A gdybym zmieniła kopalnię przenosząc się do innego województwa, to miałabym jeszcze trochę kanikuły. Tak się rozleliwiłam zakazując sobie święcie nie tykać palcem najmniejszym u stopy szkolnych spraw. No może jednym, ale to było ustalone jeszcze przed feriami. Nareszcie miałam trochę czasu na poczytanie, spędziłam też fajny tydzień z Jakubem, którego zlucyferowałam i sama niestety pogrążyłam się w lucyferyjności, gdyż odczuwam nieprzemożny pociąg do obejrzenia serialu do końca, zanim jeszcze kanikuła rozpłynie się we mgłach, opadach śniegu, deszczu, wściekłych wydmuchach wiatru i promieniach słońca, które na przemian funduje mi zaoknie.
Dawno nie skamlałam o czytankach, więc dziś trzy tytuły wam podrzucam
Najpierw, poszukując czegoś zupełnie innego, ujrzałam okładkę książki Sophie Anderson Baśnie Śnieżnego Lasu (przekład Przemysława Hejmeja) i od razu w nią wsiąkłam, wiecie, te wszystkie mrozowe kwiaty, śnieżne drzewa zapychające kadr i oprószone wolno i gęsto spadającymi płatkami śniegu. Drzemiąca od zawsze we mnie rosyjska magia natychmiast podskoczyła, powęszyła nosem i zanim zdołałam wykrztusić coś o byciu pod finansową kreską, już wpisała kod zapłaty, a że książki chadzają w stadach, to okazało się, że kupiła również nocno-leśny Dom Na Kurzych Łapach również w przekładzie Hejmeja. Są to dwie pozycje dla dzieci inspirowane folklorem słowiańskim i udatnie wplatające motywy baśni w opowieść o stawaniu się sobą. W Baśniach Śnieżnego Lasu mamy dziewczynkę którą zwą Janką Niedźwiedzicą i jest tam, moiściewy, prześliczny zimowy krajobraz rodem z Andersena i tych cudownych zabaw ozdobami choinkowymi i wypraw w śnieżny ogród, który stawał się lasem i jest tam miejsce na odwagę i zwątpienie, na gniew i radość, na łzy i śmiech, a także, a myślę, że przede wszystkim na zrozumienie, że się jest sobą od początku do końca, od a do zet, tylko trzeba czasem okrążyć kulę ziemską i zobaczyć swoje plecy, żeby powiedzieć - ojej, to ja, zawsze tu byłem. A to wszystko napisane pięknym językiem przyjemnym dzieciom i dorosłym kochającym baśnie też. Ilustracje, choć monochromatyczne, mocno utrzymują opowieść w klimacie.
Dom Na Kurzych Łapach poprzez motywy i niektórych bohaterów jest połączony z Baśniami, opowiada jednak historię innej dziewuszki, Marinki, która także szuka swojego miejsca usiłując ze wszystkich sił nie zostać gospodynią tytułowego domu, a także przewodniczką dusz zmarłych (pobrzmiewa gaimanowskol, czyż nie?) . Tak bardzo się stara, że rozrabia dość mocno i nieodwracalnie, zanim odszuka to, na czym naprawdę jej zależy. Nawet mnie, czasami wkurzała niemiłosiernie, choć to postać napisana przede wszystkim dla młodych czytelników. Książka także ślicznie wydana, więc warto. Jedna i drugą warto
Neil Gaiman, M jak magia w przekładzie Pauliny Braiter, to zbiór opowiadań, większość z nich znalazła się też w zbiorczych tomach Gaimana, więc po prostu sobie powtórzyłam.
A do tego jeszcze Kurt Vonnegut, Niech Pana Bóg Błogosławi, Panie Rosewater w tłumaczeniu Lecha Jęczmyka i chyba nie trzeba jakoś specjalnie przedstawiać ani autora, ani tłumacza, bomówią sami za siebie, a książka poprzez szkaradzieństwo, rozchwianie i obłęd świata pokazuje wielką czułość i ogromny humanizm. Czyli słony i ciepły humor vonnegutowski na wieczór.
O tygodniu z Jakubem pewnie jeszcze coś skrobnę, a tymczasem, tak wygląda Jakub zasiadający w fotelu przed Lucyferem i kontemplujący ciasteczko maślane, które wraz z innymi ciasteczkami upiekliśmy pewnego wieczoru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz