drogi blożku, mając w perspektywie sprzątanie kociej kuwety, postanowiłam jednak napisać Ci, co się ostatnimi czasy działczyło. Od razu przepraszam, że żadnej książki nie doczytałam, a tym bardziej projektu WZO z zachowania, który jako szefowa zespołu mam wątpliwy zaszczyt i srogą nieprzyjemność ukończyć do rady pedagogicznej.
Nie doczytałam gdyż opadł mnie sybarytyzm i został na tydzień. Otóż pięknej lipcowej nocy poszłam spać o 3. Już o 4 obudził mnie dzwonek telefonu oznajmiający mi, że właśnie nadjeżdżają Hunowie i trza się albo ewakuować, albo czemprędzej witać. Wybrałam drugie. Hunowie wpadli, wtargali zgrzewkę piwska i chyba jeszcze nigdy tak wcześnie nie wstałam, by wypić piwo... czy to już choroba alkoholowa? Phi!
Hunów poznaliśmy w Armenii, a dokładnie w stolicy Armenii - Erywaniu (Erywanie?), tak jakoś przypadkiem ich poznaliśmy, przelotem, przelotem umówiliśmy się na wieczór w knajpie i później to już obsługa ze smętnymi minami czekała, aż sobie raczymy pójść, a ciężko było się rozstać.
Podróżowaliśmy podobnymi ścieżkami po Armenii i Gruzji i choć szlaki nasze się już na zakaukaziu nie zetknęły, to obiecaliśmy sobie spotkanie. No i przybyli - Agata i Grzegorz, świetni ludzie znający Józefa, z którymi można pośmiać się i popłakać na ważkie tematy.
Dojechała Aniet, tej przedstawiać nie muszę, gdyż przewija swoje chude i długie ciało pomiędzy literami tego bloga
Za kilka dni wpadli grabić i palić Wikingowie, czyli Pitery z dwójką drobiazgu i psem rasy husky, który to pies odegrał niebagatelną rolę w poprawianiu mojej kondycji, a zamordowaniu moich płuc. Pitery to moi przyjaciele, cudna rodzinka z szalonymi pomysłami i absolutnie uroczym drobiazgiem, czyli Polcią i Józkiem, no i wspomnianym wyżej psem Pelagią
Tydzień Sytych Sybarytów
Wyobraziłam sobie film, gdzie grupa przyjaciół spotyka się w wiejskich okolicznościach i gotując różne pyszne potrawy (a wytwarzaliśmy jakieś zdumiewające ilości żarła), wymienia się poglądami na jadło, przepisami, tajnikami osobistej sztuki kulinarnej, a na kanwie tego snują się historie ludziejskie, jakieś osobiste dramaty wplecione pomiędzy gałązki estragonu, a brokuły w winie, taplają się w sosie do kurczęcia i grzęzną w porzeczkowym dżemie na zimo. Wszystko to jest popijane piwem, winem z szałwią, wodą z cytryną, nagrzane słońcem, wręcz tym słońcem prześwietlone. Czasem pojawia się poezja, czasem wymyślane zabawy. W tle zielony ogród, pola na pagórach, las, jezioro wieczorne, mgły nad łąkami, krzyki ptaków, wszędobylskie mruczące koty, wiecznie spragniony ludzi pies. A wszystko było takie jak "
Pod słońcem Toskanii" wymieszane z "
Ukrytymi pragnieniami",
"Bezdrożami" i nutą "
Mamma mia". Wyobrazić sobie należy na przykład megaostry placek po węgiersku przygotowywany i jedzony o północy, smakowanie domowych nalewek, obżeranie malin, grę w "powiedz mi najtrudniejsze słowo" na huśtawce, przy świecach, śmiech tak intensywny, że trzeba się położyć, chłodną wodę w jeziorze i nad tym jeziorem ognisko żeby upiec sobie obiad. I jeszcze nietoperze nocą i świerszcze towarzyszące naszym pogawędkom. No i tak właśnie wyglądał mój tydzień.
foto Grzegorz Jackiewicz + kilka zdjęć z mego telefonu
Kiełbasa a la marchew -
przebijamy kiełbasę gałązką estragonu i na grill voila!
Polecam, bo wygląda dziwnie, a kiedy się ją nadziewa, to nawet erotycznie!
Mały Raróg (Polcia), który do spółki z moim kotem i zabawkami,zawładnął moim łóżkiem
Najdłuższe na świecie nogi Aniet
Yyy, w filmach wymienionych przeze mnie nigdy nie wytworzyli takiego bajzlu, a nie wiem czemu, bo on się zawsze przy takich spotkaniach robi sam, coś jest nie teges
Grzesiek i Agata
Panna Łaskotka
Pieczarki z grilla:
Pieczarki, estragon, macierzanka, bazylia (niedużo), łodyżka mięty, szałwia lekarska, seler, dużo dużo szafranu, sól, pieprz, oliwa, malenieczka łyżeczka musztardy, wymieszać, odczekać trochę i na grill
ja: Cześć Alinko, mam pytanie, moja koleżanka chciałaby sobie przypomnieć smaki dzieciństwa, czy mogłabym dostać od Ciebie takiego świeżo udojonego mleka?
Alina - Ale ... OD KROWY??!!
Pogwarki
Bociany nad Blankami
dziewczynka: Mamo, tam na ścieżce siedzi WILK!!!
(Pelagia w akcji)
Brokuł w winie (nie wiem, czy już dawałam ten przepis, ale na wszelki wypadek):
- gotujemy brokuł (niezbyt miękko, by się nie rozpadał)
- podsmażamy cebulę (ja na dwa brokuły biorę dwie duże) w piórkach na oliwie, dodajemy migdały (dodaję płatki migdałowe solidną garść)
- wlewamy do tego pół szklanki wina białego wytrawnego, króciutko podgotowujemy
- dodajemy śmietanę - na dwa brokuły biorę jeden mały kubek Piątnicy
- gotujemy trochę aż się sos zagęści
- przyprawiamy papryką słodką i ostrą, pieprzem i solą, ja czasem też dodaję ząbal czosnku)
- dorzucamy starty ser żółty mający za zadanie scalić składniki
- wrzucamy ugotowany i podzielony na różyczki brokuł
- do tego makaron penne i smacznego
(czyli potrzebne są: 2 brokuły, 2 duże cebule, pół szklanki białego wytrawnego wina, płatki migdałowe, kubek śmietany, ser żółty (jakieś 100g) sól, pieprz, papryka słodka i ostra, oliwa.
do tego makaron penne albo jaki tam kto sobie życzy
*
a na koniec sentymentalnie
i