Ci, którzy studiowali razem ze mną, na pewno świetnie pamiętają słynne połowinki, na które umyśliłam sobie posiadać długi niebieski włos. Z długością nie było problemu, gorzej z błękitem.
Aniet przyniosła mi wieść, że wobec braku niebieskiej farby w okolicznych sklepach, można ufarbować włosy korzystając z dobrodziejstw karbowanej niebieskiej bibuły i garnca gorącej wody. Istniały przesłanki, a nawet dowody, że świetnie działa to na blondynki.
Zatem dzień przed połowinkami, uzbrojona w ugotowaną niebieską wodę z kłakami rozgotowanej bibuły, wlazłam do akademikowego brodzika, by następnie wynurzyć się z włosami ufarbowanymi na smętny zielony i niebieskim do połowy czołem, takoż rękami. (blond to nie to samo, co myszaty)
Niebieski kolor bibuły nie dość, że elektryzujący w odcieniu, to jeszcze niezmywalny
Po godzinnym szorowaniu mydłem, szczotką pumeksem, zębami, cytryną, pastą do kibla i czym się da, efekt był w miarę zadowalający - czoło i ręce nabyły interesującego popielatego odcienia. Wypróbowałyśmy przy zgaszonym świetle, że mniej więcej ujdzie.
*
No to dziś robiłam nalewkę orzechową. Na orzechach włoskich. Kto miał do czynienia z zielonymi orzechami ten wie, że można nimi farbować różne rzeczy na kapryśny żółcień.
Nie założyłam rękawiczek. No i mam w week-end wielką rodzinną imprezę, psia mać!
Kieckę mam czarną, a może po prostu dodam sobie do tego żółty krawat?
niewypowiedziane
3 dni temu
Załóż rękawiczki, pasują do wieczorowej kiecki. :P
OdpowiedzUsuńRyję z błękitnego włosa, ahahahahha!
takie żółte gumowe, do zmywania :D
OdpowiedzUsuń