,w  końcu dałam się bo myślę - raz kozie śmierć, poezja nie może być tak straszna, na jaką wygląda. Omijając szorujące kurz z dróg procesje Bożego Ciała, zajechałyśmy do Zbyszka, co to nas argoturystycznie gościć miał. I gościł. Ten sam Gardzień, w którym mieszkała Jenny von Pappenheim później Gusted), pisarka, bratanica Napoleona, znajoma Goethego i Shillera  i jedna z postaci zjawiających się duchem w książce Nienackiego (Pan Samochodzik i Niewidzialni). Dworu już nie ma, ale Gardzień miejsce przyjemne przywitał nas zgoła innymi atrakcjami. Wpadliśmy (bo z Iławy zgarnęłyśmy też Jakuba) w rozgadany, rozszemrany tłumek Poetów Po Godzinach. Co z tego wynikło niechaj zostanie owego tłumku tajemnicą, wspomnę jeno, że było wino, śpiew i piękne kobiety aż do wczesnych godzin porannych. i taniec brzucha w dniu ostatnim

 



do naszych baranów - Szymbark (i mój ból głowy). Zamek, a w zasadzie ruiny zamku, bardzo piękne. Czerwone, ceglane mury szczerzą się niebu na złość, przestrzeń w obrębie murów spora (to drugi wielkością po malborskim, tak przynajmniej oznajmił pan oprowadzacz, miły zresztą niezwykle), ale najmocniej czuje się dawną tego zamku potęgę będąc u stóp, kiedy obchodzimy go dookoła. Ściany wędrują w górę, ogromnieją, a wszystko to w łagodnej mazurskiej ciszy.







Kolejny dzień - mała wycieczka
Prabuty senne miasteczko pozamykane na trzy spusty. Pomimo iż wiki twierdzi, że to i owo można zobaczyć, Prabuty witają nas raczej kamuflażem. Rozbawia makieta stojąca w miejscu wskazanym szumnie, - ruiny zamku. Zamek był ładny, to na podstawie makiety można stwierdzić, pięknie bo nad jeziorem położony. Z rzeczy przyjemnych jest jeszcze szyld na ryneczku i Brama miejska. A na fontannie rycerz Roland



Tutaj dwa dziady proszalne, jak miano wskazuje - dziad i baba ;)








Susz - kościół św Antoniego Padewskiego z wnętrzem widzianym zza krat, ulica Podmurze wskazane niewiernym po trzykroć, fragment murów, jezioro, w sam raz na byczy spacer

I wreszcie perełka- Kamieniec Suski. Za niestety na głucho zamkniętą bramą, pałac - siedziba rodu Finckenteinów, a póxniej,zu Dohne i kiedy porównamy linie pałaców w Kamieńcu i Słobitach np, widać podobieństwo http://wierszalotka.blogspot.com/2012/09/swieta-warmia-sobity-siedziba-rodu-zu.html.
Pałac w Kamieńcu, a właściwie jego niszczejące już ruiny imponują rozmachem, wielkością, pięknem tego, co jeszcze możemy oglądać. i znów u Nienackiego kamieniecki pałac pojawia się w części Pan Samochodzik i Niewidzialni. Szkoda, ze mamy mało czasu, by poszukać dziury w całym i przekraść się na teren.

 A tu zdjęcie do kompletu z olsztyńskim kocham


 

i ja z ja-kubem








A wieczorami, a wieczorami, panie dzieju, szopki, hopk, galopki, dyski łamańce i piski. Kolorowo. I dobrze mi to zrobiło, bardzo dobrze nawet, opuściłam sen zimowy.

Tutaj poeci bawią się psem




żeby nie było! Były i teatralia, były poetyckie spotkania (jakby grupa poetów była niedostatecznie poetyckim spotkaniem ;D)
i tu możemy podziwić moją przyjaciółkę Retes, jak ma swój wieczór. razem z Grzegorzem Wołoszynem



Tu obserwujemy, jak Retes się natycha

 


a tuu rekwizyt, który uparcie szefowa kazała ściągać z kadru - piwo Lech, Marki Lech, buntowniczo przemycane w kadr przez prowadzącego Sławka Płatka




 Tutaj Grześ demonstruje, jaki kawał wiersza napisał





A tutek zasłuchani


 



i moczenie kopyt w Jezioraku w oczekiwaniu na spotkanie w bibliotece iławskiej




Biblioteka - promocja tomu Poetów Po Godzinach - "Miłość w czterdziestu siedmiu pozycjach"








sobota, 15 czerwca 2013

słoje

Dzień w zasadzie spędziłam wałkując trawę i śpiąc na książce (bardzo ładnej, ale o tym za jakiś czas) Pietro Citatiego - Izrael i Islam.
Zrobiłam jednak nieliczne rzeczy pozyteczne jak karmienie inwentarza, umycie garów i nalewki.
Żurawinówka zlana, truskawkowy Warmiński Świt nalany, Ostatnia przyjemność w działaniu. A tej chyba jeszcze nie podrzucałam, no to hop



tu warmiński świt


 sesja żurawiny







i migdałowo-waniliowa, czy raczej waniliowo-migdałowa

To taka babska nalewka na smętne dni i dziewczyńskie pogaduchy. Niespecjalnie przepadam za tak słodkimi, ale robię ją dla mamy i znajomych, które kwiczą na słodycze.

Potłuc i posiekać 2 laski wanilii i 3 migdały,  wrzucić trzy goździki i kawałek kory cynamonu
Włożyć do słoja, zalać małpką spirytu i małpką wódki. 
Przez trzy tygodnie trząsać słojem 
Po tym czasie przefiltrować
1 szklankę wody źródlanej zagotować z 0,5kg cukru - zrobić syrop
Do syropu dodać dwie łyżeczki soku z cytryny, wystudzić
Wlać nalewkę do syropu, dolać pół szklanki brandy lub koniaku, wymieszać, zabutelkować
Leżak 2 tygodniowy



i ju


a przed chwilą wżarłam wielką miskę rukoli, która w zastraszającym tempie przybiera na wysokości i w liściu i teraz jestem pełna zielska

Ps: Myślę też sobie, jak to dobrze że już nie mamy krowy, świni, owiec, królików., już sobie wyobrażam jak rano zapierdalam do obory, doję krowę, szoruję świni siodło, a w przerwach ze śpiewem strzygę owce, metal masakra i krem nivea!

Ps 2: Ostatnio z podłogi kurnika wykopał się szczur, po czem utopił w cebrzyku. Nie jestem mściwa, ale skrycie mam nadzieję, że to ten sam, który zimą spadł mi na głowę z sufitu. Zaraza psiaichmać! Nie panikuję, jeśli idzie o gryzonie, ale to nie znaczy że bezkarnie mają mi hopsać na łeb. No i zabrała go Śmierć Szczurów PIP

Ps 3: Jak u licha,  można nazwać ogórek tak : ?

 

Ps 4: Złowieszczo brzmiąca reklama na fb:  
"Miałam złogi i toksyny..." 



Z ogłoszeń

http://szafa.kwartalnik.eu/

czwartek, 13 czerwca 2013

Zaangażowanie

w tym roku dzierżę swą pancerną łapą szkolną bibliotekę, wspomaga mnie Młoda. Spisuję wczoraj z księgi inwentarza książki wypożyczone a niepowrócone do macierzy. Karta uczennicy z klasy III. Sprawdzam, na karcie numer 309, zaglądam do księgi, zaglądam głębiej, przecieram oczy ze zdumienia. Młoda, pytam, cholera, Natalia wypożyczyła 2 tom Dzieł Stalina?

List z podróży

Droga Lalu

Ceratowy intensywnie myśli, jak napisać wszystkie  rzeczy, które nazbierały się przez tych wiele miesięcy. Marszczy czoło, wywiesza język, ślini blat stołu i skrobie się końcówką pióra za uchem.
- Właśnie skończył mi się atrament, pisze.



 Retesce, która prawdopodobnie nie straciła nadziei

piątek, 7 czerwca 2013

Syn Antoni M

Moja głusza mnie nie puszcza

Z rozmów z przyjaciołmi - O Higienie



Rada: za dobrze by było gdybym nie pamiętała...
wypieram

Ja: dobra to ja Cię wspieram i wypieram wraz z Tobą

Rada: ahhhahhha sobie wyobraziłam jak razem wypieramy ahhahhhha

Ja: no, razem to dziurę byśmy wyprały!

A rozmów z przyjaciółmi - O Jej wysokości



Ja: Heloł, wiesz, jaki mam kurwa wielki ogród?

Rada: ahhahhaha rozrósł się?

Ja: dwie małe grządki pełłam 3 godziny metal masakra :|

Rada: bo po ch... ci grządki

Ja: nie, one są tylko do kostek!

środa, 5 czerwca 2013

bez względnie inteligentmy

Kiedy rozmawiam z ludźmi, wszyscy oni zdają mi się od mnie inteligentniejsi, błyskotliwsi, z większymi umiejętnościami,z  prawdziwymi zainteresowaniami, dowcipniejsi. A kiedy czytam jakąś swoją wypowiedź, zdanie rzucone mimochodem w kod ideogramów, sprzed czterech lat na ten przykład, przecieram oczy. Zdaje  się, że byłam blyskotliwsza, inteligentniejsza, miałam prawdziwe zainteresowania i dowcip. Sobie obca



Są już czereśnie. Tylko przez chwilę, bo zgodnie z trójpodziałem świata słowiańskiego, Prawię szczytu biorą szpaki, w Jawii buszujemy my, zaś Nawie należą do kur. Skurczebyki siodłane, skaranieboskie na ich dupy nieopierzone, wszędzie wlezą, wszędzie!



poniedziałek, 3 czerwca 2013

trud powracania

Na długim łikenciu byłam w Gardzieniu. I Iławie. I Szymbarku. I Suszu. I Kamieńcu. I prabutach. W niektórych miejscach więcej, w innych mniej, w jednych bardziej, w drugich nieco.Teraz usiłuję znowu przekroczyć granicę ciszy, którą przejechałam rowerem. Rower właściwie był mercem Reteski, acz pod koniec wyjazdu stał się też Dziennikiem Podróżnym i tablicą ogłoszeń wszelakich. 
Wyskoczyć z ciszy i obowiązków dnia codziennego to proste, powrót jest przez nieorane pole. Siedziałam dziś w wejściowych drzwiach, patrzyłam na katulającą się po niebie burzę, plułam czereśniowymi pestkami i zastanawiałam się dlaczego u licha tak mi się nie chce. A nie chce mi się plewić w ogrodzie, nie chce mi się wdrapywać do kurzych gniazd, nie chce mi się zebrać rozrzuconego poprzyjazdowego pierdolnika, papierologii pracowej pisać. 
No i tak, pani Basiu





Foto: Retes i Wojtek Jacek