Sezon tęcz i chłodnego światła mówi, że za rogiem domu jesień oparła już plecy o ścianę i obserwuje żurawie. Lada chwila opuszczą nas bociany, jeśli zdecyduję się na wyjazd, przegapię ten odlot, zazwyczaj go przegapiałam. Niziutko, tuż nad przyciętą grzywką trawy, pełznie nostalgia, że kolejne lato za nami, że znowu skalista planetka obiegła dookoła naszą najbliższą gwiazdę, najdłuższa nasza podróż. Skończyłam czytać Wytrąconych z milczenia Magdaleny Grochowskiej. Piękna książka, która zgromadziła kilkanaście interesujących i ważnych postaci. Pisze o nich Magdalena Grochowska z czułością, ale nie tracąc dystansu. Nie potępia, nie winduje na piedestał, stara się zajrzeć za parawan i odszukać, skąd bierze się ten blask, to dziwne, czasem niepokojące, pulsujące wokół portretowanych światło. Nie ma dłużyzn, język jest giętki i potoczysty, swojski, a ładny i elegancki. Niczego więcej tej książce nie trzeba.
Ukorzeniam róże, z trzech badylków będą ludzie. To biała, cmentarna, kwitnąca pysznymi kwiatami i obłędnym zapachem. Z płomiennopomarańczowej niestety znów nie dało się wykrzesać skry, już kolejny rok opiera się ze wszystkich różanych sił. Pakujemy lato do słoików z ogórkami, kisimy je na zimę, kiedy będą nam potrzebne siły witalne w walce z armią drobnoustrojów i brakiem światła. Nadajemy temu latu smak czarnej porzeczki, liści wiśni, zapach kopru, czosnku, surowość chrzanu i krzepkość dębu. Solimy łzami za przemijającym, jedna łyżka na litr wody, ileż to się trzeba napłakać.
Na krzaczkach umęczonych dźwiganiem, rozsiadają się pomidory, kwitną i pachną floksy, zarozumiałe pelargonie wdzięczą się do motyli i pszczół. I najważniejsze, papierówki, doroczne nabożeństwo smaku, na które czekam jak się czekało pierwszej świętej komunii. Iść pod drzewo, nadstawić dłonie, a oberwać jabłkiem w głowę, może być i tak, zwłaszcza kiedy drzewo się otrząsa z wiatru, jak pies z wody. Stara papierówka zna mnie od dzieciństwa i ja ją znam, ważne i piękne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz