Jakoś tak nie mam serca do czytania reportaży w wielkiej ilości, dlatego ostrożnie podchodzę do takich książek, sięgam z daleka i najpierw długo potrząsam bacząc, czy nie wypadnie z niej trawa, tytuń, czy kieł słonia. Czasem jednak nie wypada, wszystko trzyma się kupy i rzecz napisana jest przyjaźnie dla oka, ucha, umysłu. Do książek trzymajacych się kupy zaliczam Niewidzialnych, Mateusza Marczewskiego. Jakkolwiek w książce czuję aspiracje do przeniknięcia nieprzeniknionego i objaśnienia tegoż prostemu, białemu, choćby nawet opalonemu czytelnikowi, nie jest owa ambicja nieznośną, raczej czuje się ją w tle niż wrażoną palcemw oko. Plik wyjętych z kieszeni znoszonego plecaka odczuć i poczuć z podróży po kontynencie australijskim, próba dotknięcia sprawy aborygenskiej, zrozumienia jej, złapania w portret, czy raczej w coś, co portretem być nie ma.Płynnie i spokojnie prowadzi Marczewski czytelnika, nie szarpie, nie straszy, więc "lubię to", ponieważ sztuczki na emocjach, to rzecz niebezpieczna i łatwo popaść w dziwacznie powykręcany patos, dramat, czy zawodzenie. A tu dramat jest, dotknięty, pokazany ciszej, na tyle dobrze, by gdzieś tam został w środku jak cierń Spinario i drażnił.
Ps: Dostałam cholera kataru, a dopiero miał skończyć się ten poprzedni, no to jak!
Ps2: goanna to taka jaszczura, bardzo ładna zresztą. dokładniej to więcej niż jeden gatunek. goanny
niewypowiedziane
5 dni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz