No dobrze, trzeba od czasu do czasu dokonać reanimacji strupieszałych zwłok tego nielota. Na wstępie pragnę uspokoić tych, którzy się martwią, że co prawda głupota moja nadal ma się dobrze, ale zamieniła się w inną głupotę, a tę akurat znam, to się nią aż tak mocno nie przejmuję Stosuję na nią biegi w śniegi, piwo po zmroku i karmienie kur o wskazanych porach.
W dalszej cześci niewieściej tego postu informuję, że mamy już śnieg z okładem i przez ten okład codziennie i dzielnie przedzieram cielsko swe zwaliste, by przydać sobie wrażenia, że gubię własne koło ratunkowe, które zimą jest dość zbędne, bo w wannie klinuję się na tyle, by nie utonąć. No więc dymam w zadymie z zamkniętymi oczamy, bo śnieg mi do środka sypie, a w jestestwie mym narasta euforyczne - ja pierdziu, ależ jestem smukła, wiotka i niesłychanie wygimnastykowana! mogę wszystko, nawet postawić sobie stopę na głowie ha! No może niezupełnie codziennie, bo wczoraj zamiast obowiązkowego biegu w śniegu, polazłam do knajpy z religijną Jolą i tam w ramach pocieszania duszy drogą cielesną, wszamałam talerz penne carbonara i wielką pizzę, zapijając to jednym grzańcem dość paskudnym i jednym zimnym piwem bardzo dobrym. Paskudny grzaniec niechaj Was nie zraża, bo działalność kulinarna kucharza w knajpie Klimaty, jest zaiste pod niebienna i nie zna życia, kto nie bywał w Jezioranach...
Dziś w ramach samopocieszenia, raczę się grzanym piwskiem ("Nie pij tego piwska!") bo mnie wczoraj jakiś niecny zaraz powalił i zaproponował mi katar&drapanie w gardle wymienne na ból gardła&gorączkę&podły nastrój. Wzięłam wszystko jak leci i dziś egzorcyzmowałam.
Z przyjemnych rzeczy to czytam fajną książkę poleconą mi przez kolega, książeczka nazywa się "Krótki kurs samoobrony intelektualnej" i jak ją przeczytam, a zrobię to pewnie dziś w nocy, to prawdopodobnie coś niej pisknę, choć mam już w kolejce od cholery zaległości w pyskowaniu.
Powinnam też posprzątać biurko, ale jestem przecież CHORA, więc powinnam wypoczywać, a poza tym, teraz o wiele łatwiej znaleźć wiele rzeczy, bo zamiast być w różnych dziwnych miejscach w pokoju, one są po prostu gdzieś w pierdolniku na biurku ha!
No nie siostra, to nie perdolnik, to dzieło artystyczne. Nie wierzę, że samo tak się to ułożyło; chyba specjalnie do zdjęcia (znam Twój bałagan przeca). Całuski
OdpowiedzUsuńA propos, przyjadę na parę dni, trudno, będziesz musiała mnie znieść
OdpowiedzUsuńbo to są kupki towarzyskie - biblioteczne spady: dla Rady, Jakuba, VIII, mnie, materiały szkolne, co się nie mogą pognieść i taie tam. i wytarty blat (przynajmniej ta cześć co jest jeszcze wolna) : D
OdpowiedzUsuńno i wpadywuj, cekamy :))
OdpowiedzUsuńBędziesz musiała codziennie znosić Jolę...
OdpowiedzUsuńpo schodach.
- i to też był retes jarząbek. :D
w ramach odtłuszczania opony! : D
OdpowiedzUsuńSiostry co do menu, to co jest w tym garnku to jest do jedzenia czy to to co się wróciło?
OdpowiedzUsuńto jest grzaniec z podwójną ilością składników. antyprzeziębieniowy!
OdpowiedzUsuńŻeby coś wypić, niekoniecznie trzeba wiedzieć jak to zostało ukucone.
OdpowiedzUsuńniekoniecznie daje możliwość tak i nie : ]
Usuń