wtorek, 30 kwietnia 2013

O miłości

Kto nie słucha horoskopu muzycznego, ten posłucha psiej skóry!

I oto dwutysięcznytrzynasty horoskop muzyczny mówi, zatem wszystkim tym, co chcieli sobe przed chwilą z horoskopu powróżyć i karty stawiać, dedykuję : )

na Ps: lubię ten kawałek Pidżamy
i jak on cudownie sfsfsfsfepleni, czyż nie? :)



niedziela, 28 kwietnia 2013

Śmierci jeży

W piątek z komina domu sąsiadów uniósł się żółty dym. to zapowiedź mglistego i wilgotnego łikendu i tak też było.



Uwiązł mi w głowie wiersz Rymkiewicza, którego obraz i emocja jest mi niezmiernie bliska. w ogóle wiersze z tego tomu "Zachód slonca w Milanówku" są pociągające w podobny sposób, jak piaskownicowe wiersze Dariusza Suski (tom Cała w piachu).
Jest u Rymkiewicza cały jeżyniec, półżywa, półsenna menażeria splątana to duchem, to rachitycznym ciałem z zielskiem ogrodu i jego opiekunem. Powoli przesuwają się jak korowód cieni, kręcą w kółko w swoich norkach ziemnych i co jakiś czas wysuwają pyszczki węsząc za Bogiem, to gmerając zmartwiałymi łapkami w glebie, to pośpieszając ścieżkami uwikłanymi w chaszcze, bytem i niebytem będąc jednocześnie.
 Wiersz, który przywołuję, potrąca we mnie ten szczeóglny nastrój poza kręgiem światła z lampy, ciszę wypowiadaną monotonnym głosem zegara, moment tuż przed stoczeniem się słońca w jamę w ziemi, moją własną sosnę, moje własne wrzosy, moją własną Ariadnę

ZIMA W MILANÓWKU

I korzeń sosny i ten wrzosu
Pod śniegiem dobrze jest ukryty
W ogrodzie zima tańczy boso
Biała- jak białe greckie mity

Na szafie siedzi kot uczony
I czyta Sein und Zeit od końca
Przez ogród lecą trzy gawrony
Widać krwawiący zachód słońca

Zima- to okręt Dionizosa
Zima - to prześwit Heideggera
Zima - jest jak Ariadna bosa
Zima - jak grecki bóg umiera

Ten wierszyk pisał mój kolega
Ów kot uczony spod sufitu
Sosenki wrzosy krew na śniegu
To Milanówek - w mgle prabytu

(Jarosław Marek Rymkiewicz)




Przy okazji, przywlokłam swój wiersz REM,  który, gdybym wtedy czytała Rymkiewicza, uznałabym za zerżnięty jak talala. ale nie czytałam, więc to kolejna  koincydencja, tym razem z istnieniem  rymkiewiczowego "Skośnego deszczyku w połowie czerwca"

*

I jeszcze o tym, że skończyłam czytać Pióropusz, Mariana Pilota. Z jednej strony, to świetna książka, bo pilotowy język kreujący zewnętrze i emocjonalność jest mistrzowski, bo nieco bełkotliwie, a jednocześnie potoczyście opowiada bolesne zakątki historii Polski i Polski we wsi polskiej i we wsi w ogóle, bo dotyka naprawdę mocno, a wydawało się, że tylko koniuszkiem pióra. Z drugiej strony nie takiej książki mi w tym czasie było potrzeba, więc moja przychylność pozostała jednak bardziejsza po stronie Pantałyku. Nie da się jednak Pióropuszowi odmówić dobroci literackiej, bez względu na porę i czasy, świetna i śmiała obserwacja, brak ceregielenia się, poetyckość wplątana w błoto i gnój gumien, ludzkie serducho krojone, tłuczone, głaskane, kochane, bite, polewane mydlinami. Polecam

A ponieważ przed nią czytałam kolejną książkę  Stanisława Piechockiego: Dzieje olsztyńskich ulic, bardzo mi się jakoś obrazy razem łączyły z czasów pilotowych i olsztyńskich. Książkę Piechockiego miłośnikom Olsztyna też polecam, bo czyta się ją przyjemnie i gładko, choć znajduję ją słabiej niż Olsztyn magiczny. Być może dlatego też, że jest starsza (dzieje...), a to oznacza mniej dojrzała, mniej przemyślana, bardziej podszyta entuzjazmem, niż Olsztyn magiczny, może. W Dziejach... drażni mnie np nadużywanie słowa "monumentalny", kto był w Olsztynie ten prawdopodobnie rozumie dlaczego.


*

I na koniec zachwycona jestem znalezioną w Legendach i opowieściach zamku Malbork, Marka Stokowskiego, nazwa baszty - Maślankowa, jak zresztą związaną z nią legendą, której znak widnieje na szczycie rzeczonej baszty i jest całkowicie "dokieszeni" o tu zdjęcie

sobota, 27 kwietnia 2013

Z rozmów rodzinnych - O pocałunku

Szkic sytuacyjny: Ja krzątam się po kuchni, to po pokoju, to znów po kuchni. Mama czyta książkę przy kuchennym stole.

Mamcia (widząc mnie, zaczyna szczebiotliwym głosem): Ku-ku

Ja: Odkładam żelazko i idę po deskę. Wracam do kuchni.

Mamcia: Ku-ku

Ja: uśmiecham się i idę po spryskiwacz. Wracam do kuchni

Mamcia (jeszcze pieszczotliwiej): Ku-ku

Ja: Nachylam się nad mamcią, żeby dać jej buzi, bo podejrzewam, że o to jej idzie.

Mamcia (najsłodszym szczebiotem): Pocałuj mnie w dupę kałmuku!

:]

czwartek, 25 kwietnia 2013

Srali muchi bedzie wiosna

W dzisiejszym śniku naszywałam truchła owadów na kapelusz słomkowy. Jedno przy drugim. Niektóre owady były jak klejnoty (głównie w złocie i błękitach), inne były prawdziwymi klejnotami, a innych się brzydziłam np nie wiedzieć czemu, ususzonej ważki. Naszywałam je jeden przy drugim, przebijając ich suche ciałka igłą.

a później (może zwabione owadami) stado wróbli urządziło sobie pod leżącym na śroodku pokoju, skołtunionym kocem, gniazdo. i tak sobie wesoło te wróble wlatywały do pokoju i wylatywały, co wcale mnie nie cieszyło.

*

a w realu w przeszłości rzeczywiście ptaki wciąż wlatywały do mojego pokoju i demolowały go  podczas spektakularnych prób  wypuszczenia ich na zewnątrz. musiałam w oknie zawiesić dzwonki, co z kolei zaowocowało olbrzymim  rojem pszczół w naszym kominie i rynnach. dwukrotnie, o czem zresztą zagaiłam tu


wtorek, 23 kwietnia 2013

Jeśli

Jeśli niebo jest błękitne i czyste, powietrze jak aksamit, usiądź spokojnie, poczekaj, problemy zaraz się pojawią

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

króliczek

Opowiastka znaleziona dziś rano w kącie przedpokoju


piątek, 19 kwietnia 2013

Bloglądactwo

Nadszedł czas by zaktualizować podglądactwo, więc natenczas
(wg układu z obecnego podglądu wewnętrznego)

1. O Lalkach - bo bardzo lubię pasje ludzi, inspirują mnie, no i lubię lale

2. Akuku - przyglądam się miszmaszom i lubię to

3. Szafiarka - młoda, zdolna osoba, której szczerze kibicuję i w której działanie wierzę

4. 3/4 - ciekawy artystycznie i znakomita osobowość autorska

5. 8 - czyli blog oktarynowy

6. Ślubne foto - ślubne foto zwykle mnie nudzą jak cholera (choć uwielbiam Panny Młode), ale ta fotografia mię się podoba się

7. Busz - czyli miejsce,w  którym tracę pieniądze, a zyskuję przyjemność
i jeszcze jarmark  i jeszcze inne miejsce i jeszcze pchły1 oraz pchły 2 a także pchły 3

8. Janurz - inteligientny, zdolny i dobrze mu z oczu patrzy. No i mieszka na drugim końcu świata (bo na pierwszym ja)

9. Cudaki - jak sama nazwa mówi - blog Bińki! od tysiąca lat namawiam, żeby załozyła sklep ze swoimi cudami.

10. Cyganienie - blog niezrównoważony

11. Blog poczytny - Poznań o dwóch obliczach

12. Blog Niepowstrzymany - świetna ilustratorka, zawzięta rysowniczka, osobowość z dużym O i poczuciem humoru, jakie uwielbiam
i Lolita

13. Sztuka konsekwentna, której się przypatruję

14. Blog fanaberyjny, piękna proza, świetne oko obserwatora

15. Fistaszki -

16. Fotograficzny mętlik-pętlik - z ciekawymi  obserwacjami

17. Haiku - czyli poezja tkwi blisko serca

18. Sutasz - fantastyczny
i ten też

19. Haiku jasne - czyli świat Magdy

20. Obżarstwo - jestem pełna podziwu dla tego jedzenia, choć przyznam szczerze, że bardziej mnie ten blog interesował, kiedy jeszcze się tak nie upublicznił, jakoś cieplej, spokojniej, bardziej ludzko i po domowemu był

21. Zabawkarski - kto nie lubi zabawek, ręka w dół

22. Luśka - blog spontaniczny

23. Dobas - fotografik, ratownik górski, nurek, geolog, podróżnik, strażak, cholera wie, co jeszcze wymyśli, a poza tym świetny kompan

24. Polonista w akcji - scenki z rodzinnego życia, obserwuszki, kawałki myśli, lubię

25. Domowo, kufrowo - lubię ten klimat

26. Projekt cielesny - bardzo fajny projekt z konsekwencją i człowieczeństwem

27. Blog o niespożytych siłach - i mnóstwie tworzenia

28. Kłebek myślowy - ponieważ kiedyś licze na skrót z Heidggera ;)

29. Latur - blog bez koloratur, świetne rysunki, zabawne rymowanki na tyle proste i abstrakcyjne, że zaczynają mi chichot jeszcze gdzieś pod urządzeniem śmiechowym

30. Krajobraz poetyckiej bitwy - blog do przyglądania się z ciekawości

31. Patyki, piórka - blog o życiu, ciepło, na wesoło, czasem z zadumą w tle

32. Blog cebulowy - trzymam na wypadek gdyby miał się poruszyć

33. Blog folklorystyczny - znalazłam na fb, a ponieważ interesuje mnie ludczyzna, to na niego poglądam i wyrabiam zdanie

34. Nowak - też na wypadek, gdyby na starość zaczął się nudzić

35. Ranczerski blog- za świetne ręką dzieło

36. Poetycko-życiowy blog - tu podglądam, co robi Retes, nawet jak nie chce mi się sprawdzać gg albo pisać smsa. . i mogę krytykować do woli ;D

37. Ptaszoryzm - z pogranicza snu i zabawy, świetna sztuka, bardzo inspirująca i wywołująca w moim śródziechu jakiś przyjazny pomruk kółek zębatych

38. Misilandia - no co ja więcej mogę powiedzieć, misie, misiule, misiuleńki! (i jednego z nich mam)

39. Zero stresu - wojowniczy Hońber, w którym widzę i czuję ogromny potencjał, właściwie niewykańczalną energię i odpowiedni stopień buntu.

40. Obserwowanie świata - przyglądam się z zainteresowaniem

41. Lipowo - ciepłe, przyjazne miejsce z pokrewnymi kłopotami, błotami i skaraniem boskim

42. Blog melancholijny  - patrzę, jak widać świat z innego punktu widzenia

43. Blog teatralny - nader często z błyskotliwymi tekstami i sprytną oceną sytuacji

44. Wrocławski - znaleziony u Bińki,a  podglądany z sympatii dla Bińkowego miasta

45. Węgajty - bo nasze, bo świetny teatr, bo lubię scholę

46. Poetycki - wiersze, które uwielbiam, poeta i krytyk, którego cenię

47. Wytrzaśnięty spomiędzy książek - zabawny, dobrze czytajny, błyskotliwy

48. Wiersze - które uwielbiam. Doskonałe wiersze

49 Pomysły - bo z naszych terenów, bo branżowy

50. Poznański blog poetycki - poczytuję sobie

51. Prozą - bo lubię prozę

52. Zofianna - blog  z pokrewieństwem  i miłą, domową atmosferą

53. Fotoczarty - blog z fantastyczną fotograficką robotą, z wyraźnym duchem Saudka, ale przefiltrowanym przez aurę autorską, ze świetnymi pomysłami i Alicją z krainy czarów, w której jestem zakochana

54. Ręką dzielo - podziwiam, lubię, znajduję przyjemnośc

55. Piórkowanie - uwielbiam wieczne pióra, lubię kiedy autor o nich pisze, z miłością, pasją, interesująco jak cholera

56. Dollfie - i znowu lale


a do pozostałych rzeczy przekradam się przez cudze blogi i strony ;)










czwartek, 18 kwietnia 2013

Dokonano wyboru

Nad domem sąsiadów wzniósł się różowy dym, znak, że wiosenne konklawe zakończyło się optymistycznie - wiosna jednak będzie.

 Żegoty 14.04.13



I jasne, że nie chciało mi się przepinać obiektywów, tak więc mętnym okiem zapaćkanej 80-tki, widoczni z kuchennego porannego (godz 6) okna, Państwo Dzięciołowie, którzy uprawiają gniazdo usiłując wyrwać z niego od paru już dni, dramatycznie wczepioną w chrust trawę, a raczej uparte trawsko. Pan Dzięcioł spożył pół zapasu wątróbki zaledwie i przyszła wiosna, Pani Dzięciołowa sra na to.

Żegoty 15.04.13


Mama schodzi ze schodów i wylega na zewnętrze, dziś dwa razy nawet, choć po małej tyradce na temat bólu, że to nie kości, a najzwyczajniejsze zakwasy. "Nie ma czegoś takiego jak zakwasy" burczy mama. Po kolejnym etapie zmagań, mama komunikuje, że zakwasy owszem są, ale ona nigdy w życiu zakwasów nie posiadała, nie posiada i posiadać nie będzie.Wobec powyższego wykopuję ją z fotela.

Z komicznych zdarzeń - Panna Łaskotka usiłowała wczoraj upolować bociana, skradała się za nim przez 15 minut po całym ogrodzie. Kot wielkości kalosza tropiący "ptaka łownego". Oto ambicja! oto duch!



Dolce Vita, Jarosława Mikołajewskiego to bardzo przyjemny, urokliwy zbiór opowiadań dziejących się w wiecznym mieście. Kto posmakował Rzymu, znajdzie ten niepowtarzalny, dziwny i magiczny klimat, kto nie był, znajdzie ten sam klimat i może na Rzym da się skusić. Opowiadania niebanalne, napisane z lekkością, a niekoniecznie lekkie, oszczędne w słowach, bogate w aurę. I ze ślicznymi zdjęciami.



Prowadzący Umarłych, Liao Yiwu (tłum Agnieszka Pokojska) to zbiór wywiadów-opowiadań, głosu spod kołdry komunizmu chińskiego. Głosu prostego, spokojnego, bolesnego. Tu ból tworzy się w czytającym. Tak zwyczajnie o nim (bólu) mówią rozmówcy Liao (autor sam doświadczył ogromnych represji rządu chińskiego), tak łatwo przyjmują zrządzenia losu zrzucane im na głowy, jak worki z piaskiem i betonem, tak strasznie ciężko się robi na sercu i wstyd pełnej lodówki, szkolnych wagarów i beztroskich posunięć.

Polecam, polecam

Ps: A w ogóle to 1100 post, wiec hip hip mu, hura! Nie spodziewałam się, jak kliknełam w "utwórz bloga", ze to się tak posypie, psiakość :|



środa, 10 kwietnia 2013

Ab ovo, czyli post dla Emi

Oto dlaczego nasze kury przebywają we więźniu o zaostrzonym rygorze. Oto balistyczne jajo, jajo-pocisk, jajo-broń masowego rażenia, jajo śmiercionośne, jajo-niebezpieczeństwo, jajo-zagadka. Oto jajo. A co jeśli od takiego jaja zaczął się świat? Trzymamy więc jak Watykan, kury pod kluczem, prądem, siatką, śniegiem i straszymy miotłą.


nie martw się

Opowiastka znaleziona wczoraj w kuchni


Rodzinnie

zaległa opowiastka znaleziona w łazience, jeszcze w  grudniu 2012


wtorek, 9 kwietnia 2013

W kwietniu

Od wczoraj robię już trochę w ogródku




 tutaj banda darmozjadów, zjada darmo

 Przedwczoraj, wykonałam kurom trzy trasy: zieloną - spacerową rodzinną, z odgrzebaną pryzmą piasku, żółtą do schroniska i niebieską, trekkingową dla zaawansowanych z pobytem w krzakach obok wędzarni : ]














Cholery próbują przekradać się za linię wroga













Głowa, niżej głowa, Stasiu!


Podczas gdy desant przekrada się na tyłach






niedziela, 7 kwietnia 2013

pogodynka

Jak co rano, o siódmej, ludzie Syberii wychodzą z łopatą odszukać podwórze.

środa, 3 kwietnia 2013

Drożyzna

i ach, jaką drogę ja sobie znalazłam!
blog Pana Piotra

Pomiędzy domami, czyli zimowe Włochy z Radą - (1)

 zdjęcia z Wierszalotki tu


21 stycznia (poniedziałek)

Droga babciu, właśnie wylądowałyśmy w w Mediolanie. Pożegnałyśmy śnieg i mróz (nie, żebym nie lubiła) na rzecz pochmurnego zimowego nieba północnej Italii.




Hotel Verona, skrzypiąca klapa kiblowa, pierwsze piwo w barze, drugie w pizzerii, gdzie obrus się drze, obrazy migają trójwymiarem, atmosfera jest jak z surrealistycznych filmów, a pizza niebo w gębie.



Kościół San Carlo al Corso z przepiękną płaskorzeźbą ołtarzową., w której uwodzi gest postaci w lewym dolnym rogu, kobieta obejmuje dziecko, szepcząc do niego uspokajające słowa, a może ostatnie jakieś przestrogi. W jej geście czytam ogromną czułość i chęć objęcia, nie tylko ramionami, ale całym sercem. Choć to nie matka, to przecież jest w niej ogromna matczyność, troska, cała kobieca delikatność, na jaką może zdobyć się kamień.





Później katedra, w gasnącym już słońcu, wynurza się powoli u wylotu ulicy, rośnie las sterczyn, rzeźbień, to robi wrażenie, oszałamia, jednak prawdziwe piękno odkrywam wewnątrz, piękno drzewno-leśne, cudowne sklepienie, przepiękne żłobkowane kamienne kolumny i pełen gracji i lekkości krzyżowo sklepiony sufit. Architektura tego wnętrza jest niesamowicie lekka a jednocześnie dostojna, czuję się, jakbym weszła do lasu (podobne wrażenie odnoszę w poznańskiej farze, tylko inaczej dotyka mnie stylem). Wrażenie potęguje jeszcze zapadający zmrok i ciepłe światło lamp. Harmonia, tak czuję to wnętrze, spokojna, stabilna harmonia.
Po wyjściu raz jeszcze podziwiamy Duomo tym razem w nocnej szacie, jest!






Galeria Vittorio Emanuelle,





 Nocny spacer ulicami Milano i powrót do pokoju, gdzie okazuje się, że Rada ma w łóżku ceratę (na wszelki wypadek?) i sen.








*

22 stycznia (wtorek)

Zostawiamy bagaże w dworcowej przechowalni i ruszamy w miasto. (Dworzec mediolański wielki, piękny, monumentalny architektonicznie.)





Dzień właściwie przeznaczony na mediolańską Pinakotekę (di Brere).

 
 
 


 Ach, co to za rozkosz i rozpacz w jednym. O rozkoszy świadczy mnóstwo notatek w moim zeszycie, rozpacz jest z powodu rozległości, ilości dzieł, a przecież nie da się przystanąć przy wszystkim, tym bardziej nie da się kontemplować nawet jednej trzeciej tego, co by się chciało. Martwy Chrystus Mantegny przyciąga mnie raczej z ciekawości, jak wygląda ziszczony, ale nie on mnie zachwyca szczególnie. A zachwyty jest z czego wybierać
Stefano da Verona - Adoracja trzech Magów- postać Józefa, wspaniała, dobroduszna, na poły zakłopotana, na poły zakochana w dziecku, w geście który jest zarówno modlitwą, jak i niepewnością, co uczynić.
Madonna z dzieciątkiem Belliniego (Jana)  wciąga nas w głąb pejzażu rozciągającego się za jej plecami, świata prostych czynności, którym matkuje. Pasterz strzegący owiec, mężczyzna udający się na polowanie lub zwykłą przejażdżkę, para flirtująca pod drzewem, kot, który usiadł na obelisku, pola, osady, a wszystko to dzieje się za jej plecami, a jednocześnie wiem, że przecież widzimy to oglądane również jej oczami.
Obraz Bordone - Gli amanti, wprowadza mnie w konsternację. Na pewno nie jest to typowy obraz kochanków, ich twarze nie wyrażają miłości, raczej świadectwo sceny wyrachowanej - dziewczyna zerka na mnie, trochę wyzywająco, trochę kokieciarsko, trochę buntowniczo, jej dłoń sięga po kosztowny podarek z ręki mężczyzny, który ją obejmuje z wyrazem twarzy właściciela. Z tyłu jeszcze jedna postać, która popycha dziewczynę do nas, do ludzi w galerii, oddaje ją bez miłości.
Odnalezienie ciała św  Marka, Tintoretto  to obraz, który działa niesamowicie. Dynamiczna kompozycja wręcz wrzuca w surrealne poczucie czasu i przestrzeni. Rzeczy dzieją się jednocześnie i zarazem opowiadają historię, przenikając się wzajemnie jak duchy i juz nie wiadomo, co jest prawdziwe, co zjawiskowe. Światło zmieszane z chłodu i ciepła podkręca nastrój groźnego pomieszczenia z długim ramieniem perspektywy. No i ten tintorentowski, zamaszysty pędzel! Niesamowity, cudowny obraz!
Męczeństwo św. Katarzyny Aleksandryjskiej, Gaudenzio Ferrari z przepiękną postacią Katarzyny
Andrea Dorna in aspetto di Nettune, Bronzino tchnie opanowaniem i majestatem. Doria, admirał floty zdradzający juz oznaki wieku, ale o silnym, zahartowanym ciele, patrzy czujnie, nie śpi ukołysany szumem fal, to zarówno władca, jak i zahartowany wojownik, jakiego cechy podkreśla sposób trzymania trójzębu, który nie wydaje się mu obcy nie tylko jako oznaka władzy, ale jako oręż.
Przepięknie dojrzała Matka Boska Vivariniego w obrazie Wniebowstąpienia Marii, kobieta o postarzałej, pełnej godności twarzy, Martwy Chrystus podtrzymywany przez dwóch anioów, Girolamo da Treviso z  jego  emocjonalnością, przepiękna Adorację Dzieciątka, Barnaby di Modena i Madonna z Dzieciątkiem Paolo di Giovanni Fei utrzymane w fioletach Zwiastowanie (Pere Serra) z pięknie przedstawioną wizją tego, co ma się stać, Madonna z Dzieciątkiem Belliniego, ojca, ołtarzowa Koronacja Marii Panny, Nicolo di Pietro, delikatny koloryt obrazów Bernardino Luiniego, kwitnące macierzyństwo z obrazu Carlo Crivelliego , dziwne wrażenie iście magrittowskiego surrealu stojącego za obrazem Francesco Bissolo, przepiękna, cielesna i zarazem eterycznie zjawiskowa Śmierć Kleopatry Cagnacciego nie sposób wymienić wszystkiego, co zatrzymało, urzekło i urzeka.
 
nie przywołuję mistrzowskiego światła Caravaggio, spojrzenia Judasza z rubensowskiej wieczerzy, energii Tintoretto i Veroneza, (choć muszę koniecznie wspomnieć Ostatnią wieczerzę Veronese z uczestniczącym w niej moim kotem Mirkiem). Nie przywołuję dlatego, że rzeczy te znane, znanych mistrzów wymagałyby kolejnych stron na zachwyt, bo rękę mistrza czuć z daleka, genialnośc twórców nie pozostawia wątpliwości.

Zmachane włóczeniem się po salach z ciężkimi torbami, aparatami, notatnikiem trafiłysmy na ten obraz
Triste presentimento, Girolamo Induno, poruszający, smutny, z aurą pożegnania zawisłą w ścianach pokoju. jakiegoś odcięcia od światła za oknem, westchnienia zatrzymanego w pół drogi.




wychodzimy na światło dnia. W rzeczy samej światło! Pochmurność ustąpiła miejsca festonom słońca,

 


ruszamy więc ulicami, raz jeszcze podziwiając Duomo, zaglądając do kościoła św Tomasza, z zewnątrz dość niepozornego, ale z cudowną posadzkową mozaiką wyobrażającą 4 rzeki zaświatów oraz biblijnymi motywami.










































































Miasto drży i rozpływa się w oślepiającym słońcu. Jesteśmy wyschnięte na wiór, a wszystko to dlatego, że jakoś nie możemy nigdzie usiąść, żeby coś wypić. kiedy tylko decydujemy się na jakieś miejsce, zaraz przychodzi niepewność, czy może nie znaleźć innego.
















Kiedy w końcu znajdujemy to, na które jesteśmy zdecydowane, a właściwie nie zdecydowane tylko zdesperowane, nie umiemy otworzyć drzwi. Okazuje się, ze chytrze ukryte drzwi automatycznie się przesuwają, tylko trzeba trafić w dobre miejsce. W dodatku nigdzie, przenigdzie nie ma żadnego sklepu z jedzeniem i piciem.





















Wieczorem odbieramy bagaże i ruszamy do Padwy., lądujemy tam w nocy. Dworzec nie wygląda specjalnie zachęcająco, raczej jak kupa poskręcanych na drut betonów, wokół fabryczna zabudowa, opłotki, głuche ściany, martwe ulice i kręcący się podejrzanie wyglądający obwiesie. Aniet zapisała nam na kartce ogólne wytyczne, jednak z powodu późnej pory, brakuje nam drogocennego planu. próby wyciągnięcia informacji w jakimkolwiek języku oprócz włoskiego, spełzają na trotuar. Kręcimy się w kółko, smętnie rozważając głupi impuls, który kazał nam zostawić śpiwory w Warszawie. Oczywiście nadal nie kupiłyśmy niczego do picia. Zaliczamy (jakkolwiek to brzmi) ulicznego przechodnia, podsklepowego wyrostka, szaloną staruszkę, pana w bileterni autobusowej, panią na dworcu, taksówkarza i ten wskazuje nam kierunek ogólny. Idziemy pustą, przemysłową ulicą, na szczęście spotkana po jakichś dziesięciu minutach kobieta, wie, gdzie znajduje się ulica i nasz hostel o tej samej nazwie. Uf! Docieramy na miejsce w przyjazne ramiona pani na portierni, a później birra Moretti, kolacja w przypływie i lulu.


Tu jak widać wusz uzupełnia Dziennik Podroży


a rada posila się


A następnie oddaje się rozrywkom intelektualnym , posiadając picie przy łóżku, co jest cudem, Cudem!