uporczywy ból w części głowy znów mnie gnębi 24h na dobę i tylko zupełne unieruchomienie puszki pozwala mi od niego na chwilę się oderwać. a przestrzeń tej wsi wesołej niestety jest pełna hałasu. ludzie uwielbiają hałasowo, ciągle coś koszą, kopią, budują, piłują, uprawiają maszynami, a kiedy na przykład niedzielą nie robią tego, umilają sobie czas wozidłami, żeby odpocząć.
marzy mi się dzień zupełnej ciszy, jak w pierwszym lokdałnie, to było jak jakaś obłędna wygrana na loterii, ale to już było.
książeczka poszła do druku, czekam, żeby zobaczyć jak wyjrzy na żywo, jak się spisze i oczywiście mam wątpliwości, czy to będzie porządny tomik. jak zawsze zresztą pełna jestem wątpliwości, których nie jest w stanie rozproszyć nikt.
tymczasem przeczytałam kolejny tom Dzienników Agnieszki Osieckiej i jakże się pięknie zagląda do życia osób niezwykłych ze zwykłymi człeczymi przypadłościami, potknięciami i niezgrabnościami. a przy tym robiących rzeczy wymykające się szarzyźnie codzienności i tę codzienność stwarzające. czytam życie artystki i odruchowo porównuję je ze swoją biedą szarą, z ubożyzną własnych działań, gnuśnością i prokrastynacją wszystkiego. nie napawa mnie optymizmem, zresztą nawet o optymizmie nie mam jak pomyśleć, bo ten łeb zakuty mnie boli, pulsująco, tętni mi w nim galopada przynajmniej zetrzech koni. i to takich bardziej prawych, gdybym miała zorientować strony.
Michał przysłał mi swój tomtom
Za lasem. Fajne, socjologiczne pisanie, bardzo współczesne w języku, bardzo osobiste, ale nie wsobne. trochę z gorzkim przekąsem, trochę z żalem za niedostatecznościa korzeni, ale też z przyznaniem racji bytu sadzonkom ludzkim. taka próba spojrzenia i rozumienia po obu stronach rzeczy na granicy nowe osiedle- stara wieś.
o poszukiwaniach, koczownictwie współczesnym i że się świat przemienia na naszych oczach, w naszych rękach, pod naszymi nogami, a jest to proces nieunikniony, choć jednocześnie budzi w nas widma obaw, ksenofobii, poczucie starzenia się.
tak, dobra książka z fajnie zgrywającymi się obrazkami, właściwie nawet traktat.
no to wierszyk z tegoż
Czasy niby nowe, przynajmniej niczym duże, większe,
największe ekrany telewizorów - mniejszych
od aut, których duma uniemożliwia
mieszczenie się na parkingach,
jakby czas przerósł przestrzeń. Ludzie
mieszczą się w pozorach domów
i domach pozorów. Poglądy prezentują wyraźne
dzięki ekranom dotykowym.
(Michał Domagalski z tomu Zalasewo)
Ku uciesze mych ócz lazuru i niezżartej ponurością części ducha, nabyłam sobie barzo piękny album, do posiąścia którego zachęcywuję, bo zacne reprodukcje i o święci aniołowie, niewiele z nich jest przepołowionych na dwoje przez szew, a wiemy wszyscy jakie to jest ważne. i kartki nie świecą. tylko sporo waży więc raczej stolik na dłuższe oglądanie jest potrzebny
i jeszcze cudowna waza od cudownej artystki, którą wypatrzyłam, a jakże, na fb i znowu się nie zawiodłam (dlatego nie mogę porzucić fb). Właściwie wazy mam dwie, bo jedna się nadtłukła w transporcie i pani Kasia zrobiła mi drugą absolutnie za darmo i nie chciała nawet słyszeć o zapłacie. polecam tę artystkę zarówno z obejścia cudną, jak i z tego co wytwarza.
autor:
Katarzyna Snelaaa i z ładnych rzeczy mam nowe pidełko/kapielidełko dla ptasząt, gdyż poprzednie wylądowało na moim stole w roli misy i nie umiem już bez niego w domostwie być. A zatem piękne pidełko w towarzystwie pelargoniów. no i jak wam się podoba?
Pidełko prześliczne.Czasem zaglądając w jakieś rękodzieło, myślę sobie w duchu...I nie wódź nas na pokuszenie....:)). To pisałam ja, milcząca czytaczka, która lubi klimat tego miejsca. Pozdrawiam.:)
OdpowiedzUsuńMnie to diabeł smaga ogonem przy rękodziele aż świszcze, ale nauczyłam się chować wyrzuty sumienia pod kanapę, czyli tam gdzie zdaje się witkacy trzymał tez mówienie o miłości. czuje się w takim razie podwójnie zaszczycona i rada, że milcząca czytaczka zostawiła słowo, a strasznie mnie cieszy, że lubi klimat tego miejsca. ja chyba też, bo tak czy siak ciągnę ten blob wśród pomstowania, prokrastynacji, gnuśnictwa i zwątpień. a słowo mówiące mi, ze ktoś tu w ogóle jeszcze zagląda, chyba utrzymuje mnie na powierzchni. dziękuję! :))
OdpowiedzUsuńJa zaglądam bardzo:))). Sama nie bloguję więc może przez to, niewyrywna w komentowaniu jestem.Prokrastynacja to moje drugie imię, choć w sumie, dopiero od niedawna wiem, że moje latanie jak poparzona ze wszystkim na ostatnią chwilę się tak szumnie zwie:))
OdpowiedzUsuńHa! ja się pod koniec czerwca na jakimś szkoleniu nauczyłam słowa rezyliencja :D
OdpowiedzUsuńCieszę się z zaglądania i szastamwusz!