Globus wczoraj został odebrany od weta. To taki kot (Globus, nie pani doktor), który od paru lat koczował u nas na podwórzu. Jakiś czas temu wrócił z włóczęgi sponiewierany i schorowany, więc oczywiście, że nie wytrzymałam. No i teraz ma mieszkać u mnie, zatem od wczoraj nie pozwalam mu wychodzić na podwórze. Lamentuje, błaga: proszę, wypuść mnie, moja dusza nawykła do powietrza, do słońca, do przestrzeni, umrę tutaj albo co gorsza oszaleję na zawsze i już nigdy nie wrócę do siebie, proszę cię, błagam, podaruj mi choćby jeden dzień szumu drzew, jedną minutę światła.
Na fali wiecznego poczucia winy za każdy centymetr
wszechświata śniły mi się tygrysy, i niedźwiedzie, i zawalone terminy, i
widmowe płaczące dzieci, jednak wytrwałam do poranka. Dziś leje i wiaja, ale
mając dość żałobnych inkantacji, otworzyłam drzwi, a Globus na to: tak, z tym,
że nie dziś.
kurtyna : ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz