"Nigdy nie przechodź po pisarzu, jeśli nie masz pewności, że się nie podniesie za twoimi plecami. Jeśli spalisz go na stosie, sprawdź, czy rzeczywiście nie żyje. Bo jeśli przeżyje, przemówi. Przemówi w formie pisemnej, na zadrukowanej stronie, którą niełatwo zniszczyć."
(P.K. Dick, Radio Wolne Albemuth)
W jakimś netowym artykule przeczytałam, że: "o inteligencji danej osoby świadczy fakt, że w danej chwili potrafi podjąć najbardziej racjonalną i zarazem najrozsądniejszą decyzję. " i spadłam z planszy, bo pomimo usilnych i wielce skomplikowanych starań oraz prób okiełznań tego huculskiego konika zwanego moim życiem, nadal z okrzykiem juppi pakuję się w tarapaty nawet nie zatykając nosa. I kolejne rozkwaszanie mordy o beton niczego, ale to niczego mnie nie naucza, może tylko, że powierzchnia betonu jest szorstka. A niczego nie chcę przecież bardziejszego, niż wszyscy, ot mieć na ząb, do pieca, dla przyjemności, i żeby kochać i być kochaną, a z tym to chyba najtrudniej niestety i nawet tak dokładnie nie wiem czemu. Obarczam winą siebie, swój charakter, ale kiedy usiłuję znaleźć precyzyjną przyczynę, to nie umiem. A może po prostu mam pecha? Znaczy mam pecha na mur i jak to określił Zina, jestem w naszej grupie przyjaciół Jonaszem. No nic to, nie ma co labiedzić nad rzeczami, które są niewydarzone. Właśnie, dzięki uprzejmości ministerstwa oświaty i prania, przeczytałam Radio Wolne Albemuth Philipa K. Dicka (tłum. Tomasz Bieroń) z absolutnie świetną przedmową Wojciecha Manna, do której to przedmowy nie mogli wybrać nikogo innego, jako, że sytuacja opresyjnego państwa bardzo mocno dotknęła radiową Trójkę, więc Mann dokładnie wie, co trzeba powiedzieć. Z Dickiem to jest tak, że uwielbiam jego książki bez względu na to, czy są genialne, czy słabsze, ta nie jest jakoś szczególnie genialna, ale patrz powyżej. Powiedzmy, że to takie dickowskie didaskalia do sposobu myślenia w jego książkach, rozmaite drobiazgi składające się na inwigilację naszego życia, bo wcale nie jest to takie sf, to się dzieje niestety każdego dnia, patyczek po patyczku, szaszłyczek po szaszłyczku. I coś nie bardzo wygląda na to, że umiemy to budowanie klatki zatrzymać, a nie ma przecież nic niżejbudżetowego, jak trzoda budująca sobie samodzielnie wybieg i dojarkę. No więc w książce pewien człowiek odbiera sygnały od, albo nie, jak chcecie, czytnijcie sami. W książce występuje też sam Dick, który miał obsesję inwigilacji, a więc w pewien sposób przygląda się swojej głowie. Zresztą pisarze zawsze przyglądają się swoim głowom i mam nadzieję, że wybierają racjonalnie i rozsądnie. Fajnie, że są u mnie ferie, trochę podpasę blożyszcze i potrenuję literki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz