Wielka granatowa chmura, która napłynęła nad ogród, w którym zbierałam smętnych przedstawicieli ogórka właśnie sobie poszła, biegłam za nią wołając i rozpaczliwie machając rękami, ale chmura zero reakcji, spadnie gdzieś innym, pewnie na jakieś betony podczas, gdy jest tu ceniona, podziwiana i oczekiwana (zawsze leziemy tam, gdzie nie trzeba). Ale spoko i tak wielu z nas nadal nie dostrzega problemu, bo nie trzeba wierzyć w zmiany klimatyczne. A przecież nie jest to kwestia wiary, jest to kwestia nauki. Zamyślałam się jakiś czas temu, jak u licha ludzie, którzy cenią naukę, taką, która wynalazła im wodociąg, telewizor i telefon komórkowy, kompletnie nie ufają nauce, która mówi - we się ogarnij, dzie nasrasz, tam coś się zmieni, czasem na lepsze, czasem na gorsze, to już zależy jaki to rodzaj gówna. Nie dowierzają tej nauce, która mówi, no cho, mam pomysł, jak to zmienić, jak to trochę poprawić, bo trochę już mocno się zepsuło, ale możemy jeszcze coś tam podgarnąć, coś przykręcić, może trochę będzie niewygodniej, ale za to lepiej. Ale na przykład błogosławią tej nauce, która wynalazła internety, żeby można było swoją nieufność krzewić, a nawet pogardę. Czyli jest nauka dobra i zła, nauka nasza i nienasza, nauka wygodna i niewygodna, niewygodna zwłaszcza. To raz.
Przyglądałam się wczoraj onym internetom i tak se dumałam nad tym, jakie to chitre, że artyści, instytucje, chorzy, potrzebujący pomocy, starzy, młodzi rozwojowi, wszyscy muszą uciekać się do wsparcia ludu (zbiórki, postawkawy), a więc lud (w tym także oni sami) daje dwukrotnie, raz daje państwu, raz jeszcze prywatnie i bezpośrednio, zwykle daje też trzeci raz - pośrednikowi. Chitre, bo państwo se raz już wzięło, ale z tego gówno kto dostał, albo może niewielu, albo na przykład niewiele, no i wychodzi na to, że to jest taki powrót do wspólnoty plemiennej, w której wymieniamy się bezpośrednio i bezpośrednio sobie pomagamy (to popieram bardzo), tylko jeszcze dodatkowo w cholerę karmimy tego nad nami pomysłowego Dobromira (tego nie lubię to). To dwa
W tych samych internetach podczas czytania postów ludu, przyszła do mnie jeszcze inna refleksja, taka, że się wiele postów zaczyna lub kończy albo ma w środku, przepraszaniem za swoje odczucia, preferencje, opinie. Piszą tak nie tylko niscy i grubi, piszą tak również ludzie, którzy, zdawać by się mogło, są wyjadaczami opinii, personami z ukształtowanym charakterem: Ja wiem, że się wielu wkurzy, wiem, ze zaraz ktoś mi zaprzeczy, pewnie zaraz ktoś mnie opieprzy, możecie to wyśmiać ale, i tak w ten deseń. I jest to według mnie takie trochę smutne świadectwo wewnętrznego drżenia (czyli pomysł na oparcie się o kogoś trochę upada i stój se sam człowieku), ale to jest też formuła, która w swojej zasadzie działania zamyka pole do dyskusji, no bo jak się sprzeciwić temu, co już zostało obwarowane wiedzą, że się sprzeciwię. Jak podrzucić swoje argumenty, skoro postujący pisze, że te moje argumenty zna. E, nie, że ja zaraz chciałabym tam coś im dopisywać, ja sobie po prostu zawsze robię takie dyskusyjne ćwiczenia w głowie. To trzy
Au nas spadło na ziemię z tej chmury. Co było już bardzo potrzebne. Może niekoniecznie w dzień, na który od miesięcy zaplanowany był festyn dla wsiowych naszych dzieci. Ale spadło sporo i wsiąkło i to się liczy.
OdpowiedzUsuńLud to i ja i Ty... Czasem to już naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Oraz pomyśleć...
Lecę dp garów, bo mi konfitura wiśniowa wykipi.
Sorry za literówki ( nie cierpię u innych, u siebie tym bardziej ), ale okulary właśnie się suszą na stole.
Usuńoczywista, że lud to ja i ty, w takim znaczeniu go użyłam, dlatego mnie to martwi, ze państwo bierze od nas a nie daje artystom na przykład, instytucjom kultury. :] u nas też trochę spadło, ale od razu zimno, więc ogórkom i tak źle i tak niezbyt dobrze
Usuń