piątek, 5 sierpnia 2022

klepisko

 Wiadomo, że jeśli musze pisać pracę, to wolę zrobić wszystko absolutnieinne, choć w tym upale to też nie bardzo się udaje. A jest sezon papierówkowy, a papierowym jabłkom żaden smak równać się nie może, więc trzeba się nie tyle najeść, co nażreć na rok cały. Tak sobie dzisiaj, otworzywszy, czy raczej nie owierawszy oczu na godzinę czwartą (śpiewamy Czwarta nad ranem) dumałam nad obserwacjami z końca świata o pisakach. Że strach trochę gębę do człowieka piszącego otworzyć, bo zaraz zrobi z tego historię, opisze ją i już ta historia, ta twoja opowieść stanie się własnością wszystkich, stanie się użytecznością publiczną i już nigdy nie będziesz śmiał powtórzyć jej komukolwiek innemu, bo się powtórzysz, zmultiplikujesz, zwielokrotnisz jak w lustrzanym gabinecie, odbijesz i wypadniesz blado. Jakbyś komuś innemu tę historię ukradł, znacie ten stan po pijaku? już mi to mówiłaś. Trochę to jest ładne, a  trochę straszne. Straszne, bo to, co napisałam, a ładne, bo się w jakiś sposób czuje człowiek unieśmiertelniony, wyróżniony, że to właśnie z jego ciała, z  jego krwi. Jest też i przełamanie intymności tego, co się między ludźmi zadziewa, gdy tak szybko staje się publicznym. Nam piszącym (nie sądziłam, że kiedyś użyję tego zwrotu) ciągle mało, ciągle brakuje historii, opowieści. Czujemy niedostatek historii własnych, za wielką z nimi zażyłość, która powoduje, że się nam własny żywot miałki wydaje i nudny, i powtarzalny. Wciąż mielą go młyny w naszych głowach, de novo et de novo. Cudze zaś, o, to jest dopiero na młyn woda! Zawsze lepiej tam, gdzie nas nie ma, zawsze serdel, który sąsiadka przywiozła z miasta i wręczyła do łapy mojemu kumplowi z bandy, smakował jak niebo i niczym wobec tego serdla, który to serdel był w naszym domu. No i ten serdel, znaczy ta historia, opowieść cudza jest przywieziona przez sąsiadkę i tego smaku nie da się porównać z domowym.  I gryziony ten serdel z łapy kumpla, znaczy ta opowieść staje się naszą, zasila źródło, wyrasta w naszym ogrodzie jak piękny, egzotyczny gatunek przywieziony przez przyjaciela z dzikich i tajemnych podróży. Chce się go opisać. Strasznie i przyjemnie jest opowiadać historie ludziom piszącym, jeszcze straszniej i przyjemniej je czytać. A Wy co robicie w upał?





Na zdjęciach Jez. Blanki i Bandzior lub Lena; śpiący Globus; fasolka szparagowa pod pokrywką, która była miedzianym talerzem zakupionym w jakiejś dzikiej malignie po nic, a okazało się niedawno, że właśnie do tego garnka, do którego żadna pokrywka pasować nie chce; i książki, co widać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz