Właściwie to nie pamiętam, ile czasu znam się z Jackiem, raz, że ja nigdy nie pamiętam ile, dwa, że mam wrażenie, jakbyśmy się znali od setek lat. Pamiętam doskonale za to moją pierwszą u niego wizytę, grzane wino z macierzanką, który to sposób już na dobre zagościł w mojej kuchni, obłędną deszczową pogodę i długie nocne rozmowy o poezji i światach przy gorącej kozie. Teraz towarzyszy mi zawsze przy pisaniu, przy pracy, kawałek tamtego jackowego domu, podstawka do czytania książki sklecona przez Jacka z deski i klocka drewna oraz dwóch haczyków. Uwielbiam ją i zawsze przypomina mi o tym domu bez prądu, bieżącej wody, z wygódką z widokiem na góry, dobrym winem, prostym jadłem. O wierszach Jacka mogłabym powiedzieć sporo i sporo gdzieś tam na forach poetyckich powiedziałam, mam tomiki, o których nawet sam Jacek zapomniał, a teraz jestem świeżo po czytaniu Ruty. Świeżo nie znaczy jednokrotnie, bo jednokrotnie to za mało, żeby się zanurzyć w słowo i myśl poety, no to kilka słów, bo wiecie, ja nie jestem fanem rozbuchanych gabarytów tekstu zwłaszcza w necie.
Przed podróżą
Ścieram starannie ze stołu
nawilżoną gąbką farfocle
tytoniu, żółte ziarnka ryżu
z kurkumą i zacieki zielonej
herbaty. Jakbym nie chciał
pozostawić śladu.
(Jacek Mączka z tomu Ruta)
Jakbym nie chciał pozostawić śladu, a chciał widzieć, czy raczej dostrzegać, być uważnym na wydarzające się, ale tego nie zabierać, nie zbierać, nie gromadzić w stosy. Tak mówi do mnie tom Ruta Jacka Mączki. Widzieć cały świat w lustrach saren podczas śnieżycy, bo wiem tyle, ile jestem. Bo świat wie tyle o sobie ile sobą jest, dlatego Ruta plewi chwasty, tańczy ze swoimi demonami, rozkłada wachlarz w oknie, którego już nie ma i lubi miejsca, które nie udają niczego innego. Jest sobą, jest po prostu.
Jacek Mączka buduje obrazy z blików światła i kropel wody, to bardzo dla niego charakterystyczne, te zatrzymane, a jednak swobodnie płynące kadry. Falują, zanikają, wypływają w innych wierszach z nową barwą, pod zupełnie innym kątem. Jacek poza byciem poetą, fotografuje, a fotografia odbija świat jakim jest, a przecież widzi go za każdym razem inaczej, zachowuje, nie więzi. Obraz pojawia się na papierze, na matrycy i ujawnia nam niespodziewane rzeczy, coś co oko widziało, a nie dostrzegało. Podobnie te wiersze, pokazują niedostrzegalne wywołując w nas obrazy, poczucia, szelesty suchych ziół, ciemną oleistą głębię wody w załomach skał, miszmasz szuflady. To zwykłe i niezwykłe, a kiedy Ruta mówi nam usiłowanie bycia normalną jest męczące i odrzuca, czy może bardziej pomija normalność pojmowaną jako zbiór sztywnych zasad, wiemy, że tak właśnie jest, ale jeszcze boimy się puścić poręcz. Nic się nie bój, to wszystko minie, już minęło, zobacz, idź przez to światło, jak wielki zbiór negatywów, jak cały wszechświat niewywołanych jeszcze obrazów, szepczą nam pozostałe w nas wiersze.
Sarny
Dokąd idą brązowe sarny
po białym śniegu. Cztery
lustra w śnieżycy
(Jacek Mączka, z tomu Ruta)
Ps: a i wypatrzyłam tam konfiturę lewandoskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz