W Hodży Nasreddinie kocham się od dziecięctwa, dokładnie nie pamiętam, ale miałam nie więcej niż 8 lat, kiedy odkryłam jego przygody w Płomyczku lub Płomyku, bo namiętnie czytałam wtedy oba razem ze Światem Młodych, Świerszczykiem i Szpilkami przegryzając Magazynem Rodzinnym oraz Przyjaciółką. W czasopismach wtedy, dla mnie, dzieciaka ze wsi, był cały przekrój świata i nic tak nie rozgrzewało wyobraźni, jak ziarniste monochromatyczne zdjęcia egzotycznych zakątków, opisy tajemniczych obyczajów, historie rodzinne, humorystyczne "dorosłe" opowiastki wymieszane z kreska przygód Gapiszona i innych komiksów. Kiedy to wszystko przywołuję, nawet teraz, tętnią we mnie ciągle w rytm pływów fal mózgowych tamte poczucia. No więc dzięki Płomyczkowi objawił mi się Hodża, a kiedy w bibliotece szkolnej znalazłam jeszcze Zagadkową ucieczkę Hodży Nasreddina pióra Zdzisława Nowaka, byłam w niebie siódmym i obowiązkowo wypożyczałam ją najmniej co pół roku, sprawiedliwie na zmianę z Dziećmi z Bullerbyn i Tajemniczą wyspą. Marzyłam, żeby posiąść książeczkę na własność i dziś mogę z dumą zaliczyć to marzenie do spełnionych. Mocno tkwi we mnie ten Hodża, jego filozofia, jego prosty sposób bycia, spojrzenie na świat lekko zmrużonymi oczami, potrzeba by iść dalej kopiąc kamyki przydrożne i zatrzymując się pod drzewami, żeby zjeść figę. Kilka dni temu robiłam sieciowy przegląd co w baśniach piszczy i wyszukawszy sobie nowe świetne opracowanie baśni ludu Hausa, przy okazji złapałam w łapy zachłanne trzy nowe dla mnie tomy związane z Hodżą.
Nie wiem, czy da się zepsuć opowieści o tym bohaterze, mam wrażenie, że postać Nasreddina prowadzi się sama, ktokolwiek by jej nie dotknął i nie trzeba mu rysować ścieżki piórem, bo duch Hodży wydaje się silniejszy od autorskiego i mam wrażenie, jakby zostawiał autorów i ruszał na swym wiernym ośle swoją własną ścieżką. A wtedy styl opisujących przygody Hodży splata się w jeden warkoczyk i opowieść kontynuuje się sama, tka jeden nasreddinowski dywan. No więc mam trzy nowe książeczki i znowu wędruję przez ulice królewskiej Buchary, Chorasanu, wąskimi górskimi ścieżkami przystając po drodze w czajchanach. A jako, ze moje neurony lustrzane są nadreaktywne, koniecznie musi być do tych książek naparzona na bursztynowo herbata, koniecznie cieniutka szklanka, koniecznie metalowa lampka rzucająca żółty księżyc światła.
A w kolejce już czeka nowo upolowany tom Neila Gaimana
Dziękuję Ci za przypomnienie jednego z ulubionych bohaterów również mojego dzieciństwa. Uległam pokusie i zamówiłam...
OdpowiedzUsuńNo mus, prawda? :D
OdpowiedzUsuń