piątek, 24 sierpnia 2018

Pracownia Na Rzecz Istoty Szarej

Sytuacja po drugim (po 13 dniach od pierwszego) udarze mamci; 
do południa czytamy o księdzu Janie Kaczkowskim, w południe Życie na gorąco, w wolnych chwilach i wieczorem czytam wywiady i rozmowy z Charlesem Bukowskim, jeśli zwariuję, powiedzcie mojemu przyszłemu psychiatrze o możliwych przyczynach...

Ps: Jeśli zwariuję wyraźniej...

Ps2: Jeśli jakiś psychiatra będzie chciał w ogóle z wami o tym rozmawiać...

Ps3: Możliwe, ze to już jest wytwór mojej wyobraźni i pisze mój psychiatra....

Ps4: Albo mój kot...

 a tak poważniej, to obecnie mam robotę siedzącą, czyli siedzę z mamą, a to oznacza, że ciężko mi zajrzeć na bloba i uzupełnić chociażby braki und zapisać coś o Albanii. statystyka to okrutna nauka, która za dobre nagradza, a za złe karze, czy jakoś tak; i tą statystyką nas medicus pozamiatał szachmat. niemniej wobec statystyki istnieją środki zaradcze w postaci wiary, nadziei i miłości (jeśli są na sali wierzący w nią jeszcze ludzie) i tychże imion  się trzymiemy. 
mama uczy się rozumieć, rozróżniać pojęcia, mówić, stara się uprawniać rękę mimikę, chodzenie oraz przede wszystkim stara się usprawniać swoją cierpliwość, bo wolę walki ma, a z cierpliwością to różnie. 
na razie najlepiej wychodzą jej "kurwa mać", "skurwysyn" (to o pewnym człeku znanym w bliższych tu kręgach) i alternatywnie "o Jezu", żeby nie było. poza tym czasami mam wiele ubawu z nauki "tak" i "nie",a czasami mam ochotę strzelić się zadnim kopytem w czoło. 
nie muszę chyba dodawać, ze cały czas umieram ze strachu, że coś się znowu wydarzy i opanowywanie tego strachu muszę z kolei ćwiczyć ja.
 żeby nie zwariować. odśpiewujemy różne rzeczy, mówimy wiersze, a niedawno podsłuchałam dobiegający z pokoju mamci hymn nasz narodowy odśpiewany z zachowaniem bisu refrenu i oczywiście 4 zwrotki, a zatem mamcia, jakkolwiek lewak, to silna patriotka jest. 
poza tym to co było do tej pory smaczne i dobre, teraz jest ble, jest siąkanie nosem na temat diety z ograniczoną ilością mięsa i zdecydowany bunt na picie wody w stosownej ilości. ale nie jest źle, no może poza przypadkiem, kiedy moja siostra Jola usiłuje mówić do mnie przez telefon wersalikami bardzo głośno i wyraźnie, mam nadzieję, że nie wejdzie nam to w nawyk i nie będziemy tak mówić do ludzi na ulicy.








zapustosłowie

To szczególne okołowrześniowe odczucie, niepowtarzalne w innych porach roku, wiąże się nie tylko ze specyficznym światłem, miękkim i przesączającym się przez już jesienne powietrze, ale także z temperaturą. Powietrze jest jeszcze ciepłe, zachowuje łagodność, pieszczotę popołudnia, ale dzień jest zbyt już krótki, słońce zbyt nisko góruje, by nadać wieczornemu  powietrzu, cechy upalnej pogodnej letniej pory. Pomiędzy miodowe pasma sączą się już rześkie strumyki  chłodu niosące zapowiedź zimnej rosy. To powietrze, ta aura, zatrzymują dźwięki, tłumią je i szlifują, zaokrąglają, rozmywają kształty i obrazy.
Pora, która ma połączenie z wszystkimi przeżytymi wrześniami, pora, w której jestem we wszystkich swoich wspomnieniach, chwila, w której bez względu na okoliczności, jestem szczęśliwa.

niedziela, 12 sierpnia 2018

w kwintę nosem

Właśnie ukańczam 42 rok pelrinażu po tymłezpadole, moja mama w szpitalu dochodzi do siebie po drugim, w ciągu 3 tygodni,  udarze , moja wielka trudna miłość tkwi od dwóch dni w połowie drogi do mnie z rozpieprzoną skrzynią biegów, skurwesenem mechanikiem i kończącym się czasem (tadaaa, jasne czas jest kolisty), siedzę w chałupie na tak zwanej do rymu i rytmu rzyci i nawet na los nie chce mi się złorzeczyć. Przez moment zatrzymałam się pod perseidowym (dziś max radiant) niebem i zapytałam - za co, cholera? Wszechświat odpowiedział mi, że tak naprawdę to za nic, bo z  jednej strony tak wypadło, a z drugiej mnie po prostu nie bardzo lubi i nie ma w tym mojej winy, czasem nie polubia się kogoś i już. A miało być tak pięknie i nie wiać. No to Albania piękna i cudowna, gdyby nie pierwszy udar mamci, a wakacje piękne i cudowne, gdyby nie to, że zlikwidowali moją szkołę, a dzień dzisiejszy miał być cudowny z najcudowniejszym facetem świata, który właśnie w tej chwili musi tkwić w polu kiedy czas spotkania (rzadki niesłychanie) nam się kurczy, więc jeśli do 13 sierpnia nie uda mu się wykrzesać z mechanika współpracy, to już kto wie kiedy się zobaczymy, miał być też dzień z przyjaciółmi, którzy z Bretanii i Włoch i Sieradza na me urodziny naprzybyli, a się wykrzaczyło,  i jak tak się przyglądam swemu jonaszowemu jestestwu, to się straszliwie cieszę, że przynajmniej  mamcia wędruje maleńkimi kroczkami do przodu, bo to przynajmniej jakiś ważny progres jest i optymistyczny. 
Chodzę sobie na tatowy kamień na smentarzu (taki ma pomnik-niepomnik kamień zwykły nieobrobiony, na którym lubię siadać) i tam sobie myślę: "opsiamaćniechtocholerazarazamórfrancaitrądkurwawmordęjeża Tatku!" I tatko mówi mi - asik, no co ja ci martwy poradzę więcej, niż poradziłem za życia - jeśli chcesz coś komuś dać, dawaj zawsze najlepsze co masz, inaczej nie ma sensu i nie poddawaj się kiedy ci się wydaje, że nie masz szans ani siły, bo zawsze gdzieś tam jest schowany jest zapas na czarną godzinę" .  Cholera wie, jak wygląda czarna godzina, więc kto mnie kurew przytuli dziś?