Tak własnie należy, uczono mnie od zawsze w domu. Nadstaw drugi policzek, odpłać miłością, jeśli dajesz, oddaj co najlepsze. I nie, mój dom nie był jakiś tam ultrakatolicki, wręcz przeciwnie, cechował i chyba cechuje go radosny eklektyzm wszelkiego rodzaju myśli, idei, filozofii i umysłowego bezhołowia. Chyba najbardziej za sprawą taty, który był wielkim idealistą i wolnomyślicielem (zresztą świrnięta moja rodzina i przyjaciele też). I ja jestem niestety idealistką (tak wiem, w tej chwili tow. Radwański zaciera ręce z uciechy i nie mówi mi "aniemówiłem"). Często też zamartwiam się, czy kogoś nie utrąciłam, nie popchnęłam, nie rzekłam fałszywego słowa, nogi nie podstawiłam z powodu zazdrości o ładniejszy kucyk, naklejki nie ukradłam zostawionej samotnie na stole, bez zupełnej opieki, nie napisałam czego, co później przeczyta wujciotkabratmęża i się obrazić może, że to o nim, choć nie o nim to - jednym słowem (sic!) - cierpnę za miliony.
Ileż to razy starałam się naprzyglądać rzeczom z każdej możliwej strony odrzucając własną - "bo ja na pewno patrzę przez pryzmat ukrzywdzenia", więc z góry to odrzucałam, jako nierzetelne.
Kiedy dostaję od życia po łbie, najczęściej mówię sobie i światu, to nic, to nic, to tylko we mnie tkwi szkopuł, na pewno to ja. To ciągłe obarczanie się winą za świat, za innych, za to, że ktoś okazał się draniem, za zdradę przyjaźni, za źle wykonaną pracę, za...
A wewnętrzne ciśnienie niepostrzeżenie rośnie, coś z tyłu głowy mówi od dawna - hej, ty, w tych dziwnych skarpetach, to chyba nie do końca tak, przecież nie możesz być aż taka zła, aż taka głupia, aż taka złośliwa, nie możesz być aż taka winna za to wszystko, co się staje. Niby mówi, a się tego a priori nie słucha, nie słucha się siebie i się sobie nie wierzy, sobie, która to sobia jest właściwie najbliższa i winna być najdroższa
Dość powoli to trwa, ale postępuje we mnie świadomość, że jeśli ktoś cię zranił, skrzywdził, nie powinien raczej oczekiwać od ciebie, że przyklaśniesz, że będziesz wielbić imię jego i nikomu o tym nie opowiesz, o swoim bólu, o rozczarowaniu, o smutku. Że masz prawo do tego, by nawet to wykrzyczeć - nie z zemsty, tylko z bólu, nie po to, żeby zranić, a dlatego, że to ty zostałeś zraniony, że masz prawo pokazać swoje uczucia i własną wersję zderzeń. I przestań do cholery tłumaczyć innych, że może to dlatego, a może tak wyszło, a może to ty...
Tak jak my bierzemy odpowiedzialność za to co robimy innym, tak samo ktoś ją bierze, nie jest upośledzony, nie może oczekiwać, że będzie kochany za posłanie zatrutej strzały. Przypadek, niechcącość objawiają się zupełnie inaczej, potrąconym przypadkowo lub niechcący mówimy przepraszam, czasem otrzepujemy z kurzu, okazujemy, że to niespecjalnie. Wszyscy wiemy co czynimy (no, może poza wariatami, ale to już ciężko rozpoznać w tym najdziwaczniejszym ze światów)
I to tak w kwestii wszelkiego co się wokół mnie, nas teraz dzieje - ofiar domowej przemocy i przemocy ulicznej, LGBT, uchodźców, innowierców, niewierców, zdradzonych obywateli, szykanowanych sąsiadów i zwykłych zranionych serc.
*
Kurna, a to mię naszło, ale to chyba dlatego, że często marudzę w kołnierz, że ja ciągle takie sielskie pocztóweczki piszę z mojego ogródeczka i że ciągle nic ważnego, że nie zajmuję stanowisk w tekstach, no i chyba jakoś tak. Ale to, że lubię sielskość nie oznacza, że ja o takich rzeczach nie myślę - ciągle myślę, tylko nie potrafię później zapisać z pamięci. Zostają mi jakieś szczątkowe dwie myśli na krzyż i nie ma z czego zrobić postu. Dlatego przybiegłam pędem z podlewania pelargonii, żeby ucapić to, co mię się myślało przy tem. I o, jaki zaangażowany wyszedł był, hm.
*
na zachowanie sielskości pokażę urbi et orbi ogród, o którym Agat ostatnio powiedziała słodkie mi słowa, że jest to najzaczarowańszy ogród jaki widziała. A dokładniej pokażę jak się czuję w ogrodzie w dniach prześwietlonych słońcem, sielalalana, nie? Chwalę się, bo lubię i mogę
*Uwaga wpis zawiera lokowanie produktu oraz treści kryptoekologiczne
W dodatku bardzo udatnie można tu poczuć (Jackiewicze przekonali się na skórze własnej), jak wiele dobrego chłodu w czasach upału robią drzewa i krzewy. Ogród mój posiada połacie słońca, dobrego wilgotnego cienia i miejsc światła przefiltrowanego dla tych, co nie lubią ani tak, ani siak.
W dodatku miejsca te zmieniają się i zamieniają oświetleniem i temperaturą w ciągu doby i roku, co jest wielce magiczne i przyjemne, kto był, siedział pod jabłonią lub w alejce bzowej, ten wie.
I roślinom wcale nie przeszkadza, że plewię chwasty raz na ruski miesiąc, mam wrażenie, że jest wręcz naprzeciwko
a tu czeka na nas kolejne drewno, ale to jutro...