niedziela, 8 maja 2011

warmińsko



"Warmia nie należy do żadnego z województw - wyjaśniał kiedyś Kromer w "Polonii" - podlega jeno swemu biskupowi i jego kościelnej władzy pod głównym zwierzchnictwem króla polskiego. W istocie, za warmińskim kordonem świat zmieniał się w oknach karety, jak gdyby nie lądem przeniosły ją konie, lecz przez morze przybiły do samotnej, dalekiej wyspy. O wyspie tej szeptano w duchownych sferach Polski, że błyszczy złotym jabłkiem in partibus fidelium Korony. Utrzymywano, że panowanie ma tu inny smak i aromat, że blask jego przełamuje się niby w pryzmacie w pełny urok udzielności. Nie darmo książęca korona łączyła się tu z mitrą. Wysokie miejsce zajmował książe-biskup w polskim senacie, zasiadał z urzędu na czele pruskiego, nierzadko łączył ze swą godnością małą pieczęć koronną lub rezydował w trybunale, jak równy z równym zmawiał się z pruskim sąsiadem. Czyż można się dziwić, że prawie przez igielne ucho wjeżdżało się do Butryn, Wartemborka (Barczewo), Jezioran, Lidzbarka, do katedralnego Fromborka, ze mało komu z polskich prałatów iściła się ambitna chętka posmakowania rozkoszy lidzbarskich: królewskiej jeno rodzinie, synom wielkich i wpływowych rodów, uczonym, czy faworytom dworu. (...)

("Wjazd do Lidzbarka")



"Świat nauki i sztuki pociągał coraz to bardziej księcia biskupa. Około 1750 roku wszedł w okres budzący najwięcej uznania w oczach potomnych. Nawiązywał kontakty z interesującymi ludźmi, sprowadzał ich do Lidzbarka do wymiany poglądów lub zwrócenia uwagi na sprawy warmińskie. I tak mediując z ramienia króla pomiędzy miastem a magistratem gdańskim zetknął się z głośnym ówcześnie prawnikiem i historykiem, Gotfrydem Lengnichem. Owocem tego kontaktu miało stać się pierwsze wydanie najszacowniejszej z kronik polskich - Galla Anonima. Nie wiadomo z całą pewnością kto- Grabowski czy Lengnich - odkrył rękopis Galla i Kadłubka w bibliotece zamkowej w Lidzbarku. Pewne jest tylko to, że biskup uznał za ważne i pozyteczne wydanie tego dzieła drukiem, że nie poskąpił na ten cel pieniędzy i oddał edycję w ręce najlepszego współczesnego specjalisty."

("Pantofle księcia biskupa")


Z książki Władysława Ogrodzińskiego - Pochwała Lidzbarka)

*


Czy książka ta jest klasyczną pochwałą? Stawia ona nas, Warmiaków również w nieświętym świetle, spomiędzy wierszy wynurza się lud sprytny, często kombinujący, jak tu swoje uzyskać, nieco dziki, nie lubiący jarzma, ale też umiejący radować się, kochać i serce mający na dłoni. Wyrastają biskupowie-książęta warmiński ze swoimi zaletami i przywarami, bo jak nie docenić korowodu postaci na stołku warmińskim - Jan Dantyszek, Stanisław Hozjusz, Marcin Kromer, Andrzej Batory, Szymon Rudnicki, Mikołaj Szyszkowski, Wacław Leszczyński, Jan Olbracht, Michał Radziejowski, Jan Stefan Wydżga, Andrzej Chryzostom Załuski, Teodor Potocki, Krzysztof Szembek, Adam Stanisław Grabowski, Ignacy Krasicki . "Dla wyjątków tylko starczyło miejsca i złotego kąska, o który ubiegać się pragnęło tak wielu - jedni dla uroków władzy, inni dla nasycenia wielkopańskiej próżności, jeszcze inni w marzeniu o cichym, dostatnim ustroniu, z dala od zgiełku wielkiego świata, zawiłych dworskich intryg, próżniaczej pustki i zakłamania. Każdemu z tych pragnień zdawała się być powolna warmińska ziemia obiecana. Stąd i odchodzić nie bardzo było dokąd, do większych zaszczytów czy godniejszych tytułów - chyba do Gniezna na stolec arcybiskupi, do prymasowskiego Łowicza.(Ogrodziński).
Pomimo spojrzenia również mocno krytycznego, w zbiorze opowieści o Lidzbarku, wypływa na powierzchnię jednak obraz Warmii, jako swoistej perełki, dziwnej i tajemniczej księżnej, nie lubiącej jarzma, otrząsającej w dreszczu ramiona z kładzionych na nie, zbyt chętnych dłoni, stąpającej po własnych wzgórzach, moczącej kraj szaty we własnych rzekach, ale temu, kto ją szczerze pokocha, do ręki przylegającej i darzącej błogosławieństwem. Niezwykła to kraina i barwne osobowości przyciągająca. Zbiór Ogrodzieńskiego pokazuje, jak łakomym kąskiem była od zawsze, ze względu na swoiste bogactwo tej ziemi i dużą suwerenność, bo tylko świeckie zwierzchnictwo króla uznającą (i to w stosownych granicach) , zaś w sprawach kościelnych podlegająca bezpośrednio samemu Rzymowi.
A ja, w Warmii rozmiłowana od zawsze, słowa te poświadczam





**

No i oczywiście nie mogę się oprzeć, by nie podrzucić legendy. Dziś o tem, jak powstały źródła Łyny (na podstawie bajania Marii Zientary-Malewskiej). Nie jest to jedyna legenda o Łynie

O źródłach Łyny

Niedaleko obecnej wsi Łyna (pod Nidzicą), stał gród dębowy, warowny, chroniony dodatkowo trzęsawiskami z jednej, a nieprzebytym borem z drugiej strony. Mieszkał tam wódz Prusów, Dobrzyn z żoną Ałną i córką Lalką. Dobrzyn był to pan sprawiedliwy i dzielny, kochali go poddani, kochała go zona i córka. Prostemu, dostatniemu, a pełnemu czułości życiu w grodzie Dobrzyna, zazdrościła żyjąca w pobliskich lasach przewrotna i złośliwa czarownica. Umyśliła sobie kiedyś, ze to wszystko należy się jej synowi, rozbójnikowi Dietrichowi, który był brzydki, próżniak i na kupców jadących leśnymi traktami napadał, zaś pieniądze wszystkie trwonił na hulaszcze zabawy. Któregoś razu, ukryty w przydrożnych krzakach synalek, ujrzał piękną Ałnę jadącą na białym koniu i się na zabój zakochał.
Czarownica, dowiedziawszy się o słabości syna, ukuła podstepny plan. Przygotowała trunek z ziół sekretnych, tylko czartom znanych i dała kucharce Ałny, by ta podała je swojej pani jako napój, który (rzekomo) miał zapewnić jej młodość i długie życie. W rzeczywistości trunek miał odwrócić uczucie Ałny do męża. Łatwowierna kucharka spełniła prośbę jędzy, ale moc noapoju zadziałała przeciwnie, Ałna jeszcze więcej kochała Dobrzyna i teraz już na krok go nie odstępowała.
Czxarownica wpadła we wściekłość i pieniąc się ze złości, ciskała w stronę grodu największe przekleństwa, te jednak odbijały się od palisady jak kamyki.
Nadeszła zima i gospodarz wraz z gośćmi, którzy licznie odwiedzali gród, wyruszyli na łowy. Plon był pomyślny, a zabawa przednia, jednak niemal u stóp grodu, coś świsnęło z krzaków, rozległ się chichot czarownicy i zatruta strzała wbiła się w ramię Dobrzyna. Jakaż była rozpacz Ałny i Lalki, gdy wobaczyły pobladłego śmiertelnie na trakcie wiodącym do grodu. Zanim koń Dobrzyna doszedł do końca drogi, jego pan już nie żył.
Smutek Ałny nie znała granic, codziennie przesiadywała na grobie swojego męża i tak długo i gorzko płakała, aż się cała w tych łzach rozpłynęła. Najpierw z tych łęz powstała strużka, która spłynęła ze wzgórza i podążyła przez las. Do tej struzki dołączyły nowe - łzy dziewcząt opłakujących władykę, cała ziemia warmińska dołączyła do smutku Ałny, jeziora Kiernoz i Łańskie uzyczyły jej swych wód i wskazały drogę dalej. Na tę powstałą rzekę najpierw mówiono Ałna, lud zwał ją Łanią, a w końcu została Łyną. Na Jeziorze Łańskim zaś jest wyspa Lalka, po córce Dobrzyna.


O Łynie

Według zbioru Ireny Kwintowej zaś Łyna to córka Króla Jezior, która zakochała się w sierocie Jaśku, który śpiewał najpiękniej na świecie i właśnie z powodu tego śpiewu i piękna pieśni warmińskich, pokochała go wodna panna. Los chciał, ze w sieć starego Mateusza, opiekuna Jaśka, trafił nie kto inny a sam Król Tysiąca Jezior i życie swe wykupił obietnicą,że odda młodemu swą najmłodszą i najukochańszą córę za żonę. Surowy ojciec wodnicy, postawił jednak warunek - nigdy już nie będzie wolno wejść Łynie do królestwa wodnego, nie wolno dotknąć jeziornej wody. Zgodziła się Łyna na taki warunek, bo pokochała Jaśka całym sercem i pewnej pięknej nocy przyszła do ubogiej rybackiej chaty, by zamieszkać z mężem. Życie układało im się jak w baśni, byli szczęśliwi, kochali się, aż do chwili, kiedy zły los przygniótł chłopaka ciężkim pniem drzewa.
Na nic były okadzania, maści, zaklęcia znachorów, Jaśko gasł z dnia na dzień, a Łynie krajało się serce. Kiedy chłopak był u kresu sił, postanowiła wodnica spróbować ostatniej rzeczy - w ogrodzie jej ojca, na dnie jeziora, rósł cudowny krzew, którego kwiaty miały moc uzdrawiania. Nie myśląc o konsekwencjach, wskoczyła Łyna do wody i płynęła ile sił, aby zdążyć dotknąć cudownego kwiatu. Serce jej waliło, a po drodze ciągnęły wspomnienia z dzieciństwa, miłość do ojca i rodzimej krainy. Oparła się jednak wszystkim tym myślom i w ostatniej chwili dopadła do krzewu. Dotknęła kwiatu i wymówiła zaklęcie. Kwiat stulił płatki,a Łyna zapłakała ze wzruszenia i radości, że oto Jaśko uradowany. Jednak łzy, których w podwodnym królestwie nie znają, zadźwięczały jak dzwony upadając na dno jeziora. Rzuciła się Łyna do ucieczki, ale dogonił ją głos ojca - "Coś uczyniła nieszczęsna, złamałaś odwieczne prawo i musisz ponieść karę"
Łyna nie reagowała, widziała przed sobą tylko swojego uzdrowionego Jaśka który wyszedł na brzeg wyciągając do niej ręce. Wzburzyły się wody jeziora i potężny głos obwieścił
- Łyno, za złamanie praw naszych odwiecznych, zamieniona będziesz w rzekę, a jako że tę ziemię miłujesz, obejmiesz ja swoim ramieniem.
Rozpłakała się Łyna na taką surowość ojcową, czy nie widzi Król Jezior, że miłość ją do tego popchnęła, czy to uczucie nie wzrusza ojcowskiego serca? Ulitował się Król Tysiąca Jezior i choć praw odwiecznych wód zmienić nie mógł, to jednak uszanował największe prawo na ziemi - prawo miłości i nie rozdzielił ukochanych. Kiedy stary Mateusz dobiegł na miejsce, u jego stóp wiła się srebrna rzeka, a jej wodę gładziła stojąca nad brzegiem warmińska wierzba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz