poniedziałek, 19 lipca 2021

przetańczyć całą noc

 No i wew łikend przetańczyłam. W Sieradzu. Salsą. Na czterdziestce kumpla. Ach, było gorąco (bo było gorąco jak cholera) i było ogniście. W ostatnich czasach bardzo brakuje mi tańca i choć tańczę sama w domu, na tej imprezie przypomniałam sobie, że taniec ze świetnym partnerem to jest jednak zupełnie inna para lakierków. Poczucie w tańcu nie ma sobie równych, to jest jak romans z całym światem, podróż przez najróżniejsze opowieści i przyjemność dotyku i piękno pracy mięśni i w ogóle ach och ojeju.
Od rana dodatkowo dorwałam się do Netflixa i na ogromnym tivizorze obejrzałam czwarty sezon Lucypera, do którego w domu nie mam dostępu. Naigrywania chłopców i dogryzki wsiąkały tuż za oparciem kanapy, więc ignorując je z kamienną twarzą, obejrząłam Lucypera od A do Z, co w pewien sposób uratowało mi jakąś część zdrowia w pierwszej połowie doby. Co prawda fragmenty fabuły trochę mi znikały, kiedy chłopcy przychodzili się ze mnie natrząsać lub usiłowali mnie ściągnąć z kanapy i zaciągnąć do obszaru alfa, ale zasadniczą opowieść wyłapałam, czyli barzo dobrze.
Łikend był przedni, Grzech wytwarzał jakieś srogie rzeczy z wyrafinowanych mięs, mieliśmy w pokoju lodówkę napełnioną rzemieślniczym piwskiem i prezentację jak się je tworzy, mieliśmy dobrą muzykę, dużo przestrzeni, mieliśmy poczciwe towarzystwo przyjaciół i nowych znajomych, mieliśmy wiele durnowatych rozmów i tych poważniejszych też i oderwałam się trochę od domowej rutyny. No i przetańczyłam całą noc, uch! 

(Piękni czterdziestoletni. Sieradz 19.07.21)

Dziś zaś skanując artykuły, wypowiedzi i opinie oraz wpatrując się tępo w obraz na ścianie, znalazłam taką myśl, że z wyglądem naprawdę nie trzeba się aż tak wiele starać, jeśli ma się dostatecznie dużo cirzpliwości (wyraz jest warmijski). I oto wszechświecie, (werble, kastaniety i jeden tamburynek) nadchodzi mój czas! Gwiazdy nie malują się, gwiazdy nie farbują włosów pozwalając sobie na siwiznę, a Gillian Anderson przestała się interesować dokąd sięgają jej piersi i rezygnuje ze stanika. Ha, wystarczyło poczekać aż moda dotoczy się do tego miejsca, a w poczekaniu i zobaczaniu co będzie jestem znakomita. (równie dobrze rozwiniętą mam jeszcze funkcję zaniechania). Śmichy chichy, ale to dobrze, że świat trochę odpuszcza tej części, że lżeje nacisk na perfekcyjny dostosowany do kreskówkowych standardów wygląd, że daje trochę oddechu przede wszystkim młodym dziewczynom, że nie muszą aż tak bardzo, że mogą zaoszczędzony czas poświęcić na inne atrakcje (diabolicznie przychodzą mi na myśl atrakcje z mojego czasu młodzięctwa, które to nie wszystkie są do polecenia młodym osobom i starym też nie, a których i tak wcale a wcale nie żałuję), a starym dziewczynom niesie niejaką pociechę w tym i tak dostatecznie trudnym procesie obserwacji i akceptacji swojego starzejącego się ciała. Co prawda młodość uwielbia kontestować, więc z drugiej strony może wywindować  oćwiczanie swojej urodziwości  na taki poziom, że będzie można z niego zjeść śniadanie w jonosferze, ale to już niech tam, ważne, żeby było miejsce dla wszystkich, poziomych i pionowych, a także ukośnych, żeby świat obejmował swą łagodną łapą i pozwalał ludziom patrzeć w lustro bez smutku, a w szczytowym nastroju z radością i  zachwytem.


I wiem już jak wyglądać będzie mój tomik Kreaturia. Kolaże Ósmego są ekstra, wiedziałam, że to on powinien zrobić obrrazki do tegoż

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz