piątek, 14 stycznia 2011

o maniu dziada

"Zwracam się teraz do Ciebie, Czytelniku, Fredku, Tadziu, Karolku - czy jak ci tam na imię - i proszę, żebyś przypomniał sobie swoją ostatnią Gwiazdkę i podarunki, które otrzymałeś. Wtedy dopiero będziesz mógł wyobrazić sobie, jaki zachwyt ogarnął dzieci i jak im oczy zabłysły."

(E.T.A. Hoffman Dziadek do orzechów. Tłum. J.Kramsztyk)



Kiedy w dzieciństwie po raz pierwszy zobaczyłam balet "Dziadek do orzechów", a jakiś czas później, do moich rąk trafiła książka Hoffmana z magicznym rysowaniem Szancera, zakiełkowało we mnie małe marzenie, marzonko zaledwie, ale jak wszystkie marzenia, zrobione z trwałego i solidnej jakości materiału.
w stabilnym stanie przetrwało do dziś, a właściwie do wczoraj.
od wczoraj mieszka u mnie dziadek do orzechów.





Przez Szancera, jeśli myślę o zegarmistrzu, widzę taki warsztat (w mieszance dodatkowo uczestniczy ilustrowana przez rysownika "Akademia Pana Kleksa".






W tym rysunku widzę inspirację malarstwem Friedricha, i czuję ją też gdzieś pod skórą ilustracji do Pinokia







Od Marcina Szancera, być może, wzięła się nieprzemijająca i gorąca moja miłość do koników na biegunach oraz przedmiotów "do kieszeni", takich, które wytwarzają wokół siebie magiczną aurę prostego piękna i czułości.
Z ilustracji "dziadka do orzechów" chyba jednak najbardziej lubię te niekolorowe. Nie wiem, co sprawia, że obrazy Marcina Szancera mają dla mnie taką magię, może wszystko to, co się w jego rysowaniu, moim życiu i poczuciu złożyło w jakąś całość.




Dziadek do orzechów, jako żywo przypomina Pitera :]




A z prezentów podchoinkowych, dostałam wymarzony i zabytkowy moździerz


2 komentarze: