sobota, 30 września 2023

nie śpij, gdy trzymasz niebezpieczny pakunek

Taki fragment snu (całość nazbyt zagmatwana do przytaczania) - zamieszanie, panika, wręczają mi pakunek wielkości dużej paczki proszku do prania, pakunek owinięty jest białą folią i taśmą brązową zabezpieczony, ale z narożnika nadszarpnięty. Przerażona wołam: jak to zabezpieczyć!?.

Na pewno zastanawiacie się dlaczego
Otóż w pakunku jest skondensowany Hitler.
kurtyna : ]

Karlosz Kasztaneda

 No niech mię podniesie swój manus ten, co nie lubi kasztanów.  A jeśli nawet takie są na tem łezpadole, to i tak nie widzę, więc rzecz jest bezsensowna. Podnoszenie tej ręki, nie kasztany. One, to jest kolejna potęga jesieni do potęgi entej. Właśnie wróciłam z nazbierania, z energią, która wypełniła zasobniki bezpośrednio podtrzymujące poczucie hej-ho, z głębokim poczuciem sensualnej rozkoszy lśnienia, barwy, kształtu i zapachu bryły wyłuskiwanej z łupiny, i wspomnieniem (zawsze) taty, który te kasztanowce wyhodował z nasion. Czyli z kasztanów, rzecz jasna.


a (tu następuje tekst)

ogród złocił się, promieniał, i trochę kaszlał późnym wrześniem. Wojowniczo nastawione pokrzywy usiłowały dosięgnąć jej gołych łydek, perz zaś obrał strategię odwrotną,  kładł źdźbła tak, jak szła, jak chciała iść. Trawa wyglądała jak pieguska, usiana pękającymi owocami w odcieniu tego brązu, który nie sposób nazwać inaczej, niż kasztanowym. Takie bywają także maści końskie. Nasiona kasztanowców obojętne na swoje barwy, gładkie i bezwstydne z urodzenia, toczyły się i  dawały rozgniatać oponom samochodów na pobliskim asfalcie. Zbierała te i inne kasztany, rzeczy wydarzały się, trwały, jedne przechodziły w drugie i czasami to miało sens, a innym razem nie miało znaczenia. Tyle możliwych kształtów, zbierała je wszystkie do koszyka, tyle historii ze strony z drzew.


Właśnie w tej chwili, wybierając  zdjęcia uświadomiłam sobie o co chodzi z moim ogrodem, że jest taki nieuporządkowany i rozwichrzony. Stało się jasne, że na zawsze i nieodwracalnie skrzywił mnie obraz Mehoffera Dziwny ogród, który to obraz ujrzałam w dziecięctwo w zaczytanym przeze mnie albumie "Dziecko w malarstwie polskim". Do dziś pamiętam dokładnie mieszankę czarów, porażającego piękna i tajemnicy, odczucie koegzystencji oślepiającego światła i głębokiego cienia. I to odczucie bardzo złożone, cudowne i bolesne, odtwarzam za każdym razem w swoim ogrodzie. To dlatego chwaści się tam i gałęzi, zamiast układać i porządnieć. Pędy nasturcji oplatają róże, drzewko pomarańczowe i przypadkowy krzak pomidora, poskręcane firanki wierzby wpychają się na jabłoń i powiewają nad ścieżką, a pod krzewuszką i lilakiem istnieją tajne pokoje, w  których można podsłuchiwać rzekotki. 

I dlatego pod żadnym pozorem  nie pokazujcie dzieciom obrazów. 


sobota, 23 września 2023

Equilibrium

 Coś skrobnąć, żeby poczuć, że się to pisanie jeszcze gdzieś trzyma w głowie, poczuć płynącą jak chłodna strużka przyjemność, poczuć tę obawę jak przed spotkaniem z długo niewidzianym kochankiem. Wydrzeć z tkanki chaosu parę słów, kilka sensownych, albo bezsensownych właśnie, myśli, poczuć się dumnym z z tej nagłej i niespodziewanej dyscypliny, ach cośkolwiek zostawić na blożku, jakiś ślad pędzla, języka czy palca. No to zostawiam

Dziś za oknem dżdży, czyli już jesiennie i równonocnie, choć przecież nasza gwiazda trochę nas oszukuje i dzięki zjawisku załamania światła, zostawia swój powidok na horyzoncie nieco dłużej, niż na nim rzeczywiście jest, tak więc te parę minut przed zachodem nie rzucajcie się z motyką na słońce, gdyż ani chybi traficie kulą w płot, lub po prostu spadniecie z krawędzi dysku. No i po co to wam.

W domostwie kilka małych w skali wszechświata katastrof związanych ze zdrowiem bliskich, co sprawiło, że czas musiałam przeładować i rozdzielić go nieco inaczej, aleee dzięki temu poczułam tym większy obowiązek, żeby nie trwonić tych paru porannych łikendowych chwil, tylko usiąść na rzyci i zrobić to, na co tak naprawdę miałam ochotę, a czego nie robiłam, bo aniechcemisię, czyli naskrobać na tynku, że się jest, że się nadal krząta po tym łęz padole, przebiera nogami ze zmienną częstotliwością, ale jednak, chociaż wciąż jakby trochę wolniej, bo to ciało kruszeje szybciej niż grudniowy zając na balkonach PRLu. Tak więc jestem, przebieram, przyglądam i dziwuję się światu, czerpię radość z piękna, czerpię wiarę z dobroci, taki ze mnie czerpak.

I obiecuję sobie święcie, że skończę ZWID, kto wie, może nawet już dziś podciągnę jakiś odcinek, ale to wyjdzie w praniu dnia, zobaczymy, jak to mówi mama zobacymy...




piątek, 15 września 2023

Wrześnie

 I jeszcze kocham we wrześniach, kiedy podrzucone w górę słońce  jednym przeciągłym gwizdem wywołuje z pól mgłę,  a ta podchodzi aż pod moje drzwi.
Biały wilgotny jęzor liże powoli najpierw trawy pobliskiej łąki, później drżąc na granicy podwórza, czeka aż odwrócę wzrok, zajrzę do ogrodu, czy może do kurnika i wtedy szybkim, zamaszystym chlaśnięciem, bierze we władanie całą przestrzeń. Rosa chłodzi bose stopy a drobne mięśnie podskórne stawiają na baczność włoski przedramion. Światło przemyca się przez mleczną kurtynę. Oto jest poranek, oto coś na kształt szczęścia...



Żegoty 13.09.23