Tralala, zimowe przesilenie, mniej ranne wstawanie gdyż dobra strona zdalnego oćwiczania młódzi jest taka, że nie muszę drzeć na przystanek pod gwiazdami. A skoro mniej ranne wstawanie, to i świt mnie cmoknął w oko, i to skrzypienie, szacowny i wiekowy wszechświecie, to poranne skrzypienie śniegu zdrętwiałego z powodu całonocnego leżenia, i ten rozwijający wściekle kolorowe ręczniki świt, i te gwiazdy na nieumytych oknach mojego domostwa, to, czcigodny wszechświecie, jest jawne twoje kurestwo, gdyż wytrąca mi z zaciśniętych zębów kijek i nakazuje rozciągnąć pysk w całkiem niesygnowanym przez Międzynarodowy Komitet Do Doła, uśmiechu.
To jest wszechświecie jawne draństwo, że człowiekiem szamoczesz to w zad, to na łeb na szyję, jakby nie można było krok za krokiem sobie, ścieżynką, dróżeczką w tym śniegu wydeptaną, drążyć.
A poranek ten i dzionek cały, w tym słońcem, niebem, tym mrozem, z tym sypiącym co jakiś czas śniegiem zrobiłeś chytrze, wszechświecie, w dniu, w którym kurew mać mam ośm lekcji i pedagogiczną radę. No bomba.
Kiedy skończyłam pracownicze rytuały, to się pierzyna w górze rozpruła i na mą rozognioną, rozochoconą tym jeszcze niedawnym pięknem, które przesiedziałam przed kompem, gębusię, posypały się, dzie tam posypały, pieprznęło mnie w pysk zimowisko i zamieć. No dzięki.
To jest wszechświecie jawne draństwo, że człowiekiem szamoczesz to w zad, to na łeb na szyję, jakby nie można było krok za krokiem sobie, ścieżynką, dróżeczką w tym śniegu wydeptaną, drążyć.
A poranek ten i dzionek cały, w tym słońcem, niebem, tym mrozem, z tym sypiącym co jakiś czas śniegiem zrobiłeś chytrze, wszechświecie, w dniu, w którym kurew mać mam ośm lekcji i pedagogiczną radę. No bomba.
Kiedy skończyłam pracownicze rytuały, to się pierzyna w górze rozpruła i na mą rozognioną, rozochoconą tym jeszcze niedawnym pięknem, które przesiedziałam przed kompem, gębusię, posypały się, dzie tam posypały, pieprznęło mnie w pysk zimowisko i zamieć. No dzięki.
A teraz jest wieczór i przychodzi mi taka myśl, że może by się przekraść na paluszkach do biblioteki i zanim mój mózg się zorientuje, coś posprzątać. No bo zaraz wielka rodzinna gala, a domostwo chyba od upadku cesarstwa zachodniorzymskiego trwa nieporuszone pod panowaniem kurzu i pająków. Więc tak sobie knuję co chwila pógębkiem kresomózgowia, że może cała reszta się nie zorientuje, że ja na tych paluszkach ze ścierką, że jak już przeciągnie się rozkosznie i rozprostuje zwoje, to reszta organicznego opakowania już będzie w ferworze albo nawet w połowie i mus będzie dokończyć przynajmniej jeden pokój przed bigosem, dzięki czemu na zrobienie bigosu uzyskam, jeszcze trochę czasu. Ale nie, gadzina siedząca pod stosunkowo nowym nabytkiem mózgowia, od razu się orientuje i bądź tu mądry, pisz wiersze. Tia, tylko, że z czego?
Jako ilustracja, mamcia w postaci renifera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz