poniedziałek, 24 sierpnia 2015

epitafa mirkowa

rym częstochowski, bo jest mi niewysłowienie smutno

piata rano susza
tu się kopie dołek
w którym od dziś rezyduje
Mirosław Popiołek

foto: Zina


i to by było na tyle z moim kotem. ostatnie sekundy agonii i krzyku bólu, jakiego nigdy wcześniej u niego nie słyszałam, rozjechały mnie walcem, tangiem i możliwe, że fokstrotem, bo jeszcze sama nie wiem. łeb mnie napierdala


kawał z niego był huncwota
szast prast moment - nie ma kota

czwartek, 20 sierpnia 2015

"Wiemy dzisiaj, że potwory niekoniecznie muszą mieć łuski i spać pod górą"

 "Nazywam się Terry Pratchett i jestem autorem sporej liczby niewytłumaczalnie popularnych powieści fantasy. Wbrew powszechnej opinii pisanie fantastyki nie polega na wymyślaniu nowych rzeczy. Świat jest pełen rzeczy i wymyślenie czegoś nowego jest prawie niemożliwe. Nie; rolą fantastyki, tak jak ją określił G.K. Chesterton, jest opisywanie rzeczy zwykłych i codziennych w taki sposób, by czytelnik spojrzał na nie z nowej perspektywy"

(T.Pratchett, Wykład Richarda Dimbleby: Podać rękę śmierci (Kiksy klawiatury), przeł. Piotr Cholewa)

*


Terry Pratchett, Kiksy klawiatury, przekład Piotra Cholewy (a jakże) 

Zabawna, wzruszająca i mocno niegłupia rzecz, która utwierdza mnie w myśli, że dlaczego nie poznałam sir Pratchetta i też dlaczego ja nie umiem angielskiego. O myśleniu pisarza, o pracy pisarza, o życiu pisarza, o pierdołach pisarza, o trudności choroby człowieka i o Śmierci, tym dyskowym, który jest wśród nas.
Złożenie artykułów, esejów, notatek przemówień, szkiców z najróżniejszych okoliczności. Wszystkie one składają się na swoisty kontur autora z jego niezapomnianym humorem, niewątpliwą mądrością i przepięknym człowieczeństwem (wcale nie ulepkowym ani prze/rozczulonym). bardzo polecam


"Kłopot w tym, że uważamy "poważne" za przeciwieństwo "śmiesznego". To błąd. Jak wskazał G.K. Chesterton, przeciwieństwem śmiesznego jest nieśmieszne, a przeciwieństwem poważnego - niepoważne."

(T.Pratchett, Wystąpienie na ceremonii wręczenia medalu Carnegie (Kiksy klawiatury))

*


"Błękitny Jowisz - oglądanie olbrzymiej planety w świetle dnia - to coś, co odkryłem samodzielnie. Pewnego wieczoru wczesną jesienią zauważyłem ledwie widocznego na niebie Syriusza i uświadomiłem sobie, że skomplikowana funkcja wyszukiwania w moim błyszczącym nowym teleskopie może to wykorzystać, żeby zlokalizować Jowisza w danej chwili.
I po pięciu minutach był: błękitno-biały jak widziany za dnia Księżyc, z widocznymi trzema satelitami. Trzymają wszechświat włączony nawet za dnia!"

(T.Pratchett, Wystąpienie po przyznaniu nagrody Boston Globe - Horn Book dla Nacji  (Kiksy klawiatury))


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

nim zapieje kur

położyłam się na 20 minut. asiaaaaaa! słyszę z kuchni już po 5 , więc idę i olśniewa mnie. 

budzę się na każde wezwanie, bez marudzenia, bez przewracania się po łóżku, bez szemrania budzę się nocą i w trakcie drzemki dziennej. budzę się na każdy telefon i gotowa jestem od razu rozmawiać natychmiast przeskakując z rzeczywistości sennej do realu (o ile jest jakiś real) nie pytając, która godzina, bo wiem, że jeśli ktoś dzwoni to potrzebuje. budziłam się na każdy ruch taty podczas długich godzin w szpitalu, co dziesięć minut budziłam się na płaczliwe "asia siku mi się chce" mamy, która leżała po wypadku.  budzę się na każdy ruch śpiącego ze mną kota, żeby nie przygnieść, budzę się i kontroluje, czy nie przygniatam śpiącego ze mną dziecka, czy nie zakładam nogi na śpiącego obok mnie (z przyczyn najróżniejszych) człowieka. spałam czujnie u boku narzeczonego, który nie cierpiał, kiedy kręcę się w łóżku, na ławeczce w parku podczas festiwali rockowych, na plaży nadmorskiej w obcych krajach. budzę się na dźwięk w mieszkaniu sprawdzając, czy się coś nie dzieje, na dźwięk za oknem, czy to nie kot, który właśnie teraz rozpaczliwie chce wejść, czy się coś nie pali, czy ktoś się nie dobija do drzwi na dole, a jeśli się dobija, to budzę się natychmiast, biegnę i sprawdzam, czy czegoś nie potrzebuje. budzę się na każdy autobus, pociąg, jakim mamy jechać, nawet jeśli położyłam się dopiero godzinę temu. budzę się do kotów, żółwia,  kur i do pracy, na każdy dźwięk budzika, budzę się jeśli mam nastawiony alarm na czyjeś leki o najdziwniejszych porach, budzę się o piątej, żeby telefonem obudzić kogoś kto prosi o obudzenie, budzę się o czwartej podlewać ogród i zbierać ogórki, budzę się zawsze i wszędzie, co kilka minut, na wyznaczoną godzinę dyktowaną dźwiękiem alarmu i według wewnętrznego budzika, bez pytania po co i dlaczego. 

no to co ja się cholera dziwię, czemu mnie się tak bardzo chce spać!

foto: Retes

Z rozmów z przyjaciółmi - O naczyniach niepołączonych



 Przeglądam sieć, fb oczywiście też, w okienku czatu wyskakuje pytanie


Janurz: czy cedzak jest pojemnikiem?

Wusz: nie

Wusz:  proste jasne odpowiedzi ; )\

Janurz: NO DOBRZE

skoro Ci tak pięknie idzie
z jasnymi odpowiedziami
to jeszcze tylko szybciutkie pytanie o sens życia i już mnie nie ma

Janurz: co?

\Wusz: jest pojemnikiem

niedziela, 16 sierpnia 2015

Dzisiejszy poranek

Z powodu porannej pobudki dziś, tuż po podlaniu ogrodu, wmuszeniu w Mirka Popiołka kilku gramów karmy, wyrwaniu Pannie Łaskotce z pyska kilku kilogramów karmy, wykopaniu kur z kurnika, posprzątaniu kuchni, klapłam w łóżko z herbatą (herbatę miałam ja, a nie, że mam łózko nią napełnione) i przeczytałam nabytą niedawno drogą kupna nieznaną mi wcześniej książkę P.K. Dicka -  Humpty Dumpty w Oakland. Tym razem określę  jednym słowem, bo wiem, jakie dokładnie mi ją opisuje - duszna. 

Podobała mi się w taki masochistyczny sposób.

"- Dzisiaj - powiedziała. - Bo jak pan dzisiaj tego nie zrobi, to nie będzie czego oglądać.
- Dobra.
- Nie ma pan najmniejszego zamiaru - stwierdziła. - Dlaczego?
- Nie widzę w tym większego sensu - odparł."

(Philip K. Dick, Humpty Dumpty w Oakland
tłum. Jarosław Rybski)

sobota, 15 sierpnia 2015

kacza zupa

Żeby przez chwilę nie martwić się moim coraz bardziej chorym kotem, któremu niewiadomoco jest (kolejna wizyta w poniedziałek), wybyłam dziś na kaczą balangę, czyli Święto Kaczki w Lidzbarku Warmińskim. Jadłam tam jadło i piłam piło i przyznaję się, mimo  powziętego za namową wątroby mocnego postanowienia poprawy, skusiłam się na malutenieczkie piwko, takie tyci, przez lupę oraz na średnią pepsi (ha!). 
W miasteczku biskupa Krasickiego było pogodowe piekło. Kacze  zapachy mieszały się z gęsimi, jazzowe kawałki z popularnymi hitami, stroje warmińskie z nastrojami, okrzyki prowadzącego z pomrukiwaniem tłumu, rozentuzjazmowane pyszczki turystów ze zblazowanymi minami lidzbarskich rodzin. Miejsce uczynione z rozmachem dla okolicznych sprzedawców mydła i powidła  zapełniły się trzema, słownie trzema, liczebnie 3, stoiskami. Może lud nasz warmijski ma na ten sezon dosyć festynów? Bo jak się nic nie dzieje, to smutno, a jak się dzieje, to za dużo? A może wszyscy pobiegli na odbywający się tuż za miastem megahiperfigofagoeneduerabemotokros? 
Wróciłam wszakże stamtąd z upolowanym udźcem kaczym na ramieniu i gęsią piersią na plecach a szyje oplatał mi cudownej urody, acz wygórowanej ceny wąż pasmanteryjny, zaś nadgarstki niby Kleopatrze zdobiły sznury bransolet utoczonych ze skał naszej matuszki Ziemi. Trochę się najadłam, trochę się upiekłam, ot wniebowzięcie takie.

*

skończyłam biografię Ozzy'ego Osbournea.  nie pisać, tylko czytać, bo spisał ją Chris Ayres. przepraszam, autobiografię (nigdy nie pojmę tego niuansu auto- i nazwiska skryby pod spodem) i barzo przyjemna książeczka, nie powiem. żadne tam ach och, ale jak się lubi tego szalonego człeczynę z blek sabatu, a ja mam do niego ogromny sentyment, to z przyjemnością się oną pozycję czyta.

a rano czytnęłam Piknik Fryzjerów, Felicitas Hoppe. Zaosiołkowałam 4 opowiadania, które znajduję jako barzo dobre, reszta trochę przypomina Viana, lub Topora, lub Schultza. nie to, że ich nie lubię, ale wolałabym, żeby mi nie kojarzyło się tak mocno, wolałabym nawet, żeby nie kojarzyło mi się wcale, ale kojarzy się kurczaki, no nie poradzę. Są też w środku irytujące rzeczy, których absurd nie pasuje do mojego klucza absurdu, co nie oznacza pewnie, że są złe, w końcu książka została doceniona nagrodą, ale ja nie lubię takiego absurdu dla absurdu, bo to niekoniecznie mi potrzebne, a jeśli już, to musiałoby być zrobione tak, że uznałabym za majstersztyk, dzie do niczego przyrzepić się nie można i nigdzie wybyć.Z tagów, które sobie zapisałam na podokładziu, obsesyjnie powracają w zbiorze: kostiumy, mundury, peruki, włosy, podróże, walizki i inne cziemadany, jedzenie, ucieczki łamane przez wyjazdy (albo odwrotnie)

Z ładnych fragmentów przytoczę ten

"Wcześniej próbowalismy podjąć trop jak psy, ale wuj nie zostawiał żadnego zapachu, nie zatykał ani szpar w drzwiach, ani dziurki od klucza, odwieszał mundur na hak obok łóżka, kładł na plecach i zasypiał bez odgłosu. Nie odkryliśmy obrączki na jego palcu, listów w szufladach ani fotografii między bielizną, więc z upływem lat straciliśmy go z oczu jak nigdy nieprzesuwany mebel, który zawsze rzuca cień w tym samym miejscu.
Ale teraz wuj umarł. Kupiliśmy ciasto, zaparzyliśmy kawę i wnieśliśmy krzesła do pokoju, do którego nie wchodziliśmy od lat. Wuj siedział wyprostowany w łóżku, gładkie dłonie na kołdrze, włosy uczesane, podbródek świeżo ogolony. Wierciliśmy się na krzesłach, czekając, aż zacznie pakować walizki, lecz wuj celnik nienawidzi podróży. Przez całe życie próbował zmusić podróżnych i handlarzy, żeby zawrócili, ale podróżni i handlarze na to gwiżdżą, pali ich zamiłowanie do podróży i niecierpliwość, grzebią nogami jak zwierzęta, podczas gdy wuj z wyrzutem grzebie w skrzyniach, walizkach i workach, ogląda wszystko pod światło i drobiazgowo wypełnia formularze. Jednak oni nie dają się ani pouczyć, ani zatrzymać, zapłacą za podróż każdą cenę.
Kiedy wuj wreszcie pojął, że nie ma wyboru, dał nam znak. Z ulgą zeskoczyliśmy z krzeseł i z szeroko otwartej szafy wyjęliśmy walizki, i wrzuciliśmy do nich wszystko, co nam wpadło w ręce: bieliznę i formularze, krawaty i ordery, mydło i skarpetki, i rękawiczki kobiety o małych dłoniach, której nie widzieliśmy na oczy. Nie poznamy jej historii, bo oddech wuja staje się krótszy, a  język grubszy. Ale widzimy drżące krople w zagłębieniu szyi i ruch rąk na kołdrze, zakrywaną obrączkę na palcu, niewysłane listy, fotografie między bielizną i pociąg, który pewnego razu zawiózł wuja nad morze, lecz celnik nie jest dobrym kompanem, nie umie pływać."

(Na cle (Piknik fryzjerów), Felicitas Hoppe, tłum Elżbieta Kalinowska)

wtorek, 11 sierpnia 2015

z polowań na węższenie

a z łikendu urodzinowego, urodziły się takie foki

fokus pokus: Wojciech Zinkiewicz. Żegoty 09.08.15













we śnie jest lepiej

dlatego często zdarza mi się przedłużanie stanu. wiem wiem, to morfeuszowski eskapizm, ale nie poradzę, skoro tam naprawdę lepiej jest. wczoraj przespałam cały dzień, chociaż sen był lepki i połowiczny (wściekły upał), dziś kusiło mnie pozostanie w łóżku kolejny dzień, ale rozsądek podpowiedział, że może to nie być dobrze przyjęte przez unijne normy. od dziecka uciekałam w sen.  rzadko śnią mi się koszmary, częściej jakieś fantazmaty i rzeczywistość alternatywna, tam są niesamowite krajobrazy, nadal są ci, których już nie ma, a ja mogę sobie być czymkolwiek chcę. więc (nie zaczyna się zdania od więc!) gdybym miała wybrać postać z baśni, to śpiąca królewna jest w porządku. albo śnieżka, tylko niekoniecznie szklaną trumnę, bo ja brzydko śpię i chyba nie chcę, żeby jakichś siedmiu gnomów przychodziło codziennie oglądać, jak chrapię na popielniczkę. czy tam popielicę.


w dzisiejszym śniku razem z całą rodziną, na jakiejś imprezce odśpiewaliśmy radośnie "wasze błagarodie" i poczucie uśmiechu, które temu towarzyszyło, było bezcenne.

*

aha, Ps: nie wszystko, bo nieliczne wielkie miłości, nadal mnie porzucają. w tym śnie. tego, to już nawet mój wygięty mózg nie umie sobie wyobrazić, że któryś ze mną zostanie : ]

czwartek, 6 sierpnia 2015

Z rozmów rodzinnych: dziś rano nad sniadaniową Jolką

 mamcia: Szymon Majewski albo Kuba Wojewódzki

chwila milczenia, po czym do siebie: zgrywusy...

środa, 5 sierpnia 2015

opowiastka o upale

Martini Teresy Radziewicz.


doniesienie z piekła rodem

 na podworcu 6 krąg piekielny, bo straszą, że to nie jest sedno. w pokoju oddycham nabierając powietrze łyżką. przede mną perspektywa jazdy środkami komunikacji potocznej w celu dokonania zakupów w popularnym magazynie boża krówka oraz znacznie już przyjemniejsza wizja spotkania na pizzy&piwsku z koleżanką w ościennych Jezioranach. zakupy zrobić muszę, bo istnieje konieczność nakarmienia urodzinowych gości, a spotkać się w butelce zimnego piwska chcę. ale zanim, to zaległe:


Donna Tartt, Szczygieł, tłum. Jerzy Kozłowski

"Zmartwienia! Co za strata czasu. Wszystkie święte księgi mówiły prawdę. Najwyraźniej "martwienie się" jest przejawem prymitywnej i duchowo nierozwiniętej osobowości. Jak brzmiał ten fragment Yetsa, o zadumanych  chińskich mędrcach? Wszystko upada, a potem zostaje odbudowane. Stare lśniące oczy. Oto mądrość. Ludzie od wieków złościli się, zalewali łzami i niszczyli różne rzeczy, załamując ręce nad swym nędznym indywidualnym żywotem, kiedy... tak naprawdę jaki jest sens. Jaki jest pożytek z tego całego smutku?"

Kiedy wybierałam tę cytatę, miałam koncepcję, że wybiorę taką, co o książce mówi nic i zupełnie jej nie określa. w żaden sposób. Dziś, kiedy zostawiłam ten wpis na noc, widzę, że jakajadurnajestem, bo jak najbardziej to książka o smutku, w dużej mierze o smutku, choć udaje, że nie. Książka słusznych rozmiarów, trochę rozwarstwiona w moim odczuciu, trochę przydługa, jeśli miała zamiar zrobić to, co zrobiła po paginie 500, w którym to miejscu uczułam prawdziwe znużenie, a czytałam cięgiem od 6 rano do 1 nocą (trochę kłamię, bo chodziłam na siku i otwierać&zamykać&karmić kury), ale pomimo tej niedogodności rzecz ciekawa (może należy jednak robić przerwy). Dla mnie głównie o głowie wewnątrz, w historii zaś udatnie wybrana tajemnica, choć historia tej tajemnicy dość łatwo rozbrojona już chyba też na skutek zmęczenia pisaniem (Janurz twierdzi, że do takich długich ma się murzynów /precz z rasizmem!/), na szczęście lub nieszczęście historia głowy, rzeczywistości i życia rozwiązuje się tak jak zawsze, czyli właściwie trza by zajrzeć na koniec. Rzecz, którą polubiłam najbardziej to bytujący w książcze sztafaż dzieł sztuki, staroci, mebli, malarstwa. Kto lubi, prawdopodobnie będzie to dla niego wizualna gratka. wizualna w głowie, rzecz jasna, bo książka obrazków nie posiada, ale ładnie te obrazy buduje, no i można kilka razy polizać odczucia. O historii w książce, to już sobie kto chce znajdzie w książce samej albo w skrótach księgarnianych.

a cytat, który wybrałam, żeby jakoś ujmował tę ksiązkę jest taki:

"Mimo wszystko. Bo, co próbuję powiedzieć, o czym myślałem, jadąc zeszłej nocy z Antwerpii, dobro nie zawsze wynika z dobrych uczynków, a złe uczynki nie zawsze są skutkiem zła, prawda?"

Donna Tartt, Szczygieł, tłum. Jerzy Kozłowski

i rzecz niby banalna, ale chyba dobrze łapie.



a ponieważ dawno się nie lansowałam wizualnie, to o


wtorek, 4 sierpnia 2015

chwalęsię

 i owszem, chwalęsień, choć, gdyby mnie teraz zapytać o trzy ulubione, to tylko z listów ostałby. ale ja nie umie, ja nie potrafie wybrać, wybrywać...


http://artpubkultura.blogspot.ie/2015/08/3-ulubione-wiersze-joanna-lewandowska.html

Z rozmów rodzinnych - Polityka urody

robimy z Aniet selfie w lusterku. Oglądamy je płacząc ze śmiechu

mamcia: a co wy tak ryczycie?

ja: bo na tym zdjęciu wyglądam jak Breżniew

(Aniet okazuje mamci zdjęcie)

mamcia (przygląda się chwilę w milczeniu, marszczy brwi i z przekonaniem):
nie
...

Breżniew był ładniejszy