środa, 31 marca 2010

zakochałam się w jednym błękicie

maznęłam czyste pasmo po tekturze i się zakochałam

:|

to chyba wiosna

*

a w ogóle to już pamiętam to uczucie kochania niebieskiego. idealnie. zdaje się, zamażę po prostu obraz na niebiesko. masakra

wtorek, 30 marca 2010

o foku

Dziś śniły mi się foki.
Była rzeka, (kanał?) a ja siedziałam z fokami w takim pływającym mini-tunelu zacumowanym u brzegu. Foki właziły i wyłaziły z tego tunelu.
I były w tym śnie też też gągoły giganty

*
a sernik mówi, że kiedy śni się foki, oznacza to początek, wyłonienie się czegoś z odmętów nieświadomości i próbę świadomego określenia tego. Zmierzenie się z własnymi uczuciami na drodze operacji intelektualnych

*

no to niezły zapłon ;)
skoro dopiero teraz przyśniewam symbol zmierzania. no, ale ja większość rzeczy muszę przemyśleć, przybycie symboliki sennej też, najwidoczniej! ha

:]

krasa i niecnota

"(...)
Szli tak, szli, przebyli rzekę jedną, dziesiątą, aż ujrzeli jar, a w jarze sosnę, a na sośnie kraskę, a tę kraskę dziobał jastrząb i już miał ją zadziobać, gdy Wezyr - smryg - kamieniem - ugodził w jastrzębia i przetracił mu żywot skrzydlaty. Spadł trup jastrzębi, a kraska zatrzepotała barwnymi piórkami i po ludzku rzekła:
- Weźcie mnie z sobą, to się wam przydam.
- Dziękuję - rzekł Wezyr. - Damy sobie radę i sami.
Kraska, nieprzygotowana widać na taką odprawę, wzdrygnęła się i zaczęła jąkać:
- No jakże to? Oddaliście mi przysługę.... Nie mogę tak zostać z niezaspokojoną wdzięcznością....
- A cóż mnie to obchodzi? Nie chcę być obiektem twej cnoty.
- To cóż ja zrobię? Nie mogę nie być wdzięczną.
- Jeżeli nie możesz nie być cnotliwą, to i od niecnoty nie mogłabyś się powstrzymać. A więc podły ptaku, co się dziać ma, niech się dzieje.
Usłyszawszy to kraska zachwiała się, spadła w trawę i zdechła.
Wezyr wziął królewicza za rękę, żeby się na zdechłego ptaka nie gapił i niedługo już idąc, wkroczyli w jakiś dziwny kraj, podobny do starannie utrzymanej pustyni...."

(Jan Lemański "Ofiara królewny. Powieść fantastyczna" )

*

i tak Wezyr załatwił kraskę nadużyciem konstruktu. Morał - lepiej już, żeby zeżarł cię jastrząb, bo przynajmniej jedno się posili,
a ta,k zostali sposiłkowani obacwaj


idę do pracy :]

niedziela, 28 marca 2010

dowód obchodu, obchód dowodu

tymianki, przebiśniegi, szafrany, bociany, hiacynty, czyli dowody niezbite




kasydy, czterowiersze, gazale ,

Nie roń, Chakani, nędznych łez,
błagając o kęs chleba,
ażeby tych niegodnych żądz
nie czynić celem życia.

Cóż widział człowiek, który zna
jedynie żądzę chleba?
Nie lepiej pożądanie to
z ludzkością całą czyni.

Jak mrówka - by ze ścieżki choć
kruszynę chleba unieść,
pozwala deptać ciało swe
i duszy czyni krzywdę.

Popatrz na dziecko, ono też,
gdy idzie łowić ryby
zabiera ze sobą zgięty drut
i chleba odrobinę.

I jakoś się nie dziwi nikt,
że także ryba w wodzie
może łakomić się na chleb
i przezeń tracić życie.

*

O, hodżo, przygotuj rachunek sumienia
z tego pasma dwubarwnego świtów i zmierzchów.

Jaką, oprócz tej fałszywej ścieżki dni i nocy,
korzyść możesz okazać z tego, żeś tu mieszkał?

Świat jest ucztą, a każdy jej kęs jest trucizną,
snem jest życie, a śmierć jego objaśnieniem

(Chakani z Gandży. tłum. Władysław Dulęba)


*

Jeśli kto występki swoje zowie godziwymi,
niech mu nikt z tej przyczyny wyrzutów nie czyni.
Te do niego nie dojdą, bo jego natura
krzywe rzeczy w krzywym lustrze widzi
najprostszymi.

*

Nieraz to już powiadałem sługom twoim przecie.
iżby nigdy zwierciadła nie stawiali przed cię.
Bo jeżeli raz zobaczysz, że masz twarz jak księżyc,
nie zechcesz już oglądać nikogo na świecie.

(Sa'di z Szyrazu. tłum. Władysław Dulęba)


*

Z drobin świata ani jednej drobiny nie widać,
bo blasku twego światła pośród nich nie widać.
Wszystkiegom szukał wczoraj - prócz twojego
znaku,
dziś niczego oprócz znaku twojego - nie widać

(Nuruddin, Abdurrahman Dżami, z Heratu. tłum. Władysław Dulęba)


*


Gdybym mógł tu przyjść lub nie przyjść nie byłbym
przychodził,
gdybym mógł stąd nie odchodzić, też bym nie
odchodził;
i nie lepiej by też było, gdybym w te ruiny
nie przychodził, tu nie był, ni stąd nie odchodził.

(Abulmadżd Madżdud Sanai. tłum. Władysław Dulęba )


*

i na koniec mistrz Rumi



Krew miłości zakwita zawsze ogrodami.
Zakochanym jej bezdroża zawsze drogami.
Rozum mówi: Nie ma drogi poza zmysłami.
Miłość mówi: Już nie raz szłam tymi drogami.
Rozum stragan ujrzał, nuże towar swój chwalić.
Oko miłości za nim dojrzało stragany.
Niejeden Mansur, skrycie oddany miłości,
Wzgardził mównicą, wybierając szubienicę.
Kochającym fusy winne - szczęście zapału.
Rozumnym niedowiarkom - piekło niepewności.
Rozum mówi: Nie idź tam, w wyciszeniu jest ból
Miłość mówi: Ależ w tobie jest niejeden ból.
Nie mówi już więcej, wyrwij z serca istnienia ból,
Żebyś ujrzał w sobie bogactwa ogrodów strój.
O Szamsie! Tyś jest słońcem w obłoku słów,
Słońce gdy wzeszło, rozpłynął się urok mów.

(Moulana Dżalaloddin Rumi. tłum. Marek Smurzyński)


*

Za islamem i niewiarą - pustynia bez miary,
błądzimy w niej, uwikłani w te wielkie obszary.
Gdy się na niej znajdzie mędrzec, wnet pochyli
głowę:
Miejsce tu dla nieislamu i dla nieniewiary.

(Moulana Dżalaloddin Rumi. tłum. Władysław Dulęba)


**

a tak mnie jakoś dziś zwiało na wschód, bo wiatr u nas setny

sobota, 27 marca 2010

Piosęka

Przeglądałam dziś kufer muzyki, który dostałam od kapitana Sparrowa. I natknęłam się przyjemnie.

No tak Burton, Burton i Joanna! ha ;]

wtorek, 23 marca 2010

Spotkania teatralne



Mój trup - bdb. jako, że od wieków uwielbiam mistrza Mickiewicza, nie mogłam sobie odmówić. monodram niegłupi, poprowadzony z biglem, z poczuciem słowa i zaskakującą interpretacją. la się nie nudziła

Kieszonkowy atlas kobiet - bdb. i do uśmiechu i do myśli, ciepło i sprytnie, nie przyrzepiłabym się do aktorskiego, ni jednym haczykiem. no może do pierwszego epizodu, ale to w tzw " porównaniu". ślicznie zbudowany obraz, dotknięcie emocjonalne jest

Szary anioł - cel - brak słów na tę Panią Joannę Bogacką. mistrzowsko poprowadzona rola, życie od małego palca, po pióra z walizki. genialna rola, genialnie zagrana.

Lew na ulicy - bdb. formuła, swoisty mistyczno-duchowy świat ciekawe, nie, że zaraz wbijają w ziemię, ale ciekawe. kostiumy pierwszorzędne.

Wątpliwość - cel. Janda rewelacyjna, takiej jej nie widziałam jeszcze, jest głębnokie odczucie tego spektaklu. spokój, ironia, śmiech , a spośród wielu tych rzeczy pociągniętych niewyrywnie, niehisterycznie, nieegzystencjalnie, wypływa tytułowe poczucie wątpliwości. ponadto wciągająca historia. spektakl do uwierzenia.

* dzień przerwy, a szkoda, bu

Biesy - zwialiśmy w pierwszym antrakcie.

Barabasz - witkacowie tym razem postarali się bardziej, może nie wgniotło w krzesło, jednakże obecność żywej i przepięknej muzyki i sam temat barabasza sprawił, że oglądało się, a jakże. dałabym dobry.

2084 - ciekawy, przyjemny, mechanika związków. temat na szczęście potraktowany na tyle swojsko i poprowadzony spokojnie, ze udało się uniknąć tych rozdartych aż na zewnątrz flaków. ok db

Hangman /kat/ - celujący jak cholera. jeden ze świetniejszych teatrów tańca, jakie dane mi było zobaczyć, jeśli udaje się ludziom zmieszać circus z kafką, to ja klękam. uklękłam. tfu, wstałam!

Płatonow - bdb +. Ciekawa interpretacja, nienudna, na szczęście tez niewydziowiona. świetna postać Saszy, goliznę pomijam, choć zwykle bywa niewątpliwą atrakcją ;) tu zagrała w miarę znośnie. w sumie można by było częściowo dać sobie z nią siana, no ale w końcu to nie ja jestem reżyserem

**

i dziś, dziś dziś jesstem w domu i żałuję, że z przyczyn różnorodnych nie wzięliśmy biletów na Teatr Stary z Annami Dymną i Polony, a buuuuu, a buuuuu

***
za to mam już świątecznie umyte okna i tym optymistycznym akcentem się kłaniam scenicznie

z biurka


Szanowni Państwo
przedstawiam
piórko sójki


środa, 17 marca 2010

o tym, że mogą być rzeczy jeszcze ładniejsze

Przypaliły się, stwierdza Ceratowy, oglądając ciastkowe ptaszki, które upiekła Lala. Wiesz, Guciu? Te ciemnobrązowe są naprawdę ładne, Lala podpiera brodę blatem stołu. Tak, są ładne, mogłyby być nawet jeszcze ciemniejsze, ciągnie zamyślona.
Upiekłaś już drugą porcję? Interesuje się nagle pies. Są najładniejsze ze wszystkich, szepcze w stronę podłogi Lala.

po ogień

Dziś rano słońce zawisło zaplątane w gałęzie drzew cmentarnych, które widzę przez swoje okno. skojarzyło mi się z tym, o czym myślę ostatnio - o mitach solarnych i ogniu. i trochę dlatego, a trochę, żeby odkurzyć swoją własną pamięć, popędzę najpierw nielotkę do Kalewali


*

Zła starucha Louhi skradła i ukryła słońce i księżyc. Ponadto podkradła się do Kalewali i ż każdej chaty porwała ogień.. Wówczas wszechwładny pan na niebiosach – starzec Ukko, wykrzesał ze swoich palców iskrę na nowy ogień dla ludzi.
Iskrę włożył do złotego woreczka, ten do srebrnej szkatułki, a szkatułkę dał na przechowanie dziewicy powietrznej, która miała iskrę kolebać, aby wyrósł z niej nowy księżyc i słońce.
Dziewica zawiesiła szkatułę na srebrnych sznurach, na tęczy i kołysze. Czasem bierze płonącą iskierkę w dłonie i huśta. Wtem zapatrzyła się dziewica na obłoczek, wypuściła iskrę z ręki, a iskra, czerwona kropla ognia z sykiem zaczęła podążać ku dołowi (piszę podążać, bo ruch tej iskry w Kalewali raczej przypomina świadomą kometę, zaś upadek raczej kojarzy się z bezwładnością).
Padła na ziemię. Kiedy spadała, zauważyli ją Vejno i Ilmarinen i zaraz ruszyli na poszukiwanie upadłego z niebios ognia. Po drodze spotkali pierwszą matkę - Ilmatar, która objaśniła im pochodzenie iskry oraz jej drogę. Ilmatar, opowiedziała, że skra wpadła przez komin chaty, poparzyła mieszkańców, popaliła brody, ściany, a przegnana przez gospodynię, potoczyła się polem, paląc wszystko po drodze, aż wpadła w wody jeziora, Ałun, gdzie została połknięta przez małą rybę. Ta jednakże nie była w stanie zatrzymać niszczycielskiej mocy iskry, gdyż ogień palił jej wnętrzności. Małą rybę połknęła więc większa, a gdy i ona nie sprostała zadaniu, została połknięta przez szczupaka, któremu iskra również zdawała cierpienia.
Ludzie próbowali złowić szczupaka- bezskutecznie. Wreszcie Vejnemejnen, zaklinacz, wpadł na pomysł aby porządzić czarodziejski niewód. Po wykonaniu stosownych magicznychczynności, Vejno z Ilmarinenem, przy pomocy niewodu i i władcy wody, złowili wreszcie szczupaka i wyjęli iskrę.
Ledwie Vejno wziął iskrę z w ręce, ta podskoczyła w górę, opaliła mu brodę, poparzyła ciało Ilmarinena i uciekła przez pola i łąki. Znalazł ją niestrudzony Vejno w pniu olszowym, na zgniłym próchnie i tak do niej rzekł:
„Iskierko, przez samego Ukko wykrzesana, w wysokich niebiosach narodzona! Czemu uchodzisz w głębiny wodne, czemu uciekasz w dalekość świata? Wróć do izb na kamienne piece, na czarne paleniska! Tam twój dom, tam twoje schronienie pod brzozowym polanem, między węglami. Tam cię na noc ochronią, ciepłym popiołem otulą, węgielkami ogarną na sen spokojny.
I wziął iskrę zaklinacz przez stalową rękawicę, położył na hubce brzozowej i włożył do miedzianego kociołka. Przyniósł iskrę do Kalewali, gdzie rozdzielił między chaty, między paleniska. Tymczasem poparzony Ilmarinen (wiekowieczny kowal) zwraca się z lamentem w stronę Pohjoli.
„(…)Ukko chmury gradu zbieraj,
Ratuj ciało bohatera!
Niech zwyciężę to, co pali,
Ja, syn wiecznej Kalewali!
Niech nad iskrą, niebios panie,
Człowiek ujmie królowanie”
Ukko wysłuchał skargi Ilmarinena i uczynił go władcą nad ogniem.

*

a teraz bardziej lakonicznie - mit syberyjski

"dziewczyna i żaba spierały się o to, czy ludzie będą umierać. Na pewno nie była to zwyczajna dziewczyna, tylko ta pierwsza na świecie.
Ludzie będą żyć i nigdy nie umrą, powiedziała dziewczyna.
Będą żyć,a a potem umrą, powiedziała żaba.
Ostatnie słowo zawsze decyduje. Ostatnie słowo nazywają teraz żabim. Ludzie zaczęli umierać.
Wtedy dziewczyna dodała szeptem:
Ale będą mieli ogień.
Powiedziała to cicho, żeby żaba nie słyszała. I zaczął się ogień, który daje życie"


*

w Australii, w ogniu maczał pióra niejaki kruk

tajemnicę ognia, jedynie na świecie, posiadało Siedem Sióstr. przodek-kruk zaprzyjaźnił się z nimi, żeby podpatrzeć, skąd siostry mają ogień. kiedy zbliżył się do kobietna tle, by móc rozeznać sie w sytuacji, zauważył, ze przenoszą one ogień na czubkach kijów-kopaczek, którymi wykopują jadalne kłącza i owady. odkrył też, ze kobiety bardzo lubią termity, zaś napędzają strachu węże. wówczas ułożył plan - zagrzebał kilkanaście węży w dużym kopcu termitów i z fałszywą życzliwością zwabił łakomie siostry. te, kiedy podeszły do gniazda, zostały zaatakowane przez węże,w panice zaczęły wymachiwać kopaczkami, kiedy z jednego z kijów wydobył się ogień, kruk chwycił go i uciekł.
Jednk zlodziej obchdził się z ogniem niezbyt ostrożnie, przez co spowodowal ogromy pożar lasu, który ledwo zosatl ugaszony przez lud Koori, zaś rozgrzane powietrze uniosło siostry na nieboskłon, gdzie pozostały jako plejady. kruk osmalił się w dymie na czarno i odtąd wszystkie kruki są czarne.

*

Kruk przynosi również światło i ogień w mitach eskimoskich

*

a na koniec jeszcze zagnam, jak po ogień, nielotkę do Chin, gdzie władanie ogniem nie jest jednoznaczne.

Wg Ban Gu (32-92) - Płomienny Człowiek, czyli Suiren, trąc drewno rozniecił ogień i nauczył ludzi gotować jadło.
A było to tak: "W krainie Blasku Płomienia nikt nie wie, co to cztery pory roku ani też co to dzień,a co noc. Rośnie tam drzewo ogniste zwane Płomiennym Drzewem. Rozpościera ono swą koronę na tysiące stai. Jest tam ptak zwany sowa. Dziobie on to drzewo, a wtedy wytryska z neigo ogień.
Zdziwiony tym mędrzec wziął gałązkę drzewa i wiercąc nią rozniecił ogień. Dlatego nazwano go Płomiennym Człowiekiem."
Żródła podają także, jako opiekunów ognia - Shenononga, czyli Boskiego Rolnika, na początku rozdzielanego, a z czasem utożsamianego z Płomiennym Cesarzem - Yandi, niemniej nie będę wyciągać tu zawiłości rozziewów i połączeń tych dwóch postaci.
Na dobitkę podrzucę, że pojawia się również na ziemi bóg pieca - Pan Zhang (Zaoshen),a był to człowiek, który po tragicznej samobójczej śmierci, został bóstwem. a było to tak:
miał Pan Zhang cnotliwą zonę, przy której życie płynęło mu słodko. jednak zwiodły go wdzięki innej piekności, więc odesłał zonę swą do rodziców. od tej chwili spady na niego wszystkie nieszczęścia, stracił majątek, nowa żona porzuciła go,a on oslepł i musał zyć z żebraniny. któregoś razu zawędrowal do domu rodziców pierwszej żony,a ta go rzpoznała i nakarmiła. kied jadł, zrobiło mu się błogo i przypomniało mu się wczesniejsze życie, wtedy zapłakał a na to zona jego krzyknęła by otworzył oczy - i rzeczywiście odzyskał wzrok. jednak, keidy ujrzał swoją pierwszą żonę, ogarnał go takiw styd, ze wskoczył do pieca, zas żona złapala go za nogę i ciągnęła z całej siły, aż tę nogę urwała. od tj pory pogrzebacz nazywa się w Chinach nogą Pana Zhaga, zaś on sam jest bóstwem pieca. Każda rodzina ma swojego boga pieca, który wyznacza długość życia członków rodziny, rozdziela bogactwo i biedę, prowadzi księgę dobrych i złych uczynków rodziny, a w określonym czasie opuszcza dom i udaje się do niebios zdać raport.

**

wot takoje ;)



z półek zwlekłam:

Kunstler M. "Mitologia chińska"
Kurek K. (red) "Ludy starożytnych Chin"
Walters D. "Mitologia Chin"
Machowski J. "Ognista kula. Legendy, baśnie i bajki eskimoskie"
Lebiediew, Simczenko, Starostin "Dziennik jednego roku"
Lonnrot E. "Kalewala"
Stasiszyn J "Aborygeni australijscy"
Mudrooroo "Mitologia Aborygenów"

*

bęc

:))

jednym zdaniem

"Trzy kobiety w rożnym wieku" (reż.Manijeh Hekmat) - film o tym, jak bardzo się i wzajemnie nie znamy.

"Mleczna droga" Kondratiuka - to wynurzenie z zaobrazia, przez płótno, aż na powierzchnię 'Tanatosa' Malczewskiego.

*

aneks do filmu irańskiego:
szczególną przyjemność, sprawiła mi , oczywiście, obecność przepięknych perskich dywanów w filmie.

:)

wtorek, 16 marca 2010

szklana kula

patrzę na rzeczy które tworzą inni - obrazy, wiersze, zapiski, fotografie, rzeźbę, lalki, cokolwiek;
i za każdym razem, przyglądając się pięknu, czuję niechęć do własnego.
pojawia się najpierw w środku (jak kulka szklana), poczucie dotknięcia, które powoli pęcznieje owijając się kokonem uczucia piękna. wokół coraz to większej sfery wymgławia się delikatne uczucie zazdrości, tężeje i na końcu pęka to wszystko z trzaskiem, ochlapując wszystkie spłodzone przeze mnie maszkary, trupy, nieruchawe powidoki myśli.
mam do wyboru - nie patrzeć, nie patrzeć na cudze, bo rośnie wtedy we mnie ochota nie robić, nie malować, nie pisać. albo malować, pisać, działać jak inni, jak ci, którym uwierzyłam i którzy mnie swoim zachwycili i zachwycają, próbować przedrzeć się ich sposobem, nie dlatego, że osiągnęli coś, a dlatego, że czuję ich pracę pięknie, czuję jako piękno. moje własne historyjki napawają mnie zniechęceniem, bolą jakąś martwością twarzy i serca.
mam też inną możliwość- płakać, jeść żwir, wytarzać się na potłuczonym szkle, własnej, roztrzaskanej sfery i na nowo próbować podnosić zetlałe szmatki umysłu, własnych poczuć, badać im puls, przesuwać palcami przez ich zmierzwione włosy, by nareszcie znowu poczuć jako własne. kochać pomimo uczucia niedoskonałości, kochać ze świadomością niewielkości i nieważności, próbować się przez to wszystko przedrzeć i gdzieś tam, w dalekiej mgle jutra, stanąć na szczycie uczucia, że się coś własnego uchronić udało i stało się duże i właściwe.


powoli rzeczy wracają do swych miejsc. oswajają. wbudowuję dotykany świat, by go nieść bez bólu. bez zawiści. z własną, sobie tylko właściwą nieporadnością

Opowieść poranna

A to opowieść, która mnie dziś obudziła
:)




*

w piątek zmykam już w stronę spotkań teatralnych,
więc przez następny tydzień nie opowiem pewnie nic.
i aż mi samej, na usta i palce, ciśnie się możliwość komentarza - cóż za ulga
ahahaha
(ale to dopiero w piotrek!, odpowiadam sobie tryumfalnie)

truskawki

dziś śniłam swój ogród pokryty śniegiem. odgarnęłam śnieg dookoła krzaczka truskawki i wygrzebywałam, na poły zagrzebane w ziemi i śniegu, świeże truskawki. jadłam je - słodkie, pachnące i chłodne.
za chwilę, po truskawkach i z ich powodu, miałam takie objawy lsd-iczne. hm, flesz jaki?
tylko ja swoje spotkanie przesiedziałam w piwnicy leśniczówki, w środku kaszubskiej głuszy, to nie wiem, czy można by je porównać z truskawkami, ale niezbadane są wyroki zimowych owoców!

*

sernik na to mówi, psiamorda

słodkie oczekiwanie o zabarwieniu seksualnym
jeść: pocałuje cię ktoś, po kim się tego nie spodziewasz

*

psiakość, mam nadzieję, że to nie będzie jedna z tych niespodzianek, po których będę musiała długo i mozolnie szorować pysk mydłem!
z oczekiwaniem to nie wiem, może powinnam się rzucić pod pociąg? ;)


**

przyszedł Mirek Popiołek i oblizuje się ostentacyjnie, czyżby chciał się rzucić do całowania? czy może chodzi mu o kocie chrupki? :|

***
zawsze, kiedy siada, przypomina mi nieodparcie literę bet, z tym, że jest, zdaje się, od niej mniej rozgarnięty

****

chodziło mu o kocie chrupki.

pieśń radosna

to ja szyvbciorkiem, jeszcze przed pójściem do roboty, pokażę niesamowicie ciepły i zabawny fragment z "Dziennika jednego roku". taki, który pod koniec czytania, zjawia się i uśmiecha mnie dookoła głowy i w środku. uśmiech w środku cenię sobie najbardziej, bo jest najrzadszy.

"Wieczór przed odjazdem. Mieliśmy zamiar pójść właśnie spać, lecz Marfa bez słowa ustawiła stolik i umieściła na nim "kaczy niaj" - chleb z zapieczoną w środku kaczką, świeżego tajmienia oraz butelkę spirytusu. Bankiet!
Tym razem pieśni selkupskie podobały mi się i próbowałem nawet sobie pośpiewać. Pieśń selkupska jest zresztą pojęciem dość indywidualnym, toteż ciągnęliśmy, jak kto mógł - jeden do Sasa, drugi do lasa. Wykonywaliśmy utwór "Mam siedem reniferów i niczego więcjej nie potrzebuję"."

(z dziennika A.Starostina - "Dziennik jednego roku")

*

ja też śpiewam sobie pieśń o mamsiedmiureniferach,

niedziela, 14 marca 2010

opowieści

Wokół nas dzieją się opowieści. Są na kafelkach w czyjejś kuchni, na zamarzniętych bąbelkowo kałużach, w ułożeniu rzeczy na stole, czy też wzorku tapety albo firanki. tę spotkałam na kuchennym pojemniku. Bardzo trudno jest mi wyjaśnić, jak czuje się taką opowieść i jak ją rozumieć. Po prostu, albo ktoś to zobaczy i zrozumie, albo nie. Obie drogi są właściwe




*

Zapaćkanie słoika pochodzi od moich wyczynów z chlebem z ziołami, który to na początku przyjmowany nieufnie przez domowników, teraz stał się ulubionym.
nakrywam rodziców na gorącym uczynku, kiedy stoją i wdychają ten chlebowy zapach, podczas pieczenia. ale chleb to osobna historia



:)

**

a na kuchennym dywanie, jest opowieść o szamanie
:]


***

no nie: dziś imieniny mają:

Bożeciecha, Matylda, Mechtylda,
i Jakub Michał, czyli mój siostrzeniec za jednym zamachem obchodzi obojgiem imion imię niny

wietka, ważenka, jaguszka

jeszcze nawet dane paszportowe nie wybrały się w podróż, a już moi najbliżsi składają zamówienia na pamiątki z syberii. prawdopodobnie będę zmuszona przytargać całego rena i oprawić go już w domu :|

na dziś czarująco słucham słów

ważenka - samica rena zdolna do cielenia
jaguszka - wyszywana futrzana odzież kobieca
wietka - jednoosobowa łódeczka

z wietką znalazłam w książce śliczny fragment

"Niula leniwie wiosłował z prądem rzeki. Wietka płynęła lekko, jak liść wierzby. Woda świergotała zaledwie o cztery centymetry poniżej krawędzi burty. Wietka jest maleńka, leciutka. Można nią pływać jedynie podczas pogody. Najmniejsza fala zaleje wietkę.
Niula patrzył na wodę i ścieg drobnych kropelek, spadających z wiosła. Wykonywał kilka ruchów, po czym kład wiosło w poprzek łódki. Ślad na powierzchni rzeki tworzył się z obu stron wietki. Niekiedy Niula spoglądał przed siebie. W przodzie płynęły dwa nury. Ptaki czarowników. Płynęły w jednakowej odległości od Niuli i od czasu do czasu nurkowały. Wynurzały się równocześnie, nadal nie zmieniając odległości. Wiadomo, szamańskie ptaki. Znają drogę nawet pod wodą"

(z zapisków J.Simczenki "Dziennik jednego roku")


**


a takie mam kapcie, o
:D


wyobraźnia

"E.D. Prokofiewa napisała kiedyś o wierzeniach Selkupów dotyczących budowy świata: "Wierzenia te świadczą o wielkim, charakterystycznym dla ludzi na wszystkich szczeblach rozwoju, dążeniu do poznania otaczającego świata. Tam, gdzie doświadczenie życiowe nie dostarczało odpowiedniej ilości informacji o świecie, ogromną rolę grała wyobraźnia, uzupełniająca wnioski praktyczne. To wlaśnie ona, ta najcenniejsza cecha ludzkiego intelektu, stworzyła te fantastyczne wyobrażenia o budowie świata."'

(Z "Dziennika jednego roku" W.Lebiediew, J.Simczenko, A.Starostin)

*

i to chyba jest to, chęć i dążenie do poznania jest stowarzyszone z wyobraźnią. dzieci maja bogatą wyobraźnię, a to właśnie one wykazują ogromną chęć poznawania.
tam, gdzie nie możemy, z różnych powodów, przebrnąc przez barierę poznania, tam wypełniamy przestrzeń wyobraźnią. być może, jeśli ktoś rzadko korzysta z wyobraźni, po prostu ma mały głód poznania?
pomyślę o tym pewnie, gdzieś tam w tle niech sobie to pracuje. do momentu aż obudzę tuż przed świtem niejaką poetkę usiłując jej wyłuszczyć, co mi w głowie wyrosło

;)

sobota, 13 marca 2010

Lermontow

do siebie

Kiedym, wbrew sercu, postanowił
Już jej nie kochać - na com liczył?
Kres wyznaczyłem bezkresowi,
Miłość bez granic - ograniczył.
Na jedną chwilę, przeniewierca,
Wzgardziłem straszną jej potęgą -
I dowód mam, że pragnień serca
Nie wstrzymasz wolą ni przysięgą.
Że nic mym więzom nie podoła,
A spokój, który mnie dziś mami,
To głos przelotny - pieśń anioła
Nad uśpionymi demonami.

(M.J. Lermontow)


*
dziś od Bińki dostałam ten wiersz w swoje kocie łapki
i coś w tym jest. taki spokój, który się uzyskuje wstrzymując uczucia (to nie rzecz w samej tylko miłości, to może być też nienawiść) jest kruchą równowagą serca
w dodatku, myślałam, sama z siebie, jeszcze go nie znając, o podobnym mechanizmie - że można coś zabić i zmienić, ale pod spodem rośnie bruzda zaburzonego świata -rzeczywistego spokoju.
a cholera, cały czas nadal usiłuję jakieś rzeczy pozabijać w sobie. dajcie mi kolejne butelki wina!

*
wywrotny i piękny jest ten wers:

"że nic mym więzom nie podoła"

ze względu na znaczenie 'nica' i konstrukcję zdaniową

zdzisiek


(13.03.10)

"Ma dusza pytaniem rozdarta
i w melancholii kona
zadając sobie pytanie
- gdzie ta wiosna pierdolona!?"


**

aha, uprzejmnie donoszę,
że jakiś sikor zbuduje sobie właśnie gniazdo pod moim oknem. to oznacza, że wyniosły się kuny, bo u nas tak to już jest - albo sikory czy inne szpaki albo kuny, przy czym, co zrozumiałe dla biologów - sinusoidy są przesunięte względem siebie.
pożytek ze sikorów/szpaków? no miło jest
pożytek z kun? no też jest miło.

(jak już się pominie zasrane okna i stały problem z wyrzucaniem ptaków z pokoju, ale ten problem cholera mam bez względu na to, czy szpaki są, czy ich nie ma. jakoś sobie upodobały mój pokój ptaszyska i pomimo dzwonków w oknach (masakra, zawiesiłam wszystkie możliwe od motylego po krowi. zastanawiam się, czy któregoś dnia spróbuje wlecieć któryś z naszych rozlicznych bocianów)
(i kiedy się nie myśli o tym, że kuny duszą nam kury i biegają po dachu z łozgotem budząc ze snu sprawiedliwego)

za i przeciwów jest po równo, a na przeciwko cmentarz mam, co też w sumie jest miłe, bo ładny
:]

półtorą wina

w ramach zmiany parametrów umysłowych, spożytkowałam imieninowo-prezentowe wina
i mam kaca
osiadł na mnie jak kurz
żeszkurwa mać!

a parametry zostały.

sekretne życie pszczół

"wiem, że boisz się, że prawda cię zaboli, ale poznanie jej, to nie wszystko - liczy się to, co z nią zrobisz."

(Sekretne życie pszczół - reż. Gina Prince-Bythewood)

*

piękna jest myśl tego filmu, polecam go jednak też z innego powodu i innego piękna. piękna, które wyłazi zza kuli, piękna, które jest muzyką o cieple, słonecznej plamie na brodzie, drobniejstwie uśmiechu nad ulem, kroplą farby. łyżką miodu, codziennym dostojeństwem

piątek, 12 marca 2010

Portret Niczego




Curt Stoeving. Portret F. Nietzschego


(pardon za małość obrazka, ale nigdzie nie mogłam znaleźć lepszego, a na podorędziu mam jeno czarno-białą fotografię, może ktoś znajdzie lepszą fotkę, to bardzo poproszę o podrzutka)

Kiedy malarz czynił ten portret Niczego, ów oglądał już swoje światy, nie zaś ogrodową altanę. Bardzo lubię ten obraz. Nicze odchodził do wnętrza swojej głowy. Oczy zachowują swoją ostrość i przenikliwość, ale wzrok sięga już nie przez powietrze, powietrza nie ma, a jeśli jest, to stanowi nieprzeźroczystą, dla kontaktu, barierę .
mam wrażenie, że rozumiem takie spojrzenie i takie powietrze, to, jak powoli, na nasze własne, choć niekoniecznie w pełni uświadomione życzenie, powietrze traci swoją przeźroczystość, przepuszczalność.
jest w obrazie opadnięcie ramion, dłonie, co strachliwie chronią się wzajemnie, ale jednocześnie, jeszcze próbują jakby ostatniej, nadziejnej prośby o rozumienie.
nie zrozumienie, a rozumienie, o to, by próbować się porozumieć - wiedzieć, nawet jesli nie zgadzać sie.
kartka na kolanach jest jak rozerwanie świata, a wszystko to w zacisznym, a wszystko to w liściastym zakątku altankowego ogrodu świata, wycofany ze światła, osłonięty liśćmi.
Ariadna

siedź na dupie, nie drzyj dzioba

dziś, jako, że Warmię znów usiłuje przysypać śnieg, pokażę bajkę inuicką, o sowie i kruku

*

Sowa i kruk byli serdecznymi przyjaciółmi. Pewnego dnia uszył kruk dla sowy nową, czarną, nakrapianą suknię. Ta w zamian zrobiła krukowi parę butów z kości wieloryba, a potem zaczęła mu robić białą suknię. Kiedy jednak przyszło do miary, Kruk zaczął skakać w około i nie chciał stać spokojnie. Sowa zezłościła się i rzekła:
- Albo będziesz teraz stał spokojnie, albo wyleję na ciebie całą zawartość lampy!
Ponieważ jednak Kruk nie przestawał podskakiwać, sowa rozzłościła się i oblała go tranem. Wtedy Kruk wrzasnął:
- Kra! Kra! - i odtąd jest on całkiem czarny.

(baśń Eskimoów kanadyjskich ze zbioru "Ognista kula. Legendy, baśnie i bajki eskimoskie" Jacek Machowski)

*

-jedna z możliwości myśli jest taka, ze warto poprzestać na daniu butów z kości wieloryba
-druga możliwość pozwala wykumać, że jak będziesz trzymał dziób na kłódkę, choćby nie wiem co, skutki traniczne cie ominą
- trzecia niezbyt pochlebnie wyraża się o babach, że muszą zawsze więcej, a później i tak są wkurwione
- mam jeszce sporo, pojemna bajka

:]

**

a teraz trochę poważniej. legendy inuickie to bardzo specyficzna gałąź tekstów kultury. mentalność ludu, a szczególnie mentalność opowieściowa, jest inaczej umieszczona w przestrzeni świadomości, niż nasza. opowieści te nie mają morału w naszym rozumieniu bo nie o morał idzie, a o pewne odbicie zjawisk, objaśnienie dziania się świata w rytm ustnej opowieści, która przecież, podążając za kierunkiem myśli opowiadacza, może skręcić w pointę na pozór nie przystającą do myśli, która, zdawało się była snuta. na pozór, bo przecież nic nie dzieje się przypadkowo, a wątki podążają za szlakami myśli nie bez przyczyny. z pozornej gmatwaniny i chaosu, wyłania się kosmiczny obraz świata. trudności nastręcza również przekaz, bo przecież niektóre wyrazy eskimoskie, to w przekładzie całe zdania. ale nic to, piękna jest sztuka i kultura Inuitów, szczerze zachęcam do poznawania

***

zabieram się od miesiąca, uporządkować swój zbiór alfabetycznie narodami, ale co wejdę do biblioteki, to mię ogarnia głowny gaos i przeczucie, że skończy się na wyjęciu i wepchnięciu
(coś mi to przypomina, podejrzycielsko :| )

straszy mnie straszliwie

taki oto tytuł zapisu
(wiersza? :| bo ma nawet tytuł osobny)



alors:


Wszelkie prawa zastrzeżone

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych, przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw



*

a) - złamałam zdaje się prawo, bo choć wzięłam ten tekst z wewnętrznej strony okładki, to wszak napisano, że ŻADNA część

b)-oję wyjawić, skąd zaczerpnęłam ów, przebóg, jakże surowy, tekst!

c) -zaruje mnie jednocześnie to, że autor pozycji, używa sobie tao, aż huczy, w szczególności pisząc się zasadą niedziałania ;)

hmmm....
hmmmm hmmmm hmmmm....

:D

zatrważające i fascynujące zarazem

**
i łi tam, ze to rzecz wydawcy, na miejscu autora ugryzłabym wydawcę w ucho
:]

sen o

do dzisiejszego snu się nie przyznam.

:]

czwartek, 11 marca 2010

drgania harmoniczne

przypomniała mi się krzywa Lissajous, z zajęć z oscyloskopem na studiach. jeszcze nie wiem po co mi się przypomniała, ale na pewno dowiem się w stosownym czasie :]

*

e no, dziś imieniny obchodzą Rozyna i Sofroniusz
nie mogę ich nie zaprezentować

Sofroniusz pochodzi z greki - łożone z elementów sōs- zdrowy
i -phron -duch, umysł. Oznacza więc człowieka mądrego, rozumnego.

o tym co istnieje

"(...)
- Gdybym się tu teraz rozpuścił - rozważał głos dobiegający zza kłębów pary - gdybym spłynął ściekami do Pacyfiku, znikłoby też wszystko, co dzisiaj widziałaś. Ty też byś znikła, ta część ciebie, która związała się Bóg wie po co z moim małym światkiem. Pozostałoby tylko to, czego Wharfinger nie wymyślił. Squamuglia i Faggio, jeżeli w ogóle istniały.
Może też system pocztowy Thurn i Taxis. Kolekcjonerzy znaczków mówią, że niegdyś taki był. Może także tamte drugi. Przeciwnik. Ale to tylko ślady, skamieliny, bezwartościowe, martwe kamienie. Mogłabyś się we mnie zakochać, naciągać na rozmowy mojego terapeutę, wsadzić mi pod łóżko magnetofon i podsłuchiwać, co mówię stamtąd, gdzie przebywam we śnie. Chcesz tak zrobić? Możesz zebrać w ten sposób poszlaki i ukuć hipotezę albo dziesięć hipotez, które wyjaśnią, dlaczego pojawiają się mordercy, czemu są w czarnych kostiumach... Możesz w ten sposób zmarnować całę życie i nigdy nie dotknąć prawdy. Wharfinger dał nam tylko słowa i historyjkę. Ja dałem im życie, ot co!"

(T.Pynchon "49idzie pod młotek")

*
podobną myśl miałam tu i starałam się jej dotknąć i wyjąć na zewnątrz w takiej formule

drogi, drogi, drogi...
*

"(...)
Edypa siedziała na ziemi, ziębiąc sobie tyłek i zastanawiała się, czy sprawdziły się słowa, które Driblette wypowiedział od prysznicem, i czy wraz z nim nie znikła jakaś część jej samej. Być może nadal będzie teraz napinać psychiczne mięśnie, których już nie ma, napinać je myślami zdradzonymi przez fantom jaźni, jak kalekę zdradza fantom brakującej kończyny. Być może kiedyś uda jej się zastąpić brakującą część siebie protezą, sukienką w odpowiednim kolorze, zdaniem z listu, nowym mężczyzną. "

i dalej z pewnego rodzaju wyjaśnieniem. ciekawą myślą

"Usiłowała dosięgnąć tego, co w nieprawdopodobny sposób trwało jeszcze dwa metry pod ziemią, zakodowane w bryle białka iw ciąż opierające się rozkładowi. Dosięgnąć owej upartej ciszy, która zbiera się może właśnie do ostatecznego wybuchu, skoku przez warstwy ziemi, by ledwie migocząc, resztką sił zachowując chwilową, skrzydlatą postać, wstąpić w nowego właściciela albo na zawsze rozpłynąć się w ciemnościach"

i tutaj jest w jakiś sposób ta moja myśl, którą wciąż na nowo rozważam - o tym, co jest, cały pełny zasób wszystkiego (na ułatwienie napiszę 'wiedzy', ale to nie jest dla mnie 'wiedza' w przyjętym w ścisłym tego słowa rozumieniu). przestrzeń w której jest wszystko i z której korzystamy i do której oddajemy. stąd 'drogowość' mogłaby w pewien sposób pasować do tego pynchonowskiego


**


i jeszcze jedna bardzo ciekawa myśl, która jest również w mojej glowie. trochę wstydliwie traktowana, bardziej w postaci dopuszczalnego przeczucia, niż przeczucia pełnego

"Podtrzymując starca, zorientowała się już, że cierpi on na "dt". Za tymi inicjałami kryła się nowa metafora, delirium tremens, drżąca skiba odkładana przez lemiesz umysłu. Święty, dzięki któremu woda płonie w oliwnych lampach, jasnowidz, którego sekundowa zwłoka z odpowiedzią jest oddechem Boga, paranoik, dla którego wszystko układa się w groźne lub radosne kręgi wokół jego własnego pulsu, marzyciel, którego słowne zabawy drążą zatęchłe sztolnie i tunele prawdy, wszyscy oni działają w specjalnej zgodzie ze słowem, czy tym, co służy za słowo, i odgradzają, chronią nas przed nim. Akt tworzenia metafory jest sięgnięciem po prawdę lub kłamstwo, w zależności od tego, gdzie się jest: bezpiecznym, wewnątrz, czy też zagubionym, na zewnątrz."

(T. Pynchon "49 idzie pod młotek")


***

Robbins jednak jest podobny do Pynchona. :)

ludowe sekscesy na Matki Boskiej Otwornej

"W dzień Matki Boskiej Otwornej gospodarze wykonywali pierwszą bruzdę na swoich polach i przystępowali do wiosennej orki oraz zasiewów. (...) Nie znano wówczas siewników, a więc te ważne czynności wykonywano ręcznie.
Chcąc uchronić zasiane ziarno przed ptactwem, należało siać o świcie, najlepiej w środę."


uwaga chopy!

"dopóki nie obsiało się własnego pola, nie wolno było nikomu sprzedawać nasienia, by nieopatrznie nie oddać własnej pomyślności i błogosławieństwa."

"Zagon przeznaczony na groch obowiązkowo należało posypać popiołem zebranym w czasie dwunastkowym, czyniąc jednocześnie znak krzyża, co miało zapewnić dobry plon i uchronić przed robactwem. (ażeby plon był omłotny)
Ziarno, zanim zostało użyte do siewu, obowiązkowo przepuszczano przez nogawkę spodni, co zapewniało dobry urodzaj."



ważne!

"Idąc na pole, nie należało przechodzić przez płoty ("wysokie płoty tato grodził" - przyp. wusz), bo wówczas wzeszłoby nie to, co się zasiało."

(tekst pochodzi z książki "Warmiacy i Mazurzy" pod red Bogumiła Kuźniewskiego)


inną nazwą tego święta była - Matki Boskiej Zagrzewnej

*

w pracy, po konsultacjach, ustaliłyśmy, że obchodzony ongiś na Warmii 25 marca - Matki Boskiej Otwornej, to święto ruchome jednak.

;]

taksja

"Pewnego letniego popołudnia, gdy pani Edypa Maas wróciła z Balu Pań Domu, którego gospodyni dodała do fondue chyba nieco zbyt dużo kirszu, dowiedziała się, że została wyznaczona, ona właśnie, na wykonawcę - a ściślej: wykonawczynię - testamentu niejakiego Pierce'a Inverarity'ego, kalifornijskiego króla nieruchomości, który kiedyś w wolnych chwilach przepuścił dwa miliony dolarów, lecz którego aktywa były na tyle pokaźne i zagmatwane, że sortowanie masy spadkowej nie ograniczało się do czynności honorowej. Edypa przystanęła na środku salonu, gdzie gapiło się na nią martwe zielone oko telewizora, wymówiła imię Boże i ze wszystkich sił próbowała poczuć się pijana. Nic z tego."

(Thomas Pynchon "49 idzie pod młotek")

*

kto nie zna takiej reakcji na cokolwiek, ręka w górę!

:]

in vino caritas et marakas

Rada:
Najmniejsze ryzyko tycia zaobserwowano u kobiet pijących od 15 do 30 gram alkoholu dziennie. Ryzyko, że się wyraźnie zaokrąglą, było u nich mniejsze niż u abstynentek niemal o 30 proc.

Związek picia alkoholu i zmniejszonego ryzyka nadwagi albo otyłości dotyczył różnych napojów - wina czerwonego i białego, piwa oraz wódki. Najwyraźniejszy był dla wina czerwonego.

Ja :
ha!
:]

Rada:
tzw. "ale" -

Ja (szacując):
ale to 30 to tak maleńko maleńko

Rada:
Naukowcy zwracają uwagę, że związek picia alkoholu z wagą to tylko jedna strona medalu. Mówiąc bowiem o "korzyściach" z pochłaniania procentów nie można zapominać o potencjalnych, związanych z tym problemach zdrowotnych oraz społeczno-psychologicznych.

Ja :
cholera

Ja :
rotfl

Rada:
rotfl

Ja (kreatywnie):
a jesli problem psychologiczy jest najpierw?
wcześniej niż alko,. to mozna już pić swobodnie?

Rada: (Z ENTUZJAZMEM):
na pewno sie napijemy - jak przyjade....
a co!

Ja :
no ba!
przywieź swoje problemy~!
żeby nie było
że najpierw pijemy a później mamy problem

Ja:
zaczniemy od prezentacji problemu i dopiero póxniej się napijemy!
:]

Rada:
taki wernisaż

Rada (filozoficznie):
na wernisazu jest zawsze alkohol

biohazard

dzisiejszej nocy śniły mi się koszmary. koszmarów nie pamiętam dokładnie, ale śniły mi się calusieńką noc, aże byłam mokruteńka z każdym razem, kiedy się budziłam. były tam trupy, widma, demony, strachynalachy i lustra.

*
natomiast pamiętam sen o statku.

płynęłam ogromnym statkiem, było na nim mnóstwo psażerów, ja mieszkałam w kajucie a la hostel, z jakimiś młodymi ludźmi. statek obdarzony by własną świadomością i usiłował zatrzymać wszystkich podróżnych na zawsze na swoim pokładzie, jednocześnie dając nam złudną nadzieję na dopłynięcie do celu. ponadto działał tak, żeby wszyscy się na nim zagubili (pogubili, osamotnili, nie mogli trafić do kajut, nie mogli znaleźć współpasażerów, rozbili wewnętrznie, załamali). odgadywał przy tym postanowienia i pomysły pasażerów, jak się wydostać lub znaleźć i skutecznie, albo je blokował, albo działał tak, że ludzie popadali w coraz większą depresję.
był we śnie taki moment, kiedy już wiedziałam że statek jest świadomy i usiłowałam ostrzec ludzi, ze wszelkie podejmowane próby i chęci dotarcia do celu spełzną na niczym. wtedy statek (jakoby poprzez kapitana, choć informacja pojawiła się w tłumie nagle, w zasadzie bezkierunkowo) dał pasażerom nadzieję, że właśnie dotarliśmy, zatem nikt mi nie wierzył- ludzie się pakowali, opuszczali kabiny i przygotowywali do zejścia na ląd. wtedy pojawiła się informacja, że jednak to nie jest właściwe miejsce i nie możemy lądować, ztem znowu zmieniono nam kabiny i wymieszano pasażerów. i abarot to samo- ja np wychodząc do łazienki, zabrałam ze sobą współpasażerkę, bo wiedziałam, ze jeśli wyjdę sama to nie wrócę. przechodziłyśmy przez ogromne kasyno na statku i koniecznie musiałam znaleźć tę łazienkę, ale im bardziej szukałam, tym bardziej jej nie było. koleżanka zaproponowała że sprawdzimy w dwóch miejscach sali, to będzie szybciej, a ja wiedziałam, że jesli tylko się rozdzielimyi, zaraz się zgubimy.
w kasynie był huk, mnóstwo graczy, dymu, muzyki i wszędzie karty, kosci do gry. wpadło mi do głowy zagrać ze statkiem o to, co się wydarzy. krupier zachowywał się dziwnie i nie chciał mi dać kości, ale chwyciłam szybko jedną ze stołu i wyrzuciłam sześć oczek plus dwa (jedną kością, heh ;) ) i pojawiła się łazienka. po wyjściu z łazienki oczywiście nie mogłam znaleźć ani współpasażerki, ani swojej kajuty, błądziłam, błądziłam, aż znalazłam jakiegoś pasażera, który układał pasjansa. zaproponowałam pokera, w momencie wygranej nagle okazało się, ze kajuta jest tuż za rogiem
wtedy wiedziałam, ze statek gra z nami o to, czyja wola przeważy. ponadto zauważyłam, że mam możliwość wpływania na swoje wyniki, zatem często mi się udawało. i wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie jeden ze współpasażerów o pięknym imieniu Natan i jeszcze piękniejszych oczach, w którym ze wzajemnością zaczęłam się zakochiwać. wedle porzekadła - kto ma szczęście w miłości, traci je w kartach, mój talent do wygranych zanikał. no i tyle snu, nie wiem jak się skończył, ale posiadał przynajmniej jedno porzekadło i ciekawą alegorię
vłala!
;D

w porównaniu z koszmarami tej nocy, a nawet bez nich sen był wciągający. lubię, kiedy w snach dzieje się i kiedy poczucie jest mocno realne. inny śwait

wtorek, 9 marca 2010

na niedźwiedziu czapka gore

do mojego domu usiłował wedrzeć się, ogromny zły niedźwiedź, a ja przytrzymywałam z całej swojej siły drzwi i usiłowałam zamknąć zasuwę

*
co mówi na to sernik?
mówi na to niejasno, czyli "gdybyś nieźwiedziu w mateczniku siedział..."

*

może to ślężański misiek, z którym mam jeszcze jedną umowę niedopełnioną,a której nadal nie dotrzymał. i teraz, żeby się wymigać od roboty, usiłuje, cwana bestia, najzwyczajniej na świecie mnie zjeść. o tempora, o mores!
;)

*
"Czosnek niedźwiedzi zawiera olejek lotny i cuchnące siarczki. Popularna roślina lecznicza używana podobnie jak czosnek pospolity" ("Jaki to kwiat?" D.Aichele, M. Golte-Bechtle)



działa na bambiry i niedźwiedzie.

*


Mącisława i Prudencjusz

a dziś piękny zestaw imieninowy:

Apollo, Dominik, Franciszka, Katarzyna, Mącisława, Prudencjusz, Taras

poniedziałek, 8 marca 2010

z okazji

Wszystkiego najlepszego życzę

mi!



Hyazint imieninowy. beatyfikowany marcowo

Układy inercjalne

Jechał dziad na babie
baba na sienniku
siennik na podłodze
wszyscy byli w drodze

j
edną z piosenek Pana Alfonsa Garbaczewskiego, nauczyciela rodem z Wileńszczyzny a duchem zdaje się z piekła, wspominają moi rodzice. razem z piosenką sypią się anegdotki, a to jak Pan Alfons, zamiast na mszę niedzielną do kościoła, chyłkiem boczkiem przybiegł do mojego taty (ówcześnie kierownika szkoły). obaj ukryli się w pokoju nauczycielskim i rżnęli w pokerka, podczas gdy zaniepokojone połowice wszczynały poszukiwania. żonie pan Alfons wytłumaczył się następująco - a ksiądz powiedział żeby się do kościoła ciepło ubrać, a ja ubrany za słabo, to iść nie mogłem
inna anegdotka wiedzie na Wileńszczyznę, gdzie to nauczycielowi przysługiwał odpowiedni opałowy deputat. jako, że Panu Garbaczewskiemu nie dano odpowiedniej ilości, a w klasie było zimno, wstawił łóżko do klasy i leżąc, spod pierzyny dziateczki uczył.
o atak śmiechu przyprawia moją mamę nieodmiennie wspomnienie, że Pan Alfons łapał mocno za ramię przechodzące delikwentki i wyśpiewywał gromko sprośne piosenki jedna za drugą, aż mu siły się wyczerpały. chcąc nie chcąc, trzeba było wszystkich pieśni wysłuchać, często nie wiedząc gdzie podziać skromne panieńskie oczęta. jedna z panienek, żeby uniknąć spotkania z talentem śpiewaczym Pana Alfonsa, gnała z rowerem przez śniegi, rowy i pola kilka kilometrów nadkładając drogi.
Niemniej z tych czasów pozostały po Panu Alfonsie śliczne i zabawne wspomnienia no i znajomość piosenek, w których oczywiście celuje kumpel Garbaczewskiego, czyli mój tata.
Mama zaś mówi - to był aparat, jakich już teraz nie ma, ancymon i dusza człowiek.


*

wracając do piosenki:
sposób zrobienia obrazu i znaczenia pod wspólnym sztandarem ruchu, jest jedną ze świetniejszych formuł poetyckich, jakie widziałam. rubaszność zaciera szwy, a jednocześnie uwypukla sam 'ruch', jako pojęcie dotykające układów inercjalnych. zatem nie jest pewnym poruszanie, czy też, pardon, duchowe poruszenie, kiedy nie jesteśmy w posiadaniu ramy i kontekstu
;)
świetna pieśnia
Jak z kniazia igora 'piesnia nasza' ;)


*

w kwestii drzewa
i
dziś mama przypomniała sobie, że dziadka brat na imię miał Staś
zatem na cześć przypomnianego Stanisława Darkowskegoi ip ip, urrra!!!


niedziela, 7 marca 2010

niedzielę się

lubię, kiedy słońce rzuca mi porankiem w oczy. lubię kiedy budzi mnie jasne spojrzenie. lubię szczery blask, powolne upływanie czasu, rzeczy oglądane spokojnie i w najwyższym zaufaniu.
taka poranna intymność i celebracja miejsca w.



Bonzaj Luciano i Hyazint oglądają poranne lodospady okienne


*

ach, film "Czwarty stopień" ( reż: Olatunde Osunsanmi)
jest do obejrzenia niegłupi :)

piątek, 5 marca 2010

sanatoryjny niewypał

"Sanatorium pod klepsydrą", na którym byłam w teatrze Jaracza wczoraj, nie tylko było nudne, ale też nie miało antraktu!
(prawdopodobnie dlatego właśnie.)
sądzę, że z tych 20 osób, które były na sali, przynajmniej dziesięć by zwiało, dwie na pewno. W trakcie spektaklu, Jacek przechylił się przez poręcz i załkał cicho - nie ma, nie ma antraktu, zaś ja w tym czasie wizualizowałam sobie dobrze obsuszonego kabanosa.
i nie rzecz, zdaje się, w braku skupienia. słowo Schulza, wydaje mi się po prostu nieprzekładalne w taki sposób, jaki zaproponowała nam autorka spektaklu i aktorzy (odniosłam wrażenie, że sami nie bardzo wierzyli w dobroć onego czynu).
szulcowskie słowo jest gęste, ma kilka warstw nośnych, metafizykę obrazu i może trzeba ogromnego skupienia, siły wyrazu aktorskiego, ogromnej pracy, i, nie chciałabym obrazić aktorów, których przecież bardzo lubię i cenię, ale niezwykłego kunsztu, żeby przełożyć sanatorium na deski właśnie w taki sposób. jeśli zaś tego nie dostaje, raczej wolałabym próbę pokazania szulcowskiej księgi taką, jaką ją zrozumiała autorka spektaklu, nie zaś przerzucanie słowo przez krawędź sceny, jak masą zmielonego mięsa udekorowaną fellińskim poczuciem theatrum
i było zrządzenim opatrzności, że miesiąc temu bilety, które mieliśmy na ów spektakl zmarnowały się, bo nie poszliśmy. spokojnie można było zmarnować i te, acz mądr polak po szkodzie.
winę ponoszę ja, jako, że Schulz, to jeden z moich ukochanych pisarzy, zatem byłam bardzo stanowcza, żeby pójść. uparłam się, no to mam!

*

ciągotka do rzeczonego

*

za to na pociechę mrrrau. mam bilety na spektakle spotkaniowe
zęby w scianę z głodu, ale warto. jeszcze się nie zawiodłam tymi spotkaniami, a dopiero pierwszy raz rozzuchwaliliśmy się finansowo aż tak, jak w tym roku
;)

środa, 3 marca 2010

Fantomy

inspirzona Kubowym upiorem dziennym

najtłiszów

dorzucam Antosia

o tu

i niegłupio zaśpiewane i niegłupio

rumiane

moje wypieki

:]

*
bajgl
bajzel
bagietka
w kontekście wypieków można równie dobrze zaufać formule
mój różany pączku
jak i
mój różany pączku

tak, czy siak, tłusty czwartek

film o przywiązaniu

"...nie dlatego, że wiersz jest krótki i łatwo go opanować.
wierzymy mu dlatego, ponieważ on obiecał, że umie"

( Wolne chwile (1979) reż. Andrzej Barański)

*

dla mnie to jest film nie tyle o tatrze, nie tyle o drogach, poszukiwaniach i rozjazdach wizji, czy też kierunkach sztuki, ile o kwestii przywiązania do rzeczy. poznaniu tej rzeczy i tej rzeczy opuszczaniu. transformacjach owej rzeczy i w transformacji uczestnictwie - ufności i nieufności podczas przemiany i jednostkowych, drobnych uczestniczeniach. film o odrywaniu skóry od podłoża, od kształtu powietrza. a odrywa się trudno i każdy na swój sposób tę trudność uczuwa.

instrumenty

"Najukochańszy przyjacielu, zawsze odczuwam z najwyższym niezadowoleniem, iż nie możemy mieszkać razem. Obaj jesteśmy wirtuozami instrumentu, którego inni ludzie nie chcą i nie mogą słuchać, dla nas jednak stanowiącego źródło zachwytu; tak więc siadamy obaj na samotnych brzegach, Ty na północy, ja na południu, nieszczęśliwi, bowiem brak nam harmonii naszych instrumentów i odczuwamy za nią tęsknotę."

(z listu Nietzschego do przyjaciela- Rhodego)

*

mocno prześwituje przez ten fragment Platońska "Uczta" z połowami rozdzielonymi. tylko tu, połówy są jnie tyle całością, choć muzyka stanowi harmonię. Są raczej ta samą, w jakiś sposób przeniesioną/przesuniętą (bo nawet nie rozwarstwioną) połową, jednak wytwarzającą dopełnienie. swoista wstęga moebiusa.
widać też tutaj, ów znaczeniowo nałożony 'instrument'

Hatszepsut

ach, zapomniałam napisać
od 2007r już wiadomo, która mumia jest mumią Hatszepsut -

:]

wtorek, 2 marca 2010

w związku z Dionizosem

... piję oćcowe jabłkowe i słynne na okolicę, wino. w tym roku ma ono głęboką barwę miodu z nutą czerwieni w głębi i delikatny, idealnie zważony między słodyczą, a goryczką, smak.
przymioty te biorą się z zaprzęgniętego do gąsiora mariażu dzikich jabłek i ogrodowej odmiany zimówek. jestem absolutną fanką jabłkowego wina oćcowego, dlatego i w związku z tym (pomijając związek z Dionizosem) tegorocznie ukuło się w loszku li i jedynie vin de pomme.
i 60 litrów to JEST wielkość względna.

imieniny

Absalon, Franciszek, Halszka, Helena, Henryk, Januaria, Krzysztof, Lew, Michał, Paweł, Piotr, Radosław, Symplicjusz

*

dziś są fajne imieniny. z dziką rozkoszą wklejam cały, jakże melodyjny, zestaw

Dionizos

"...Wtem huk się ozwał silniejszy nad inne, oślepiające błyskawice rozdarły przestworza i w rozwartych niebiosach, w blasku piorunów, co wieńczyły mu czoło, ujrzała Semele władcę Olimpu, Dzeusa. Nie wytrzymały śmiertelne oczy królewny widoku boskiego majestatu i ognisty piorun spalił ją swym żarem. Garstkę zwęglonych szczątków wicher rozwaił po świecie. Ale na ziemi w miejscu gdzie stała Semele, kwiliło dziecię maleńkie wśród burzy. Na rozkaz Dzeusa Zefir uniósł je na Olimp w kołysce ze skrzydeł wichrowych. Dziecię owo był to syn Dzeusa i Semele - Dionizos"

(W.Markowska "Mity Greków i Rzymian")

*

Dionizos dalł wytchnienie i oparcie Ariadnie, kiedy smarkała w liście, pozostawiona na odludnej wyspie przez słodkiego samczyka Tezeusza, zaraz po tym, jak przestała mu być potrzebna
Dziś także znamiennym jest fakt, że wino znakomicie ociera łzy, a dziki seks pozwala zapomnieć o pięknych i gładkich półdupkach. [swoją drogą świat starożytny ma wiele połówek - pół-konie, pół-ludzi, pół-lwy, pól-bogów, pół-kozły, pół-gębki i inne półki]
Dionizos został mężem Ariadny i doczekali się licznego potomstwa, vłala!



Z monachijskiego zbioru starożytności - misa z Dionizosem,
który przez morze i delfiny, będące jeszcze całkiem niedawno bezczelnymi i niechlujnymi piratami, płynie na Naksos.
Piękna misa


*
ach,
podobno Tezeusz przez całe życie zachował w sercu miłość do Ariadny,
ale między nami- hłe hłe hłe


*

Zetpeteusz
(robótki ręczne, ćwiartowanie minotaurów, zachowywanie miłościwsercu.)

Dźwięki

zdobycz na Radzie wzięta, z jej polecenia i przyczyny

o bu :(