poniedziałek, 5 września 2016

Turkotanie

Kiedy pociąg uciesznie turkocząc zmierzał w stronę morza, które powinno być, ale prawdopodobnie w Gdańsku nie ma morza, bo ostatnio Radwański był i nie widział, a ja już trzy razy nie widziałam po kolei, więc kiedy pociąg posapywał na zakrętach i trąbił na krowy kręcące mordą podczas kontemplacji popołudnia, wtedy ja wbita w kąt czytałam sobie książeczkę zabraną na tę okoliczność ze spadkowej biblioteczki po siostrze, a książcze na imię jest Krzywe ryło i autora ma ona o nazwisku Zdzisław Smektała, a ilustratora Andrzeja Czeczota, co bardzo jej swoistego uroku przydaje.
Zbiór to jest opowiadanek satyrycznych , które i teraz barzo pięknie mogą udawać tę najdurniejszą z możliwych rzeczywistości. Z początku irytowała mnie formuła nazbyt wyklepanego, ulepionego, utoczonego języka, nadmiar gierek słownych i absurd szyty czasem nieco zbyt grubą nicią, ale wraz z rozwojem liczebników w dolnych rogach kartek, albo zaczęłam przywykać do onego idiolektu, albo opowiadanka się rozkręciły. Jest więc o sztuce, artyście, śmierci, miłości, sporcie, polityce i dyplomacji, często zabawnie w dodatku, taką zabawą przez bibułę, że i trochę straszno i trochę śmieszno. Uśmiech tej książki  tworzy się raczej na kąciku ust jak bańka śliny kwasnej i ścieka jak na brodę, że trzeba go obetrzeć rękawem. Nie jest to przyjazny ciepły uśmiech, raczej konieczny, bo inaczej onej rzeczywistości obłaskawić nie sposób, nie mówiąc o jej przyswojeniu, zagoszczeniu się w niej. Ale oprócz satyry jest też tu poezja, co daje razem mieszankę w smaku specyficzną.

a później przeczytałam Konwickiego Rzekę podziemną, podziemne ptaki i Terra Nulla Wojciecha Altmajera, ale to inszą razą

2 komentarze:

  1. "rozwój liczebników w dolnych rogach kartek" - jak jedwabników

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano kiedyś hodowalimy jedwabniki w domostwie mem...
      piękne to byli czasy z sze4lestem posuwek i trzaskaniem morwy w aparacie gębowym gąsienic

      Usuń