"Weselisko więc było, huczne, z burdami, trzaskiem sztachet, łyskaniem kozików: jakby jaka królewna nie wiem kogo brała sobie na męża. Harmider taki, że było się z czego państwu młodym cieszyć"
(Marian Pilot, Pantałyk)
ach, trafiłam przypadkiem, z polecenia lek-ramy w książkarni netowej i się znowu udało. świetna książka (mam wrażenie, że Kolski też ją czytał), pełna absurdów, magii szwendającej się po opłotkach w tym również ludzkiej duchoty, książka zwariowana, tym samym mądra, zabawna i z prawdziwą, a przedziwną aurą.
Pantałyk przeczytałam na jednym wdechu, zatrzymałam na chwilę w sobie, po czym jednym tchem wypuściłam różnorodność emocji, jaką spowodował.
oto wieś Dudy, z Dudami mieszkańcami, którzy noszą indywidualizujące przydomki, najczęściej od własnych cech lub poczynań. i tych Dudów spotykają przeróżne codzienne historie, pomiędzy które zaplącze się zawsze jakiś dziwny traf, tajemnicza sprawka lub po prostu siła nieczysta, jak to było w przypadku Dudy Trójniaka. Jedno z opowiadań spędzamy na podwórku młodego małżeństwa, toczącego nieustający bój (sensu stricto) , doprowadzającego sztukę wojenną do najwyższego, niemal mistycznego poziomu, który przybliża ich do obrazu walki zbrojnej rycerzy. Jest też rzecz o czarownictwie, rozdmuchanym, rozcieńczonym do niemożliwości, rozpublicznionym, kiedy to zatraca ów zabobon zupełnie miarę swoją i szacunek w głowach ludzkich, a także o tym, co z tego wynika.
książka ściągająca ludzkie portki i pokazująca gołą dupę z różnymi jej zasiedziskami.
polecam, a jakże, polecam
*
Ps: drzewo na gmailu znów pokazuje mi ponure zachmurzenie, a za oknem mam słońce i ptaki mordedrące :D
niewypowiedziane
5 dni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz