Umyłam okna w pokoju, co jest wielkim wyczynem u mnie, akolity chaosu, może jego ziarna nawet, bo gdzie się nie zatrzymam, bałagan, gdzie nie położę jednej rzeczy, rozrasta się wykładniczo i obejmuje we władanie całą dostępną przestrzeń. A ponieważ jestem akolitą niewiernym i występnym, staram się z sił wszystkich utrzymać ten chaos w ryzach, burząc mu jego chaotyczność staraniem (w granicach wszakże rozsądku) o porządek. ratując więc swoje życie, staję sama przeciwko własnej naturze i własną naturą swoje działania przekreślam. Jednym słowem Uroboros, a pierdolnik, który zwycięża, siada na szczycie sterty.
No to tak patrząc przez czyste szyby myślę sobie, jaka ta jesień ładna, jak pędzi w niej niebo, galopuje, zwija się w chmurach, układa w zalotne pasma, jak się bzdyczy deszczem i zaognia poranną mroźną czerwienią. Wyciągam z herbaty maliny i zjadam jedna po drugiej, umieszczając ich smak na widmowych półkach pamięci.
A właśnie, pamięć. Moją supermocą jest dostęp do większości emocjonalnych wspomnień i wrażeń, które były moim udziałem. Niemal fotograficznie, jeśli można byłoby zrobić uczuciu fotografię. Z ogromnej ich liczby nie korzystam, zwłaszcza z tych bolących, ale czasem lubię wyjąć jedno z albumu, pooddychać. I tak wczoraj, szybując przez okno na jesień, wydobyłam sobie to wspomnienie, kiedyśmy żegnali się kończąc studia. To poczucie, że już nigdy nie spotkamy się w tamtym składzie, w tamtych czterech ścianach, w takich codziennych okolicznościach, w tamtym życiu. Że to już odchodzi. Pamiętam to poczucie straty i smutku i wczoraj przeżyłam je raz jeszcze z pamięci. Smakowałam jego nuty, rozcierałam na języku popiół i słodycz, zanurzałam się w tamtych obawach. Takie rozrywki sobotnie.
a mieszkaliśmy na ulicy Aleja Przyjaciół nad pięknym jeziorem Długim
no i spotykamy się, oczywiście, ale już nigdy tak, bo już nigdy nie będzie takiego lata i wódka nie będzie taka zimna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz