szkic sytuacyjny:
od dwóch miesięcy wstaję o siódmej, wrzucam na nogi gumowce i pędzę w samej piżamie na dwór, nakarmić kury. przy każdej nadarzającej się pogodzie rytuał wygląda tak samo i bardzo nieprzychylnym okiem spogląda na niego mama bo "na pewno nabawię się zapalenia płuc albo czegoś gorszego".
dziś, prawdopodobnie w związku z pójściem do szkoły i obcowaniem z małymi zasmarkańcami, nabyłam kataru i kaszlu
Mama (triumfalnie): A nie mówiłam!?
:D
niewypowiedziane
5 dni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz