wtorek, 5 stycznia 2021

mumusły i gusłany

 Hohohoho Michael Chabon kolejny raz wielki szacun, Telegraph Avenue przeciąga przez świat winyli i mętlik ludzkich uczuć, relacji oraz wielką gangsterską tajemnicę, która, a tu już sobie dokończy ten kto przeczyta. Świetny, cholera, pisarz. Stawiam go obok Pynchona w ośrodkowym indywidualnym poczuciu wewnętrznym i chyba tłumacz Krzysztof Majer trochę też.




Mam tu za oknem cały dzień regularną śnieżycę, że nawet opatę do odśnieżania wytargałam, nieroba jednego z szopy i natychmiast wcisnęli mi się na jej miejsce pasterze, bo nie może być pustki w tym najdziwniejszym ze światów. Pustki najwięcej jest w atomie, ale kto tam widział atom.
W domostwie gwiździ i piździ, taki urok zabytków i zbytków, że kiedy wiatr wieje od strony okna, a ponieważ każdy w domostwie ma jakieś okno, zawsze komuś w kufer nagwizda. Na katary od tego glacjału siorbię więc parzony imbir i napawam się uwalnianym z parowniczki eukaliptusem zmieszanym z sosną. Kot miał dziś 4 podejścia do wyjścia i zrobił cztery nawroty, za piątym razem przemógł się i pokicał jakieś pół godzinki  w zaspach, po czym wrócił, opieprzył mnie i śpi na stanowisku, czyli większej połowie wolnego miejsca mojego biurka. 

W moim mechanizmie zębatym to jest tak, że nie bardzo umiem robić wiele rzeczy na raz, to znaczy umiem, ale męczy mnie to tak strasznie, że po pierwsze primo, odczuwam poduszkę napchaną toną pierza w mózgowiu, po drugie primo się denerwuję i w związku z powyższymi po trzecie primo się gubię i do chaosu pierwotnego dołączam rozszerzenie trzeciego poziomu. Dlatego kiedy pracuję zawodowo, ograniczam pracę z mamcią do niezbędnego, przy czym trawią mnie wyrzuty sumienia i w związki z nimi wkurw wewnętrzny i depresyjne poczucie klęski, bo matka powinna być bliższa ciału niż inne koszule, gdyż jest tylko jedna i to z kolei rozprasza mnie podczas robót i tak dalej w kieracie obłędu. I kocham mamcię naj na świecie, ale po a - uwielbiam swoją profesję, po b - żeby ją zmienić musiałabym nasprawić jazdę pojazdem, alors fiasko we wstępniaku. Więc teraz, ale teraz kiedy mam kanikułę, poświęcam większość czasu domostwu i mamostwu, a jest co robić, bo mama nieoćwiczana zapada się w senność, melancholię połączoną z bezgranicznym smutkiem, zwątpieniem i niestety afazja bierze górę i dekonstrukcja wygrywa mecze. To my sobie teraz z mamcią śpiewamy, opowiadamy historyjki, trenujemy historię rodziny i sąsiadów, gimnastykujemy i wytwarzamy zróżnicowane i bogate w manę jadło. Niestety poudarowe i pourazowe szkody w mózgu i ciele osiemdziesięcioośmiolatki są nieodwracalne i każda obsuwa w treningu woli, siły i wszelkich innych sprawności harcerskich skutkuje regresem. Dlatego cieszę się, że są te ferie i jakoś tak staram się je wykorzystać na pobycie razem, nie obok siebie, jeszcze zanim wielka łapa zmiecie kolejnego pionka z tej dziwacznej szachownicy drobnych opowiastek, ale to jeszcze nie dziś i jeszcze nie teraz.



Ach, i zdałam egzamin z pierwszego semestru podyplomowych z wynikiem mi bliżej nieznanym, gdyż otrzymałam mail z informacją, ze oto przeszłam na semestr drugi i chciałam już napisać, że z nauką własną mam spokój do lutego, ale zadumałam się, że to nie będzie ścisłe, bo co jakiś czas strzela mi do głowy nowy pomysł i pisząc te słowa właśnie skonstatowałam że przegapiłam 2 szkolenia online zapominając sprawdzić mroczne i dzikie ostępy gie-maila.

A w chałupie mam dzisiaj 17 stopni Celsjuszego



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz