Wakacjuszy nie trzeba reklamować, się wie, jesteśmy niemal wszyscy stworzeni do emerytury, ale dziś przeciągnęła mnie rozkosznie ta myśl, że oto nareszcie mogę bez skomplikowanych wielowarstwowych wyrzutów sumienia, czytać se, leżeć se, nie robić se nic istotnego poza ogarnięciem domostwa i istot jego, bo tu akurat wolnego nie ma.
W związku z powyższym, nadal na fali Wiolkowych ogólniackich poleceń, przeczytałam w końcu jeden album Przygód Tintina - Krab o złotych szczypcach, Herge (przeł. Marek Puszczykowski). Rzeczywiście, całkiem sympatyczny komiks, choć musiałam trochę akomodować wrażliwość odnosząc niejasne wrażenie, że trochę się z nim do siebie spóźniłam, ale kiedy to wrażenie zlokalizowałam, poszło gładko. Miękka, prościutka kreska, gładkie, płaskie obrazki dają dużo przestrzeni w okienku. Bezwzględnie cudowny jest Miluś, pies Tintina, który odzywa, czy raczej odmyśla się rzadko, ale z brawurą (oczywiście nieuchronne skojarzenie ze smokiem Kajka i Kokosza). Mam tylko jeden tom, ale orientując się po okładkach i tytule serii, chyba się nie zmylę, jeśli rzeknę, że przygoda jest tu nadrzędną narratorką, zaś Tintin uroczo dobrze wychowany, pracujący w towarzystwie dwóch uroczo staroświeckich detektywów gamoni, ciągle popada w jakieś kałabanie. W krabie... czynnikiem wciąż mieszającym bohaterowi szyki są nie złoczyńcy, a kapitan pijanista, przy czym przekaz jest oczywiście jasny, bo największym wrogiem marynarza nie jest bynajmniej srożąca się nawałnica ani spienione fale walące na pokład i unoszące wszystko, co napotkają; ani nawet podwodne rafy kryjące się perfidnie tuż pod powierzchnią, zdolne rozorać kadłub statku na całej długości... Największym wrogiem marynarza jest alkohol! (Przygody Tintina. Krab o Złotych szczypcach, Herge)(czy nie przypomina nam się As z Hydrozagadki?) To ostatniostronicowe wystąpienie kapitana jednak nie kończy książeczki, pointa jest nieco inna, obczajcie sobie, jak wam się zechce
A żeby lato nie było jakieś za bardzo zabawne, przeczytałam dziś rano jeszcze Niewiedzę Milana Kundery (przekład Marka Bieńczyka) i ja lubię Kunderę, to się nie czepię, nawet do tego, ze jest to jeden z najsmutniejszych pisarzy świata (pod pachę z Bukowskim). Książka jest dla mnie takim studium tytułowego słowa, a rzecz rozgryza, a jakże, w samotnych serduszkach głównych bohaterów. Samotność. To słowo często powraca. Usiłował je przestraszyć, kreśląc przerażającą perspektywę samotności. Po to, by go kochały, wygłasza im kazania niczym ksiądz: poza uczuciami seks jest pustynią, na której umiera się ze smutku. ( (Milan Kundera, Niewiedza), a bo przecież nawet Arystotel zauważył, że Omne animal post coitum triste est , choć dodawał praeter gallum, qui post coitum cantat
A tu Globus i Jozafata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz