"Słońce raz po raz rzuca bumerangiem pogody na oślep. Jeśli trafi, będę jego skaleczonym ciepłym dzieckiem. Bumerang powraca, strąca deszcze, śniegi, mgły. Niekiedy leży zimny pod łopianem. Biorę go wtedy w ręce. Wydaje muzykę, dzięki której rosną liście, a chmury nad płochym lasem drewnieją. Mam niewiele lat i znamię na oku.
Przychodźcie do mnie wszelkie mrozy. Mam kolebkę dla was w jeziorze. Przychodźcie do mnie wszelkie błyskawice. Mam żłóbek dla was w paszczach kamieni. Przychodźcie do mnie wszelkie obłoki. Mam koryto dla was pomiędzy krowimi rogami. Przychodźcie do mnie wszelkie deszcze. Mam nieckę dla was z zakwitających młodością dłoni. Przychodźcie wszyscy, którzy macie polne lekkie głowy, wszyscy, którzy macie leśne nieostrożne prącia, wszyscy, którzy macie niebieskie kończyny służące wam do opowiadania bajek.
Miałem matkę i ojca, ale się pozamieniali. Miałem siostrę i brata, ale się nawrócili. Miałem siebie samego, ale z krawędzi świata się zepchnąłem. Siedzę teraz nieobecny w dołku, który pozostawiła ulewa. Wewnątrz cichych kamieni i liczę dni do końca świata. Wszyscy pracujemy w piecu życia. Obserwujemy drewnianą długą łopatę, którą Bóg wsuwa do paleniska i robi miejsce dla nowego życia. Nawet po śmierci jest nam ciasno. Dobranoc, śpij z Bogiem, dobranoc!"
Glosolalie. z książki Kazimierza Brakonieckiego - Światowanie
niewypowiedziane
4 dni temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz