jedne rzeczy zaczynają być przyjazne, inne się sypią. właśnie wyjęłam gorący i pachnący orzechami pszenno-żytni chleb, a za wschodnią granicą kłębi się i pomrukuje burza. cieszę się z dzisiejszego wieczoru w kręgu światła lampy i strasznie boję się wojny. nie oglądam telewizji, nie słucham, nie czytam o wojnie, ale rzeczy dolatują jak ponure ptaki. mama czuje się trochę lepiej, ciocia niedobrze, stonka się rozmnaża, kolejna bliska osoba odeszła.
koło się kręci miele radość, strach, nadzieję i zwątpienie. boję się wojny
*
w ramach samodyscyplinowania się i prób narzucenia sobie działań niezwiązanych z zainteresowaniami (zainteresowania to np emerytura, próżnowanie, walanie się po podłodze) wydrukowałam (po raz kolejny) info o kolejnym konkursie poetyckim. info leży w drukarce, jako warstwa pierwotna sedymentacyjna, właśnie na nie patrzę i myślę - po co ja się oszukuję!
i marnuję papier w drukarce.
i tusz
i tusz!
Też boję się wojny, też unikam wieści o tym, ale one uparcie cisną się najciaśniejszymi przesmykami.
OdpowiedzUsuńGłupota nie może zatriumfować, za żadne skarby!!!
może. gatunek ludzki jest tego potwierdzeniem
Usuń