Brzoza sypie, tak wcześnie. Bociany zgodnie z harmonogramem zbierają się pod moim oknem i zawsze mnie wtedy nostalgia, żałość jakaś, w dołku ściskanie, że to już, że kolejny raz opustoszeją gniazda i czekać będziemy na nie w szare dni, teraz jeszcze bardziej podszyte strachem. A strach narasta, nawarstwia się cienkim osadem, zanim się obejrzysz, stanie się lękiem, a jako stały towarzysz stanie się lękiem naszym powszednim i już nigdy nie damy rady rozluźnić spiętych ramion i ściśniętych gardeł. Chciałoby się ciszy, spokojnego umiaru, a bierze się udział w hałasie, niespokojnym przebieraniu, gromadzeniu, rosnących fantazyjnych potrzebach. Chcemy więcej i donośniej, a potrzebujemy mniej i ciszej. Dobrze, że miasta jedno po drugim, decydują się na wygaszenie iluminacji zabytków. Ja wiem, że piękno nocnych fotografii, że theatrum sztucznego światła, ale może właśnie dzięki temu będzie okazja, by poczatować na Koloseum, czy inny Szymbark oświetlone pełnią Księżyca, może dzięki temu wielu z nas zobaczy na niebie gwiazdy i zaduma się, dlaczego u licha, do tej pory tego nie zauważył? Może więcej usłyszymy, może lepiej? Może powrócą słowiki, tuż po tym, kiedy powrócą zarośla i drzewa? Jazgotliwe są sztuczne nocne światła. Nawet tu, u mnie, na wsi zmęczona byłam nazbyt jaskrawymi lampami strzegącymi budynku nowej szkoły. Przyzwyczajona do podwórza w pola, gdzie gwiazdy można zgarniać wprost do koszyka, do zasypiania wśród szeptów z ciemności i opowieści nocnego domostwa, zostałam poczęstowana elektryczną bielą rozświetlającą mrok nikomu z ludzi niepotrzebnej w tym czasie przestrzeni. Dobrze, że te światła trochę przygasły, powróciły łagodne cienie, powróciły na swoje pastwiska gwiazdy, choć to już nie to samo. Wysychają rzeki, zanikają studnie, w sierpniu przychodzi jesień, a listopad ciągnie się miesiącami. Powinnam cieszyć się, ze tyle piękna przeżyłam, zobaczyłam, czego młodsi już nie doświadczą, ale umiem i chcę żyć tu i teraz, chętnie czerpię z przeszłości przyjemność, ale nie umiem nią żyć, nie potrafię się w niej schronić, dlatego boli mnie obecna minuta, dzisiejsza godzina, świat tu i teraz. A nie, stop, świat mnie nie boli, boli mnie ludzka bezmyślność.
niewypowiedziane
5 dni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz