Na łikendzie było fajnie, bo raz że łikend, dwa, że pomimo inercji, jak się ruszyć to już dalej się toczy.
W piątek dowiedzieliśmy się, jak mówić dziękuję po kantońsku i to jest coś pośredniego między sposobem komunikacji mojej siostrzenicy Marty, naszego przyjaciela Pitera, a burknięciem w talerz. Jak sądzę, kiedy wybierzemy się do Hongkongu, zostaniemy po prostu gburami, bo wypowiedzieć tego "dziękuję" nie sposób, a wszelkie nasze próby tegoż znaczyły prawdopodobnie "twoja matka jest krokodylem" lub "oddaj mi swoją czapkę z psa", acz Fung był zadowolony, że przynajmniej się staramy. Staraliśmy się : ]
W dodatku okazało się, że google translator dość wiernie tłumaczy ze staropolskiego na mandaryński, co jest cenną informacją.dla podróżników.
Na koniec pięknie napoczętego wieczorru władowaliśmy się z okrzykiem juppi wprost w ramiona mego byłego narzeczonego przebywającego z obecną narzeczoną w knajpie, w której miało ich nie być. Pal to sześć, okazało się niemocno bolesne, bo dziewuszka cholernie sympatyczna. Dramat zaczął się dopiero wtedy, kiedy kapela próbująca czegoś na kształt występu rozwyła się w niebogłosy. Tutaj nie wytrzymała nawet słynna azjatycka grzeczność, Fung został trafiony wiosłem, które przybrało postać piosenki: "Tears in heaven" i padł na kanapę skazany od teraz na ciężką traumę, my turlając się po blacie próbowaliśmy stłumić wyrywające się z płuc naszych niekontrolowane wycie.
Dodatkowym utrudnieniem dla mnie były zupełnie zatkane wirusem drogi oddechowe, co oznaczało, ze albo się śmieję i umieram, albo oddycham i umieram, tak czy siak kaplica, grób i ciemna masa.. Tak przy okazji, jeśli za jakiś czas połowa ludności Hongkongu zostanie wytrzebiona przez dziwnej postaci mikroba, to to jest nasz.
Sobota upłynęła spacerkiem po piwie, wieczorem Świetliki, i albo z przyczyn niezupełnie związanych z muzyką, czy poezją Marcina Świetlickiego, albo z powodu, że jednak chyba ta Sromota mało się różni od bezwstydnych dokonań wcześniejszych, które nawet zdają mię się lepsze, choć to może być też sprawka niewinnej młodości, w jakiej jeszcze wtedy tkwiłam. Przyczyną też być może entourage, nie ta knajpa, nie ten styl, nie taka przestrzeń. Możliwe, że wybrzmiałoby w przytłumionym kameralnym miejscu, bez dodatkowych atrakcji, jak miejsce do tańczenia (i żeby nie było, nie mam nic przeciw tańcom, wręcz naprzeciwko!). Tak czy siak zdejmę płytę ze świni i odsłucham w skupieniu na własnym ubitym gruncie (choć w krainie bagien o to niełatwo).
A zupełnie obok, to ja proszę państwa zupełnie nie rozumiem tej nagonki na Malanowską (jeszcze niedawno sądziłam że to partner Malanowskiego i partnerów), bo czy oczekiwanie sensownej zapłaty za swoją pracę jest naprawdę aż takie niegodne? Czy to, ze się kobieta odważnie poczuwa do bycia w zawodzie pisarz i chciałaby móc się z tego utrzymać karygodne jest? Czytam, jak rzucający się jej do gardła pisarze/poeci charytatywni, plują w swój własny kociołek wykrzywiając wiele swoich wcześniejszych na ten temat słów, i oburzają, że ktoś śmiał zaapelować o uznanie statusu i pieniądze zań. I myślę sobie - o co kurwa chodzi!? Ale też ja wielu spraw świata tego nie rozumiem, to inna sprawa. Na przykład warcabów nie rozumiem, chociaż gram w szachy, co jest dla moich bliskich niezłym fenomenem. Nie rozumiem i ju. Ponadto gra w kółko i krzyżyk jest dla mnie totalnym idiotyzmem. I tym optymistycznym akcentem ogłaszam nawrót wiosny! : ]
A tu jest jeszcze piątek i z powodu, że pozostali uczestnicy wyprawy w krainę łikendu już śpią, my z Zinkiem adaptujemy łazienkę na potrzeby salki konferencyjnej. Do momentu, kiedy zabrakło w niej tlenu i poleźliśmy spać
Tu objawienie profilu Stanisława Tyma, dzięki nodze Aniety
A tu dowód na to, że mozna sobie popływać po centrum Olsztyna, tylko trzeba wypozyczyć motorówkę. Na dworcu autobusowym
aha, a na Ps, jeszcze Zaz. No co za dziewyszka! zakochałam się na zabój : ]
i o mój boże, nareszcie Francuz mówi po francusku wyraźnie! : D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz