niedziela, 11 lipca 2021

dzieląc ścianę z rojem

 Rapatapa, mam nowy sprzęt, nie mam starych danych. mam nadzieję, że to stan przejściowy wszakże, bo właśnie mostek okazał się dziwnym zrządzeniem losu niedopasowany, a więc czekam na nowy. I z jednej strony to uwalniające, z drugiej byłoby mi szkoda zdjęć i wierszy, nie tylko moich, rzeczy, na przykład tych z nieistniejącego już digartu, a także głupotek pisanych wspólnie z przyjaciółmi. Na razie jednak działam na carte blanche. W międzyczasie tak zwanym zdarzyło się kilka anegdotek, na przykład taka, ze w mojej ścianie zamieszkał rój. To żadna metafora, rój jest prawdziwy, pszczeli, wlatuje przez mały zewnętrzny otworek po śrubie  i dzieli ze mną ścianę mego pokoju bucząc i brzęcząc 24 godziny bez przerwy, na szczęście ze zmienną intensywnością. Najbardziej niepokoją się w dni deszczowe i przy spadającym ciśnieniu. Nocą zdecydowanie najlepiej da się wyodrębnić królową, która z mojej ludzkiej perspektywy brzmi jak pewien przywódca rzeszy szczekający swoje przemówienia na wiecach. 

Zakończyłam tez rok szkolny i od uczniów otrzymałam nagrodę, która jest mi cenniejsza niż wszystkie inne - a taka właśnie





A na skutek zgłoszonej do dyrekcji zdecydowanej opinii, że powinien nauczycielowi przysługiwać deputat w postaci miski do moczenia stóp pod biurkiem (w mojej klasie było, bagatela, trzydziestu czterech celsjuszów), zastałam o poranku taką oto instalację przy moim stanowisku w pokoju kaźni.





Kolejna anegdotka jest taka, że   mój punkt szczepień według informacji mapy gugla, znajdował się pod adresem domu pogrzebowego, a że pojechałam tam prosto z pogrzebu sąsiada, byłam nawet stosownie na te okoliczność ubrana.

Sporo w tym czasie nie czytałam, bo aura i koniec roku, ale ładną książeczkę jedną pożyczyłam od Ziny  i zalałam deszczem, właściwie on ją zalał, bo zostawił na huśtawce w połowie imprezy (Zina nie deszcz) i nie pamiętaliśmy, że tam jest (książka, nie Zina), dopiero rano. Książka Mariany Leki, Sen o okapi (tłum. A. Walczy) to taka ładna książka na zimowe popołudnie, ciepła, wzruszająca, czuła i z humorem. Koniecznie trzeba mieć do niej herbatę i koc, i przynajmniej deszcz za oknem, i krążek światła ze starej metalowej lampki. Kiedy Selmie śni się okapi, ktoś umrze.

Arcymistrza pióra  Otę Pavela znacie i ja znam i nadal kocham się w jego pisaniu, i nadal nie mogę się nim nazachwycać, jak on to robi, a także, wiadome, jak pięknie robi to też jego tłumaczka Justyna Wodzisławska. Tym razem przepiękna poezja opowiadań z Bajki o Rašce i innych reportaży sportowych.

Przepełzłam przez komiks Trawa autorstwa Keum Suk Gendry-Kim (tłum. Łukasz Janik), który to komiks na pewno jest ważną rzeczą, bo mówi o strasznych rzeczach dotykających ludzi pozostających pod okupacją Japonii w pierwszej połowie XXw, ale jakoś przeszedł tak ponad moim czuciem, nie zagłębił się w skórę.

A jeszcze Jakubek  wydał znakomity tom Ilha Formosa z wierszami dotkliwymi, złapanymi w  kadr kartki mikrobańkami obejmującymi swoistą perysferą cały świat, z dykcją typowo jakubową, coraz to z każdym tomem dojrzalszą, bez zbędnych doobrazeczków, fintifluszek. Wiersze Kuby odciskają osobowość świata na wilgotnej jeszcze kartce, wypowiadają zdanie, wypowiadają cichą wojnę, wypowiadają ciepłe posady rzeczywistości. I jeszcze świetne ilustracje. Jeśli nie czytaliście, poszukajcie tomu

tymczasem z niego wierszyk, z którego  zrobiony został taki ciekawy klip:


A jak już przy tomikach, to ten, chyba już mogę powiedzieć, bo mój najlepszy i najcierpliwszy z redaktorów Janek Baron rzekł to był publicznie, że Kreaturia już na wyjściu z  progu

https://www.facebook.com/105633704239778/photos/a.105729500896865/353945576075255/

i to na razie tyle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz