czwartek, 30 grudnia 2021

czyńcie plany abyście nie byli planami czynieni!

 Aloha, wyjątkowo na czas podrzucam horoskop na rok 2022

w wersji graficznej genially tu klik


Wytyczeń

W tym miesiącu uczynisz plany, których następnie entuzjastycznie nie dotrzymasz zrzucając na swoją głowę lawinę wyrzutów sumienia i stan depresyjny.

 

Pruty

A jeśli stany depresyjne, to wiadomo, albo musisz nauczyć się porządnie pić, albo kiedy już masz tę umiejętność nabytą z dziada pradziada, oddasz się dezorganizacji swojego życia lub garderoby, lub spędzisz czas dziergając poncho.

 

Wrażec

Po pracowicie i dramatycznie spędzonych dwóch pierwszych miesiącach czas na eskalację, bo oto wiosna wybuchnie ci pod stopami i trafi w czółko, a może nawet osmali gębę.

 

Niecień

Jeśli dobrze spożytkowałeś wrażec, to właśnie niecień będzie tym miesiącem, który przesądzi czy twoje wrażenia spadną za czy przed budką z lodami. Oczywiście wilgoć w powietrzu może nie raz pokrzyżować ogniskowe plany, ale od czego są kozy?

 

Naj

Nawet jeśli będzie wyjątkowo zimny, to twój jedyny naj, jaki masz w tym roku, nie zepsuj go i nie zgub.

 

Przerwiec

Teraz naprawdę daj sobie trochę siana, przestań co zacząłeś i to już. Jeśli nadal będziesz drążyć, okażesz się upierdliwcem roku.

 

Zipiec

Wiadome, po przerwie trzeba ponarabiać, to będzie trochę roboty, ale za to spektakularne sukcesy i w upale. Wielki szacuj.

 

Szerpień

Wspinać się będziesz na szczyt targając jednak ekwipunek kogoś innego, zatem  możesz ewentualnie liczyć na wzmiankę na 40. stronie w czasopiśmie specjalistycznym lub książkę z twoim imieniem na okładce, kiedy już dawno będziesz paść robaki swoim zewłokiem.

 

Przesień

To taki miesiąc, w którym jasno oddzielisz ziarno od plew i dokonasz rozsądnych, co nie zawsze oznacza dobrych, wyborów.

 

Zadziernik

Uważaj, w tym miesiącu łatwo o zadarcie z szefem, kłótnie w związku lub rozpierduchę w gronie przyjaciół. Magiczna gwiazdą zadziernika jest możliwość wyrwania w facjatę w najmniej oczekiwanym momencie, trzymaj więc jęzor na uwięzi, a najlepiej nie odzywaj się w ogóle.

 

Dopad

O ile gwiazdy sprzyjały twoim znakom zodiaku, bo przecież wiadomo, że nie trzymałeś gęby na kłódkę w zadzierniku, to uda ci się przeforsować to, co zacząłeś, jeśli zaś gwiazdy nie sprzyjały, dostaniesz dodatkowy lut w facjatę i gazrurką po piszczelach.

 

Mrudzień

Po ekscesach całorocznych docenisz spokój domostwa i ciepły kocyk oraz herbatę z malinami. Szykuj się na następny rok!


środa, 29 grudnia 2021

względność bezwzględnej zimy

 No doprawdy, wbrew wszelkim ponurym zapowiedziom meteo, ten przekorny świat dostarczył nam świetnych zimowych świąt. Śnieg, paprocie mrozu na szybach, jakże przezornie w moim pokoju nieumytych, skrzypienie pod podeszwami butów, słońce na przemian z zamieciami, niczego więcej pingwinowi ze strefy umiarkowanej nie trzeba. A i goście dopisali, rodzeństwo, ich dzieci z połówkami, dzieci dzieci, tylko siostrzeńcowi nie udało się dotrzeć z Curykanii i zobaczyliśmy się internetowo. Było głośno, jak to u nas, były planszówki, świąteczne wino z mikrowinnicy szwagra, była ciastek moc i jadło wszelakie, i kolędy, i nawet choinkę zdążyliśmy ubrać jeszcze przed wilią.  Choinka tradycyjnie obwieszona jak choinka, Thomas, który pierwszy raz spędzał z nami święta (czyli u babci Zuzanny, czyli mojej mamy) nieco łapał się za głowę, co jeszcze zdołamy na drzewku powiesić. Po świętach wizyty przyjaciół i rozmowy video z jeszcze większą liczbą przyjaciół
A dziś powolne tajanie, głuche śnieżne światło i świąteczne filmy przez cały boży dzień. Oj jęczeć będę nie mogąc zrzucić tych kilogramów, oj będę. Cóż kiedy duch ochoczy, ale ciało mdłe.
Istotnie zmniejszyliśmy ilość prezentów zostawiając je właściwie tylko dla dzieciaków i w ilościach srodze  ograniczonych, trochę dzięki moim restrykcjom sozologicznym, ale też głównie, bo wszyscy czujemy, że szczęście dzieciaków nie polega na górach nowych zabawek. Śmieci też w związku z tym było wiele mniej, drobiazg, a cieszy mnie ogromnie. Raduje mnie także, że postanowiliśmy zrobić  paczkę na granicę, śpiwory, ogrzewacze, co tam kto zakupi i dorzuci, myślę, że to ważne, nawet takie drobne w skali problemu rzeczy, kiedy nie masz jakiejś innej możliwości pomocy. W swoim wróblim serduszku wierzę w to, że takich nas jest więcej i więcej. Tymczasem zapada zmierzch przykrywając wszystkie nasz niedostatki, niosąc jednym ukojenie dnia, innym kolejne godziny walki o życie, o prawo do niego, prawo, które na co dzień wydaje nam się zwykłą, naturalną rzeczą, jaką otrzymujemy w prezencie. I tak, kiedy ja w ciepłym domu cieszę się z piękna tej zimy i marzę, żeby potrwała, tam snują się marzenia o jej końcu. Chciałabym, żeby ludzie tulący swoje dzieci gdzieś w lesie, mogli pokazać im kiedyś, mogliby pokazać im jak najszybciej, że zima oglądana zza oszronionych okien, z perspektywy wesoło mknących z górki sanek, jest cudem natury

I pomyślicie być może, czy wypada dodać do tego takie cukierkowe fotki, otóż wypada, bo w tym świecie potrzebujemy pomieścić w sobie wszystkie przestrzenie, każdą z nich, bo chyba wtedy i właśnie wtedy bywamy sobą.
















wtorek, 28 grudnia 2021

czwartek, 23 grudnia 2021

a tutaj będą życzenia

 Mycie okien mroźną nocą jest nie tyle pomysłem głupim, co trudnym raczej, dziś jednak udoskonaliłam system odkrywszy, że należy tylko zaginać ścierą szybciej niż resublimacja, zresztą po ciemku wszystkie koty śpią czarne, więc okaże się rano, a rano niczego już okazywać nie będę bo założyłam firanki i ament. I tak cud, że się z poligonem świątecznym wyrobiłam, choć hrabio nie mów hop, bo jeszcze łazienka, jeszcze kąpiel mamina, jeszcze barszcz, jeszcze do tego barszczu zakwas, jeszcze się wiele zepsuć może jak na przykład dziś brak wody i żadnej kropli w czajniku, czy innym naczyniu, w którym zwykle trzymamy wodę w kroplach.
Ja sobie tak trochę żartuję, ale to nie znaczy, że nie widzę i nie czuję co się dzieje. Parę razy nawet ktoś mi poczynił uwagę, że co ja takie dyrdymały, skoro źle i niedośmiechu, z tym, że ja właśnie tym śmiechem oswajam rzeczywistość, robię z niego pancerz, bo inaczej rozsypałabym się w mak, rozpackała na drylion drgających spazmatycznie fragmentów niedoposkąłdania. Dlatego nawet nad tatową trumną otwartą żart mnie trzymał równolegle do spływającego płytko pod skórą wodospadu bólu. No tak mam, nie poradzę i nie uważam to za dziwne ani niewłaściwe, za dużo świata zrzuca mi się na ramiona, nazbyt unerwioną mam tkankę, żartobliwość i śmiech są zbroją dobrą, jak każda inna, choć czasem patrzą na mnie przez to koso.

Tak czy siak, wyjdźmy na przeciw tej coraz straszliwszej rzeczywistości i bądźmy lepsi nawet nie sięgając daleko, bądźmy lepsi już tu i teraz, nakarmmy głodnego kota, zadzwońmy do przyjaciela, uśmiechnijmy się do przechodnia, do pani w  sklepie, która ma zły dzień, bo wigilia i dzieci i choinka nieubrana, a  ona jeszcze musi na tej kasie, poślijmy na granicę choć parę rękawiczek, oddajmy swoją czekoladę,  trwajmy pomimo wszystko, bo kto zacznie być człowiekiem, jeśli nie my?


A u nas tradycyjne nowolatka, z tym, że my robimy je z reszty ciasta amoniaczkowego i przed świętami i zwykle dostają je najmłodsi i najstarsi w  rodzinie. Te robiłyśmy mama (nasz kogut Florian) i ja (panna łaskotka i coś, co w teorii miało być paszkotem)


i nowolatka siostry



a po upieczeniu wyszło jak zwykle, a nawet gorzej, bo  w tym roku ciastka urosły wyjątkowo.
Pomimo tego, życzę Wam wszystkim siły i nadziei. Dziękuję tym, którzy wpadają jeszcze na tego bloga, a nawet czasem dadzą znać, że wpadają. Dzięki temu mój trudny w uprawie zapał jeszcze się tli.



wtorek, 21 grudnia 2021

dżinglo bels

 Tralala, zimowe przesilenie, mniej ranne wstawanie gdyż dobra strona zdalnego oćwiczania młódzi jest taka, że nie muszę drzeć na przystanek pod gwiazdami. A skoro mniej ranne wstawanie, to i świt mnie cmoknął w oko, i to skrzypienie, szacowny i wiekowy wszechświecie, to poranne skrzypienie śniegu zdrętwiałego z powodu całonocnego leżenia, i ten rozwijający wściekle kolorowe ręczniki świt, i te gwiazdy na nieumytych oknach mojego domostwa, to, czcigodny wszechświecie, jest jawne twoje kurestwo, gdyż wytrąca mi z zaciśniętych zębów kijek i nakazuje rozciągnąć pysk w całkiem niesygnowanym przez Międzynarodowy Komitet Do Doła, uśmiechu.
To jest wszechświecie jawne draństwo, że człowiekiem szamoczesz to w zad, to na łeb na szyję, jakby nie można było krok za krokiem sobie, ścieżynką, dróżeczką w tym śniegu wydeptaną, drążyć.
A poranek ten i dzionek cały, w tym słońcem, niebem, tym mrozem, z tym sypiącym co jakiś czas śniegiem zrobiłeś chytrze, wszechświecie, w dniu, w  którym kurew mać mam ośm lekcji i pedagogiczną radę. No bomba.
Kiedy skończyłam pracownicze rytuały, to się pierzyna w górze rozpruła i na mą rozognioną, rozochoconą tym jeszcze niedawnym pięknem, które przesiedziałam przed kompem, gębusię, posypały się, dzie tam posypały, pieprznęło mnie w pysk zimowisko i zamieć. No dzięki.
A teraz jest wieczór i przychodzi mi taka myśl, że może by się przekraść na paluszkach do biblioteki i zanim mój mózg się zorientuje, coś posprzątać. No bo zaraz wielka rodzinna gala, a domostwo chyba od upadku cesarstwa zachodniorzymskiego trwa nieporuszone pod panowaniem kurzu i pająków. Więc tak sobie knuję co chwila pógębkiem kresomózgowia, że może cała reszta się nie zorientuje, że ja na tych paluszkach ze ścierką, że jak już przeciągnie się rozkosznie i rozprostuje zwoje, to reszta organicznego opakowania już będzie w ferworze albo nawet w połowie i mus będzie dokończyć przynajmniej jeden pokój przed bigosem, dzięki czemu na zrobienie bigosu uzyskam, jeszcze trochę czasu. Ale nie, gadzina siedząca pod stosunkowo  nowym nabytkiem mózgowia, od razu się orientuje i bądź tu mądry, pisz wiersze. Tia, tylko, że z czego?


Jako ilustracja, mamcia w postaci renifera



niedziela, 19 grudnia 2021

cienie w ścianie

Ciemno i ciemniej, o piątej rano płynie nad nami przygniatająca chmura, a to przez bezmróz i wilgoć w powietrzu, która o tej porze powinna być tu, na dole, zestalona w białą pierzynę na nieporządek i zimowe kości pól. I nocą przez tę chmurę rzadko widać mojego ukochanego Oriona, któżby zresztą go nie kochał, skoro to najpiękniejszy gwiazdozbiór naszego zimowego nieba. Zaszyłam się jakoś tak trwalej w namiocie z biurka i koca, z pracą i swoją głową, bez kota, bez kilku osób, którym towarzyszyłam tu niedaleko, za ogrodzenie cmentarza. Nawet nie wiem, czy mi smutno, wszystko wsiąkło we mnie jak w piasek, w gąbczastą strukturę trwania. Wydeptuję ścieżkę codzienności, wydeptuję właściwie kanion codzienności, poruszając się utartym szlakiem bez skoków w bok, bez skoków napięcia, bez zmian w dostawie prądu, bez serca poruszeń. Obłożyłam się pracą jak kurhanem, szkolenia, narzędzia, akcje, projekty towarzyszą mi jak jakiemuś popieprzonemu wojownikowi, który strawił życie machając mieczem, żeby wylądować na koniec w kopczyku ziemi z garścią tlejących przedmiotów mających zaświadczyć o jego glorii i męstwie. Słaby to dowód i głównie służy archeologii, nie umiem jednak zostawić pracy, jeszcze nie. Jeszcze nie czas na zajmowanie się sobą, jeszcze obawiam się puścić tę chyboczącą rzeczywistość i sprawdzić, czy się trwale nie przechyli. Ale sterana jestem okrutnie, czuję jak wypływają ze mnie strumyki energii i nie wracają. Jedyna aktywność poza pracą i pracą, aktywność, na która jeszcze mam siłę i ochotę, to książki i filmy. Tam przeniosłam swój umęczony łeb, tam zabezpieczyłam swoje uczucia, zdeponowałam. I tak na przykład spłakałam się setnie na kolejnym tomie Malazańskiej Księgi Poległych, bo gdzieś przecież można i trzeba płakać.


a żeby nie było zbyt smętnie, na zdjęciu moja wariacka klasa kończąca zaprojektowaną przez nas akcję zbiórki pomocowej dla uchodźców na granicy. Zebrane rzeczy przesłaliśmy Białowieskiej Akcji Humanitarnej i nie pytajcie ile czasu walczyłam z firmą kurierską...



poniedziałek, 6 grudnia 2021

Powaga chwili vs świąteczny makowiec


 Dzień dzisiejszy. Zostałam w robocie malować bałwany i już już przekradałam się do sali, żeby broń losie nikt mnie nie zaczepił żadną sytuacją wychowawczą ale bystre oko pedagożki wyodrębniło mnie z tła korytarza, w które tak udatnie się wpasowałam i koncept legł w gruzach. Sytuacja nader poważna, właściwie ciąg dalszy ubiegłego tygodnia, scenariusz - miłość, zazdrość i stare koronki. Rozmawiam więc z młodziankiem z mojej klasy niezwykle poważnie, atmosfera jest napięta, że można pranie wieszać w powietrzu i ciągle mi coś delikatnie w uszy dzwoni. Takie wiecie, dalekie sanie św. Mikołaja. Łowię wzrokiem, że młodzianek trochę jest przejęty, a trochę z zaciekawieniem zezuje nad moją głowę. Otóż zapomniałam, że na głowie mam przypięte poroże renifera z dzwonkami. Ciabas.