1. we wczorajszym śniku opętał mnie szatan. w głównym pokoju walczyłam z nim, a on podniósł mnie pod sufit używając do tego rozłożonej gazety (którą trzymałam) jak paralotni. i tak unosiłam się pod sufitem czując strach i bezsiłę.
2. w dzisiejszym śniku byłam zwierzęciem, jakimś cudakiem, potworem z umysłem z wolframu i z bibułowymi skrzydłami rozpiętymi na drucianej ramie. tłukłam się po wysokim pomieszczeniu, wypełnionym książkami, jak piętrowa biblioteka o kamiennej podłodze. ciężko było stamtąd startować i wycelować w otwarte okno. miałam ze sobą dwa kamienie - bursztynowy agat i zielony chalcedon. wiedźma, czy też wieszczka, która znajdowała się w śnie odczytywała te kamienie nacinając ich powietrze, wiem, że zawierały moją przyszłość. był tam z nią jeszcze staruszek, który mi pomagał. potwory z mojego gatunku wyraźnie mnie nie lubiły i cały czas drwiły z tego mojego wolframowego mózgu. pamiętam, że wyleciałam na zewnątrz i było mi dobrze na tle nocnego ultramarynowego nieba, kiedy kołowałam nad wieżami jakiegoś miasta, że wreszcie jest spokój.
znowu zaczynam latać w snach, tylko skrzydła mi zdziadziały w materiał nietrwały (albo właśnie trwały może) : |
*
A poza tym, to straciłam w Trójmieście głos i wczoraj zmuszona byłam poprowadzić siedem lekcji szeptem. Przerwę ogarniałam używając gwizdka, a maluchy pukając w tablicę, żeby skupiły się na tym, co mówię, ha! Dziś wykonałam próbę techniczną i okazało się, że odzyskałam jakieś 40% tonów, czyli jest nieźle
niewypowiedziane
5 dni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz