Żyłam w przeświadczeniu, że powinnam być świętą. Dzielimy odpowiedzialność za to po połowie, moja rodzina i ja. To, co mi zaszczepiono pielęgnowałam na swój już własny później sposób, bo na mur mej rodzinie nie chodziło o uwięzienie mnie w tym poczuciu. To zrobiłam już sobie sama. Latami karciłam, a nawet karałam się za to, że nie jestem świętą, a przecież bycie nią jest najzwyczajniej niemożliwe. W mojej głowie miałam nią być. Kimś kto się nie złości, kocha wszystkich, pomaga, stawia rzeczy ludzi na pierwszym miejscu. Jasne, że tak nie robiłam, na pewno nie w stu procentach, te brakujące procenty opłacałam własnym zdrowiem, samopoczuciem, godnością. Żyłam w stanie kary i poczucia winy. Finalnie w swoich poczynaniach często wychodziłam na jędzę, bo bliższa ciału natura niż włosienica. Dzisiaj na którymś tam poziomie wiem, że nie jestem świętą i nią nie będę, nie muszę się uśmiechać do wszystkich jeśli nie chcę (dalibuk, lubię to, więc akurat spoko), nie muszę uratować świata, nie muszę spędzać każdej wolnej chwili z mamą nawet jeśli tego bardzo pragnie, nie muszę śledzić kocich ścieżek, rozważać etykiet użycia, nie muszę odpychać złości na tych, którzy mnie porzucili, nie muszę wyrzucać sobie, że nie powinnam była powiedzieć tego co mówiłam, bo powinnam była a nawet więcej, za mało powiedziałam. Jeszcze tłumi mnie poczucie dążenia do świętości, ale dziś po raz pierwszy poczułam strzępienie się tej zasłony. Chcę być sobą po prostu, z tym wszystkim, czym i kim jestem i chcę w sobie samej mieć na to zgodę. ament
chyba, wiadome, że chyba
💚
OdpowiedzUsuńnie wiem jak się robi kolorowe serducha ale daję też zielone! :D
UsuńI jak tu zachować powagę i delikatność wobec otwartego i szczerego serca, jak wszystko to rozpaprusza fotka, a tam " Widziaaałam kooooootacień" :/
OdpowiedzUsuńnigdy nie zachowuj powagi ani delikatności na tym blogu! Na to on jest! :D
Usuń