Na dworze piekło i swędziało, w chałupie piekło i szatyni, przechadzamy się, niczym starożytni w zaimprowizowanych togach z prześcieradeł, płóciennymi prześcieradłami wykładamy fotele i wszelkie puchate elementy . W znoszeniu upału mam dwie strategie - jeśli jesteś na dworze, idź, nie zatrzymuj się, jak się zatrzymasz, kaplica. Idź aż dotrzesz do wody, dopiero w niej się zatrzymaj. W domostwie odwrotnie, nie ruszaj się, spędzaj czas na gwiazdę nie dotykając żadną częścią siebie żadnej części siebie ani części innego stworzenia przede wszystkim puchatych kotków (na szczęście ta wersja i tak rozwiązuje się sama, bo żaden puchaty kotek o zdrowych zmysłach nie przytuli się w tym kręgu piekielnym). Jest przed południem, a ja rozpustnie popijam napój z lodu, soku pomarańczowego i białego wytrawnego wina rozkosznie drżąc pod ciężarem grzechu. Jest wakacjusz. jeszcze co prawda mus do szkoły na ostatnie roboty, ale jest wakacjusz i już wiadomo, się zaczyna kończyć.
W łikend pani mama skończyła lat dziewięćdziesiąt, a więc były tańce hulanki swawole i pół setki rodziny oraz przyjaciół, tak więc natargalim się z przygotowaniami jak woły, ale już jest posprzątane, naczynia upakowane na powrót w szafach i zdychamy. Było warto, bo było fajnie, nawet najzupełniej przypadkiem napatoczył się mój były wieloletni narzeczony, który pomimo rozstania, jest bardzo w rodzinie lubiany i zawsze witany radośnie. Sprzątanie po takiej imprezie w upale to wyrafinowana kara boska i tak sobie na uboczu czaszki wspominałam, że kiedyś takie na przykład wesela robiło się domowym sposobem, że wszystkie matki, ciotki, sąsiadki, dzieciaki ganiały jak w ukropie mieszając, myjąc, donosząc, siekając i waląc ścierkami gdzie popadnie, a faceci zajmowali się mięsem, ustawiali stoły, liczyli wódkę i takie tam. A w trakcie trzeba to było wszystko podawać, przezmywać, odgrzewać, a później jeszcze poprawiny i na koniec wisienka, czyli sprzątanie, pranie i doprowadzanie obejścia do stanu użyteczności niepublicznej. jeżi, straszliwy szacunek.
Z zabawnych wydarzeń, moja siostra mnie pyta dziś, czy mam antyperspirant, ja na to, że mam i przyniosę. Błysk w oczach siostry i nieśmiało pyta - a tak z ciekawości, to co jest w tym słoiczku z szarą substancją? Ja na to, że do zębów pasta z szungitem i białą glinką, taka do dokładniejszego oczyszczania z kamienia. Aha, mówi siostra, to ja się tym już pod pachami posmarowałam. No to wyczyścił sobie kamień pod pachami, wnioskuję.
Nocami, chyba z tego upału, śnią mi się jakieś dzikie fabuły, fantastyczne scenariusze, ale długo sobie nie pośniwam, bo z tego samego upału oraz przyzwyczajenia budzę się rano, a że mam wolne i nie muszę aż tak wcześnie, to budzę się o szóstej, ale i tak urywa mi najfajniejsze końcówki, dziś na przykład z jakąś grupą ludu wyprowadzaliśmy się ze zniszczonego nadmorskiego domku w stylu Albanii i trzeba było zostawić dokumenty, a więc otwieram dwusk4rzydłowe drzwi, a tam z rozwartymi ramionami wita nas ksiądz. pakuje te dokumenty do komody, zamyka na klucz mówiąc - tu będą bezpieczne, a następnie srodze łomocze tą komodą by pokazać jak bardzo nikt jej nie otworzy. Pech, ze za komodą, która nagle jest wersalką pani mamy tylko mocno przedłużoną, stały chorągwie, wiecie, takie kościelne procesyjne. No i te chorągwie się poprzewracały pokotem, a że były składane, musieliśmy je poskładać do kupy, co wcale nie było proste, bo na przykład pamiętałam, że pierwsze drzewce należało do granatowej chorągwi szamerowanej złotem, ale ksiądz uparł się, że nie, gdyż to od tej chorągwi z muminkiem i bęc nawleka wielkiego mumina na szaro-błękitnym tle, a następnie nabija mu jeszcze oczka-napy, które mają umocować dokładniej chorągiew. Nie da się tej całej absurdalnej chorągwianej sytuacji opowiedzieć, bo tam są splecione barwy, wzory, łamigłówki, ale obudziłam się i nie wiem, czy poskładaliśmy wszystkie.
Post zaczęłam pisać rano, a kończę wieczorem i na horyzoncie wisi już sugestia, ze może coś popada, ach gdybyż!
No i mus zrobić nalewki, dziś nastawiłam lipową i łzy chrabąszcza,a jeszcze jakieś dziesięć słojów z poprzedniego roku czeka na zlanie, oj wusza wusza, a zamiast robić, leżę. Dobra, trochę robię, ale jak mucha w smole
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz