Siedzę w pizzerii i czytam. Ponieważ Ulisses nie zmieścił mi się w torbie, wbrew mojej zasadzie "ksiażki po kolei", wzięłam Nin dzienników część II, bom sobie obiecała nabyć i przypomnieć wszystkie (bardzo dobry wybór). Siedzę i obserwuję , jak płyną przeze mnie uczucia - od spokoju, przez nieokreśloną tęsknotę, smutek, odczucie braku czegoś, osamotnienie, aż do rozmamłanej radości na skraju. Obserwuję i nie mogę się skupić, jeść też jakoś nie mogę, czuję ścisk żołądka, który ostrożnie rozpuszczam herbatą. Pizza za słona albo też mi się tak zdaje. Zapisuję notkę na bieżąco w kalendarzu, bo wiem, że za chwile to poczucie zniknie. Zapisuję ją w postaci smsów, mam potrzebę podzielenia się tym dziwnym stanem. Serce mi wali, jest mi słabo i najchętniej położyłabym się na podłodze. Czuję więc, że natychmiast muszę wyjść, bo zaraz to zrobię
*
Zbierając się do wyjścia, nagle poczułam, jak coś we mnie pęka, idąc na dworzec czułam się jak wycięta z tła, uczucie kompletnego oderwania i dojmującego osamotnienia, nie pamiętam już, kiedy ostatnio się tak czułam. Rozpaczliwa samotność, wichura i puste gałęzie drzew. Zwały chmur przetaczające się po niebie
*
Siedzę na dworcu, piździ jak w kieleckiem, traktuje mnie liśćmi krzakami i czym tam jeszcze można, bo wiata jest bez ścianki. Znów notuję, bo nie ma innego sposobu, muszę to zapisać teraz. O pęknięciu, czuję się, jakby ból, który do tej pory sączył mi się z serca, nagle popłynął pełną strugą, jakby krew wylewała się z niego bez żadnego oporu. Myślę o dzisiejszej rozmowie z J., z tą jego szczególną wiarą dobrego człowieka, a mnie się robi smutno, że tej jego wiary we mnie nie dosięgam, nie dorastam jej do pięt i robi mi się zimno, obco.
*
Jadę busem do domu, nagle dopada mnie chwila olśnienia, taka, w której rzeczy wyglądają zupełnie inaczej. Ten drobny moment kiedy czujesz, jak kokon otaczający dotąd twoją głowę, pęka i nagle możesz oddychać. Przyglądam się morenom, jakbym widziała je po raz pierwszy w życiu, jakbym tę ziemię dopiero dzisiaj zobaczyła, chłonę widok, boli mnie serce, umysł oddycha i po raz pierwszy od dawna czuję się swobodna.
*
pomyślałam sobie, że to będzie mój własny akt odwagi, przepisać tę notkę na bloga, bez udawania że się nie myśli tego, co się myśli i nie czuje tego, co się czuje, bez owijania jej w żarty czy metafory, bez wciskania jej w wiersze. Trochę pod wpływem Nin, a trochę po tym, co powiedział J., a którą to rzecz za jego pozwoleniem zacytuję:
"a czy zawsze musi być fajnie? nie. nawet dobrze nie musi. uważam, że my, z jednej wioski, powinniśmy mieć świadomości, przywilej i komfort poczucia możliwości niefajności"
niby proste. tak sobie myślę, że dzięki Ci złośliwy i okrutny losie, że w swojej głupocie (złośliwość powinna być inteligentna) postawiłeś na mojej drodze takich ludzi jak J., jak Retes, jak moi pozostali przyjaciele, którzy we mnie wierzą, zmieniają mnie i ja się zmieniam przez nich i dzięki którym nawet jako obca i w samotności, mam gdzie wrócić. nawet jeśli tego nie czuję teraz, to wiem.
Wiem, że to strasznie ten... ale muszę: <3
OdpowiedzUsuńretes to był ściskający Cię mocno
wark! ; P
OdpowiedzUsuńWarka się pisze, warka!
OdpowiedzUsuńret :P
warkacze ; D
OdpowiedzUsuńNa Twoim blo nawet cytaty ze mnie wyglądają sensownie:) Trzym się, Wuszko!
OdpowiedzUsuńdocekej docekej, mam w planie opowiastkę o botach ; D
UsuńTo ruchy, ruchy, bo mnie też kusi:)
UsuńTy napisz powiastkę, ja tylko wkleiłam zapis ramowy nasz : D
UsuńAA już bardziej na serio to tak, akt odwagi duży. Bo żyjemy jednak w takiej kulturze fajności jednak. Że niefajnie jest, jak jest niefajnie, a słabość to zło. Tzn. wiadomo, że biedne dzieci i pieski kalekie są fajne, ale jakoś tak na odległość, bo już człowiek okazujący słabość to jakiś taki widok niegodny w kategoriach świata tego i jego władcy.
OdpowiedzUsuńtak
Usuń