28.08.16 (niedziela)
Przejeżdżałam przez Kętrzyn, byłam dwukrotnie w fabryce bombek (choinkowych, choinkowych), ale nigdy nie widziałam Kętrzyna, jako miasta. Ponieważ Izka podobnie, niedzielą słoneczną ruszyłyśmy na zwiad.
Przejeżdżałam przez Kętrzyn, byłam dwukrotnie w fabryce bombek (choinkowych, choinkowych), ale nigdy nie widziałam Kętrzyna, jako miasta. Ponieważ Izka podobnie, niedzielą słoneczną ruszyłyśmy na zwiad.
Dziwne to miasto, odnoszę wrażenie jakby znikało gdzieś za horyzontem. Jest zamek krzyżacki, są zabytkowe kamienice, są wieże ciśnień (wodna i kolejowa), jest budynek Loży Masońskiej, ale to wszystko wycofane, wpisane w garażowy klimat, jakby istniało za zasłoną, prześwitywało resztką sił. Tak właśnie mówi do mnie to miejsce, które wygląda na to, że po zniszczeniach wojennych (sporych niestety, bo stare miasto zostało spalone przez Sowietów) już nigdy nie wstało do pionu, kucnęło i pozwoliło schować się za brzydko skleconymi blokami, szopami i betonowym pierdolnikiem. A przecież jest tu rzeka Guber i czynny w urokliwym miejscu nad nią most kolejowy, jest amfiteatr nad Jeziorem Kętrzyńskim, są kamienice, które aż proszą się o ładne otoczenie i wszystko śpi w tym upalnym niedzielnym powietrzu. Nawet w knajpce mimo słodkiego młodocianego kelnera, tak jakoś biednie, smętnie.
zamek
osiołek przy budynku Loży Masońskiej
I jedziemy dalej
W drodze powrotnej Reszel, do którego obie z Izką żywimy wielki sentyment (każda z własnych powodów). O, Reszel to wie, jak się wdzięczyć urokiem cittaslow. Trafiamy akurat na Godzinę Żula, czyli miasto opanowane przez mężczyzn będących pod wpływem nie tylko słońca i dobrego humoru. Dobrodusznie nas zaczepiają i nie są to nieprzyjemne zaczepki pijanych w sztok, tylko raczej takie zabawne miasteczkowe pogaduchy panów siedzących przy piwku z kolegami na schodkach, panów zdażających na flaszeczkę lub zmieniających miejsce spotkania. Oprócz tych panów na ulicy ani żywego i trzeźwego ducha, dziwne, ale nie niefajne. Wędrujemy sobie starówką, a później parkiem pod zamkiem, ja na bosaka, bo panienka z okienka przyjechała beztrosko w butach na koturnach i z nich spadła na kętrzyńskim bruku wywichując staw w małym paluszku. Za karę do dziś odczuwam skutki własnej próżności.
i wieczorne słońce nad zmęczoną drogą
A na koniec nad Jezioro Luterskie w celu kapielowym.
ładny ten DSC_7023.JPG. i DSC_7022.JPG. kolory. kompozycja. światło. budzą ochotę pójścia po farby i pędzle.
OdpowiedzUsuńno własnie u mnie to się na ochocie kończy. a powinno na woli
Usuńno chyba że na bródno