niedziela, 29 maja 2022

kawałkada

A bo wiecie, jak to jest, ładnie wszystko wygląda w internetach, nawet pościerana podłoga, ale tak naprawdę, to się siedzi na nie tyle tykającej bombie, co erodującej kładce. Dach, ściany, instalacje, absolutniewszystko domostwa, które ma ponad stooolaa stooolaaa i jest objęte rejestrem zabytków, a nie jest objęte uważnością głównego beneficjenta, to się wszystko z tego rejestru wykrusza. 
Każdy dzień, to nowa rysa, pecyna tynku, obawa o belkę, przesunięta dachówka, zwłaszcza kiedy dach wzięty jest w ajencję przez różnego rodzaju ptactwo, w tym bocięcie tudzież roje. Nie żebym narzekała, uwielbiam.
Krucha rzeczywistość dotyka tez szopy, w której stacjonują niemoje koty i mają tam jeszcze dodatkowo zrobioną i ocieploną budę i karmę. I Kurnik, w którym obecnie rezyduje tylko Florian*, ostatni ze stada i jednocześnie na stado oczekujący, sponiewierany lisim atakiem, wywinięty spod ostrza śmierci. Leciwy Uroboros podgryza własny ogon - burzyć, robić miejsce, ustępować, a jego ciało nieskończenie rośnie, by budować, zmieniać się, zapychać dziury. Utykam szpary w rzeczywistości mchem, zaklejam słowami, zamawiam łatami z desek i gwoździ. Świat mi się krzywi, jest z przyzwyczajenia przechylony, ile razy by go nie poprawiać, zawsze nadpruty i przetarty, ale to mój świat i takim go kocham

*zanim skończyłam ten post, pojawiło się stado.


A z przeczytań:

Nadal niezawodny Paul Beatty, którego przeczytałam w  dwóch kolejnych odsłonach
Białoczarny (w przekładzie Ewy Penksyk-Kluczkowskiej), to książka saga osobista, a jednocześnie saga afroamerykanów. Opowieść na wariackich papierach, opowieść przeironiczną, a zarazem ze wszechmiar czułą snuje Gunnar Kaufman, dorastający czarnoskóry poeta, próbujący odgadnąć kim i dla kogo jest.

Slumberland (w przekładzie Witolda Kurylaka) to kolejna koincydencja w moich historyjkach, która mnie zachwyciła. Podczas spektakularnego wstępu do naszego majowego wyjazdu do Berlina, wyciągnęłam ją z półki Zinka, bo z pośpiechu nie zabrałam z domu nic do czytania. (Dobra, pospiech wynikł był z tego, że zwlekałam z pakowaniem aż do godzinę przed.) W trasie okazało się, że rzecz dzieje się w Berlinie właśnie, a więc chodziłam później po Berlinie moim i DJ Darkyego jednocześnie. Książka przez muzykę i o muzyce, a właściwie o człowieku muzyką opisywanym, z jego stanami, uczuciami, bólem i wściekłą radością. DJ Darky przybywa do Berlina w poszukiwaniu muzycznego geniusza, którego utwór pojawia się w pornosie z dymaniem kury. I tak to się zaczyna...


Większość języków ma słowo na dzień przedwczorajszy. Ateayer po hiszpańsku. Vorgestern w niemieckim. W angielskim go nie ma. To język, który stara się zachować czas przeszły prosty i dokonany, wolny od rozmycia pamięci i nastroju w trybie łączącym.

(Paul Beatty, Slumberland, tłum. Witold Kurylak)

*

Wreszcie wzięłam się za Kazuo Ishiguro, na początek Pogrzebany olbrzym (w tłumaczeniu Andrzeja Szulca). Opowieść umieszczona w mgle czasów poarturiańskich płynie powoli, jak gęsta rzeka. Spotykamy tu niewiele postaci, które zostają splecione razem przez tajemniczą mgłę i wyruszają, by spełnić swoje przeznaczenie, a przy okazji dowiadują się z czego są zrobieni i co w nich płynie.

*

Mezopotamia Serhija Żadana (przekład Michał Petryk i Adam Pomorski), chyba do Żadana w ogóle nie trzeba namawiać? Jak zwykle znakomita proza nasiąknięta poezją. Przepiękne postaci, przepalony świat, w  którym czuć i rzeczywiście i pod podszewką rzeczy wistostości. 
PS: a na Silesiusie siedziałam tuż za Żadanem, ach jakże miałam ochotę cmoknąć go w czubek głowy. Nie, moi przyjaciele, naprawdę obiecuję, że nie zrobiłam tego!

Ojcowie miasta wchodzili na wieże, oglądali z góry wypełnione słonecznym kurzem przecznice, chwytali ledwie odczuwalny zapach rzeki, który nadlatywał z południa, patrzyli, jak powierzchnia rzeki na północy błyska niczym skrzydło samolotu, słuchali ptaków krążących nad nimi, unosili spojrzenia i prosili świętych o mądrość i opiekę. Święci stali w niebieskiej, niewidocznej przestrzeni, za strumieniami wiatru i powietrznymi jamami, karmili z dłoni ptactwo, przysłuchując się głosom z dołu, odpowiadali ojcom miasta jakoś tak:

- Robimy wszystko, co od nas zależy. A wcale nie wszystko od nas zależy, więc trzeba polegać nie tylko na nas. Większość życiowych niepowodzeń i duchowych wątpliwości wynika z niechęci codziennego dzielenia naszych uczynków na dobre i złe. Mamy miłość, ale nie zawsze z niej korzystamy. Mamy strach i polegamy na nim bardziej niż trzeba. Życie ma zawsze dwie drogi: jedna prowadzi do raju, druga do piekła, choć w wielu miejscach się one przecinają.

(S.Żadan, Mezopotamia, tłum.M.Petryk)


amen

Berlin 02.05.22
foto Dośka


2 komentarze:

  1. Moje słowa na dziś: Większość życiowych niepowodzeń i duchowych wątpliwości wynika z niechęci codziennego dzielenia naszych uczynków na dobre i złe. Mamy miłość, ale nie zawsze z niej korzystamy.
    Dobranoc

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy strach i polegamy na nim bardziej niż trzeba" a z wiekiem coraz bardziej :)

    OdpowiedzUsuń