Zapach wilgotnego majowego zmierzchu ma niewielu konkurentów, ślizgają się we mnie nuty skoczne i rzewne, lilaki rzeźbią swoje glissanda w mojej pamięci tkankowej, jabłonie delikatnie zawodzą w nucie głębokiego serca i lekko otumanione gasnącym światłem dźwięczą wszystkie głębokie trąbki zieleni. Idzie noc, nasuwa się z góry, jak cyrkowa kopuła, odcinając drogę błyskającym ostatnimi siłami ognikom tlącym się jeszcze bladym różem i wiotkimi błękitami na warstwie wełnistych chmur. Idzie skołtuniona, deszczowa, majowa noc, zawiesza pod okapem dachu krzyżyki jaskółek, uwalnia stłumione głosy nocnego lelka, uwalnia najdziwniejsze sny.
A sny biorą mi się ze wszystkiego, z Opowiadań Borgesa (w przekładach najróżniejszych - Z.Chądzyńska, A. Sobol-Jurczykowski, K.Piekarec, K.Wojciechowska, S.Zembrzuski), z Rozmów Poufnych Bergmana (w przekł. H.Tylwhe), z opowiadań Neila Gaimana - Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty zapalne (przeł. P.Braiter), nawet z nowego tomu Fistaszków się biorą. Sny przedziwne, majowe, duszne, rozsypujące się na granicy poranka. Trudne do uchwycenia, trudne do wybudzenia. Taki to miesiąc. Takie to książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz