Wstaję rano, jeszcze nieprzytomna, jeszcze zaklejona, jeszcze się chwieję, w kuchni czeka na mnie mama z paskudnym uśmiechem - spłuczka nadal nie działa. Wczoraj działała, dziś nie działa, tym razem zwrot przeciwny - nie chce spłukiwać. Klnąc więc pod nosem jak szewc i tym sposobem dodając sobie animuszu, rozkręcam diabelstwo i długo, długo oglądam, zawijając rękawy, ciskając klątwy w bliżej niesprecyzowaną przestrzeń, targam pływaczek, który wydaje sie być okamieniony po prostu, naduszam spust, ale kurestwo nie działa. Nie działa i już
Ciocia proponuje fachową pomoc wujka, więc mówię, że nie wiem, czy to coś da, bo spust niby chodzi, chyba, żeby może ten spust wyjąć, oczyścić, że może się coś przypchało , że może to, a może tamto. Dobra, niech przychodzi wujek!
Przychodzi wujek, oboje pochylamy się nad spłuczką, radzimy, głowimy się, ja demonstruję co i jak, w czym tkwi uraz, wujek patrzy, patrzy, patrzy i nagle z zainteresoaniem pyta - ale w czym problem? co nie działa?
- No spłukiwać nie chce, cisnę i cisnę, a nie spłukuje, mówię raz jeszcze cierpliwie i łagodnie
- No, ale przecież tu nie ma wody...
Wyborne!!!!
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się. Ja kiedyś wynalazłem rower, więc znam ten ból:)
OdpowiedzUsuńRety, no każdy może się pogubić tak rano ;)
OdpowiedzUsuńZofijanno, ryłam z tego z 10 minut : D
Janurzu, brachu! : D