środa, 22 lipca 2020

Turystyka nieoczywista - Sieradz, Jura Krakowsko-Częstochowska, Kolbuszowa, Góry Słonne (1)

No więc zaczęło się od "a pojechałabyś?" i pognało w 4 osoby golfem przez pół Polski w tydzień. Ja, Iza, Żurek i Sylwia, i podróż. Mam też fantastycznych przyjaciół, którzy użyczali nam dachu nad głowy i swojego zacnego towarzystwa. Podróż była rewelacyjna i często dość surrealna. No to tak...


Niedziela (12.07.20)

Żurek: A ty już spakowana jesteś?
ja: nie


*

Poniedziałek (13.07.20)

godzina 10

Żurek: Spakowałaś się?
ja: nie


Do Sieradza ruszamy dopiero po południu, goszczą nas Agatka i Grześ, którzy wytwarzają wielce pyszne góry jadła, a wspólnie z nami wzgórza śmichów chichów. 


Wtorek (14.07.20) 

Sieradz

Agata i Grzech wzięli dzień wolnego, więc łazimy trochę po Sieradzu. Z Sieradzem to jest tak, że nie jest to jakieś ach och miasto szastające zbytkiem i zabytkiem, ale w moich oczach ma wiele uroku i ciekawych miejsc, więc warto się po nim pokręcić








Pamiętająca wiele dobrego i złego dziewiętnastowieczna synagoga przy ulicy Wodnej. Ta ulica mnie jakoś pochwyciła w emocjonalne sidła, kiedy mieszkali jeszcze na niej Agatka i Grześ, mocno jakoś we mnie wejrzała i tak sobie siedzi. Nie jest szczytem piękna, ale ma w sobie tę lekko ruderalną malowniczość jaką lubię.





Spacerkiem na wzgórze zamkowe, które niestety jest zdekompletowane, gdyż brakuje tam zamku, ale za to opasuje je  Żeglina (dopływ Warty), umajają kwiatowe łąki, a w wodzie moczą kupry kaczki. Na wzgórzu zamkowym trochę historii, trochę zieloności pod rozłożystymi drzewami i park etnograficzny (niestety zamknięty, bo impreza), więc się trochę snujemy i gawędzimy







Warto też obczaić, kto zacz na sieradzkim rynku.



Je to Antoni Cierplikowski (Antoine), który był fryzjerem przez światowe fry - Coco Chanel, Brigitte Bardot, Edith Piaf, ale to już sobie można doczytać w neciu


A później na pizzę i w dalszą drogę




W takim podróżowaniu na swoją modłę najfajniejsze jest to, że nikt i nic nas nie pogania. Być może nie zobaczymy wielu ważnych miejsc i zabytków must-have, za to uprawiamy tak zwaną turystykę nieoczywistą, czyli trafiamy w dziwaczne zakątki, zaułki, siadamy w miejscach nieprzysiadalnych, wstajemy i idziemy, kiedy przestaje nam być wygodnie. Umysł nasiąka rzeczami powoli, w swoim tempie, przyswaja tyle ile może. Na zorganizowanych wycieczkach często przytłaczał mnie nadmiar informacji nawet jeśli były arcyciekawe. Całodniowe chodzenie pod opadem megainfo sprawia, że czuję się wycieńczona, przestaję dostrzegać świat wokół siebie, kieruję uwagę tylko na wskazywane miejsca. Pozostawiona sama sobie, znajdują to, co jestem w stanie znaleźć przyglądając się światu na swój sposób, zaś obecność zaś doborowej kompanii wspomaga proces postrzegania, wytwarza pewien umysłowy kipisz, z którego wypływają bardzo ciekawe myśli, wnioski, pomysły, tezy...



Olsztyn pod Częstochową

No zamków Orlich Gniazd nie trzeba nikomu chyba jakoś specjalnie rekomendować. W Olsztynie mało turystów, więc poruszamy się barzo przyjemnie, bez tłoku, bez nacisków, w słonecznej aurze. Kręcimy się, popychamy pierdoły, śmiejemy








Pachnie ziołami



i jakże wiele zależy od odpowiedniej perspektywy...



Frenetycznie uwielbiam wszelkiego rodzaju miejscuszka, w których znajdują się figurki figurynki lalki i laleczki. Dlatego, skoro tylko wyczytuję w przewodniku, że to w Olsztynie znajduje się szopka ruchoma Jana Wiewióra "Betlejemowo", natychmiast zaczynamy jej szukać. Niestety przybywamy zbyt późno, szopka już nieczynna




Mstów

Główny rys jurajski planował Żurek, a za turystykę nieoczywistą odpowiadam ja. Kartkując przewodnik w samochodzie wynajduję Mstów. Właściwie przewodnik niewiele o nim mówi, ale wpada mi w oko zdjęcie podpisane "Dzielnica stodół", a ponieważ brygada jest wyluzowana, trafiamy do Mstowa.

Mstów utracił prawa miejskie, ale nadal na jurze jest stolicą kwitnącej jabłoni. 



Wokół jabłoniowe sady i jabłko na rynku



Tamże znajdziemy pomnik naszego wieszcza, który wygląda jak własna karykatura, ryjemy więc setnie oglądając go ze wszystkich stron





To, po co tu przyjechaliśmy, to dzielnica stodół. Drewniane i kamienne stodoły zostały przeniesione poza obręb  miasta z powodu wybuchających wśród nich licznych pożarów. Na zboczu wzgórza z widokiem na jurę i samą wieś, bieleją już tylko resztki ścian. Wokół kompletne zadupie, poziomki słodkie jak miód, szeleszcząca pod stopami trawa i owadzie śpiewy. Słonce powoli toczy się w dół, po zboczach










Wystarczy ruszyć uliczką w dół,


przejść przez most



i już trafiamy do Wancerzowa.
Zaczyna się złociste światło, więc warowny klasztor oblewany jest falami miodu. Rozzłaca się nam to światło w głowach, brzęczy, smaruje myśli słodyczą aż lepią się i stają ciężkie, ciągniemy więc noga za nogą opici blaskiem.
Kościół zamknięty, znów jesteśmy pół godziny po czasie








I tak napasieni słońcem i obrazami, wykończeni śmiechem i rozmowami, tniemy do Częstochowy, a stamtąd do Blachowni, gdzie przy ogniu czeka na nas Tomasz z gorącym jadłem, czerwonym winem i zapasem swojej tomkowatości, znakomitej mieszanki mądrości, poczucia humoru i ciepła , a więc jak tu iść spać. Oczywiście Tomasz pracuje nazajutrz, nie może więc z nami długo posiedzieć, a więc to wypada gdzieś tak koło 2, to pójście do łóżek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz