Czasami, kiedy niebo się przejaśnia, a Księżyc jest dostatecznie utyty, to (przyrzekam) puka do drzwi na dole i robi to specjalnie, żebym zbiegła i popatrzyła mu w twarz. Za każdym razem daję się wmanewrować, bo myślę, że to koty. Skoro więc już jestem zbiegła, to patrzę mu w twarz i myślę o różnych rzeczach. Myślę na przykład o Centaurach z naszego cmentarza, gdzie podzieją się, jeśli Święty Ład wyruguje wszystkie zarośla. Gdzie pójdą, z kim się będą usiłowały zaprzyjaźnić. Któregoś dnia poszłam pod osłoną ponurego wieczoru zapalić świeczki na grobie ojca i wiedziałam, że stoją za plecami, pod osłoną gałęzi, że patrzą. Wiedzą, że się nie odwrócę, bo wtedy musiałyby zniknąć - taka nasza niespisana umowa o byciu obok siebie. No więc, dokąd kiedyś pójdą?
*
Przeczytałam dziś Wszechświat kontra Alex Woods Gavina Extence'a. Wzięłam ją od przyjaciółki i kiedy zaczynałam czytać pomyślałam w pierwszej chwili, że kolejne posalingerowskie echa, trochę dziwnego przypadku psa nocną porą, trochę innych zmieszanych. No i pewnie to wszystko jest, ale pal licho, bo zassała. Jest mój ukochany motyw meteorytu, są ważkie pytania i nie takie głupie o nich myśli, jest wzruszenie i dowcip. Książka bardzo ciepła z głównym bohaterem uderzonym przez ciało kosmiczne, chłopcem nieco aspergerowskim w osobowości, dociekliwym, który wbrew wszechświatowi, a może właśnie wespół z nim, znacząco przeżywa swoje życie. Dobra pozycja na taki spokojny dzień, gdzie ma się różne niezbyt pilne rzeczy do zrobienia i czas wokół nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz