sobota, 22 maja 2021

Mahalo, panno Lalo

 O czym dziś ci opowiedzieć światku, cisną mi się bryliony rzeczy na usta i wszystkie z nich blokuje triumirat zawarty przez niepewność, poczucie słabości i prokrastynację, trzech wielkich cezarów bezmocy. Opowiem więc wspomnienie.
Straciłam w życiu to i owo, niektóre rzeczy zajęły mnie bardziej i wydawały się ważniejsze niż inne, czasem to wrażenie było mylne. Wczoraj przy okazji matczyskiej kąpieli, myślałam o mojej zmarłej siostrze Lali. Myślę o niej co jakiś czas, ale czuję, że pierwszy raz dorosłam do miejsca, w którym chciałabym się jej wyspowiadać. Najstarsza i najmłodsza, dwie ukochane siostrunie do pewnego momentu - mojego czasu wykluwania się do dorosłości, a jej brzemienia alkoholizmu. Zawsze była gwiazdą, nie w ironicznym znaczeniu, była swobodna, piękna, serdeczna, utalentowana, z tyleż wielką inteligencją, co buntem. Poczucie humoru nosiła w małym palcu, robiła rzeczy, bo je chciała, a nie bo tak trzeba i to chyba zaczęło ja rozbijać szarą o rzeczywistość. Fizyk, który zajął się uczeniem, który zajął się kochaniem, której w szkole przydzielano najtrudniejsze klasy i z których to klas robiła światło. Mekka, do której my, ja z moimi przyjaciółmi studenckimi, udawaliśmy się, jak do guru. Nasz lokalny Woodstock, nasza opieka i głos z humorem oswajający rzeczywistość. To Lala i jej mąż Andrzej, również fizyk i informatyk, a przy okazji muzyk multiinstrumentalista, tak naprawdę wyjaśniali nam te kwantówkę - mnie i Aniet, mojej przyjaciółce, a my niosłyśmy dalej do akademika ziarno zrozumienia. Kiedyś przyszłam do Lali i mówię, że chyba spodnie za długie mam, kazała mi stanąć na stołeczku i trzymając w kąciku ust ćmiącego się Radomskiego , bez uprzedzenia zaczęła ciachać te nogawki. W momencie, kiedy zdała sobie sprawę, że przód spodni, to inna sprawka niż tył, rzekła, o cholera, za krótko i  wycięła z tyłu nogawek zgrabne półkoliste klapki, a następnie obrzuciła całość ovelockiem. Za jakieś parę lat, takie klapki stały się trendem modowym.  Tworzyła cudowny, choć zabałaganiony i zarosły pajęczynami dom, w którym mieszały się graty i przepiękne rzeczy, drobiazgi tak smaczne estetycznie, że mózg od nich wybuchał mieszała z rozsypującymi się sprawami (to kolejna rzecz, w której czuję z nią wspólnotę) . Nie była szczęśliwa, moja siostra, wiedziałam to wtedy i wiem teraz. Wiele razy próbowała to powiedzieć, a za chwilę ukrywała, pod żartem, złością, zmianą krajobrazu. Dlaczego nie była szczęśliwa nie wiem, to właśnie mnie dręczy, że z przeróżnych powodów, nigdy tego nie zrozumiałam. Kochała męża i dzieci, bardzo, kochała nas, ale chyba nie czuła się rozumiana.
Wczoraj , wieszając ręczniki, poczułam się jakbym była nią, w dziwnym potrzasku, choć mam zupełnie inne życie, to w jakiś sposób, którego nie potrafię wyjaśnić, ono uwięzło podobnie. Tak wiele chciałabym Ci dziś Lalu powiedzieć, zapytać, dopiero teraz dorosłam do tego, trochę za późno. O jakiś koszyk orzechów włoskich.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz